– Notujemy wzrost nieterminowych płatności za gaz, zarówno od klientów indywidualnych, jak i firm – mówi Joanna Zakrzewska, rzecznik prasowy PGNiG.
Jednak najgorsze jeszcze przed nami, bo bieżące opłaty nie są aż takim obciążeniem dla domowych budżetów jak kredyty. Łącznie gospodarstwa domowe spłacają 337 mld zł kredytów, z czego grubo ponad 100 mld przypada na pożyczki gotówkowe. Reszta to kredyty mieszkaniowe (208,5 mld zł), debety w kontach, limity na kartach oraz zakupy ratalne. Już teraz wiadomo, że część tych należności nie zostanie spłacona.
Najbardziej zagrożone są szybkie pożyczki, których banki w pogoni za rekordowymi wynikami masowo udzielały w poprzednich latach również klientom niezbyt szczegółowo sprawdzanym. – W bankach tyka bomba z opóźnionym zapłonem – mówi Michał Macierzyński, analityk finansowy portalu Bankier.pl. – Już teraz pogarsza się spłacalność kredytów konsumpcyjnych, a w następnej kolejności klienci przestaną płacić raty za mieszkanie – przewiduje Macierzyński.
Branża bankowa nieoficjalnie szacuje wartość kredytów zagrożonych niespłaceniem na 30-40 mld. Te wyliczenia biorą pod uwagę spodziewany w tym i przyszłym roku wzrost bezrobocia o kilkaset tysięcy. Biuro Informacji Kredytowej szacuje, że w przypadku takiego obrotu spraw tylko odsetek niespłacanych pożyczek gotówkowych wzrośnie z obecnych 10 do 16 proc.
Banki doskonale zdają sobie z tego sprawę i już teraz zawiązują ogromne rezerwy na pokrycie strat związanych z kredytami, których nie będzie można odzyskać. Tylko na kredyt w karcie BRE Bank, do którego należą MultiBank oraz mBank, zawiązał 100 mln zł rezerwy. Kredyty psują się praktycznie we wszystkich bankach. Analitycy spodziewają się, że łączną kwota rezerw na nierzetelnych dłużników wyniesie w tym roku co najmniej kilka miliardów złotych.
Z raportu Biura Informacji Gospodarczej „Infomonitor” wynika, że na koniec maja w Polsce już 1,36 mln ma opóźnienia powyżej 60 dni w spłacie kredytu, czynszu czy opłat za telefon. – To historyczne dane i w rzeczywistości obraz jest dużo gorszy – przestrzega Michał Macierzyński. Wartość zagrożonych kredytów w bankach z pewnością przekracza już 15 mld zł, natomiast zaległe płatności Polaków to grubo powyżej 10 mld zł.
Ze spłatą zobowiązań największe problemy mają teraz ci, którzy zbyt pochopnie podjęli decyzję o zakupie nowego sprzętu czy innych towarów. Z danych Biura Informacji Kredytowej wynika, że odsetek niespłaconych przez nich kredytów ratalnych wzrósł w ciągu 8 miesięcy o 1,5 pkt proc. i wynosi teraz 10,42 proc. Najtrudniej spłacać pożyczki tym, którzy zadłużyli się w kilku bankach jednocześnie. Poważne problemy z terminowym regulowaniem zobowiązań ma już 1,4 mln osób. To już prawie 15 proc. wszystkich kredytobiorców i o ponad 20 proc. więcej niż rok wcześniej.
Problemy z terminowym regulowaniem płatności coraz mocniej dają o sobie znać również w sferze biznesu. Co trzecia ankietowana przez Infomonitor firma przyznała, że w terminowe wpłaty nie przekraczają nawet połowy należności. A jeszcze rok temu takie problemy miał zaledwie co czwarty przedsiębiorca. Problemy się więc zazębiają. 15 proc. właścicieli firm zredukowała zatrudnienie lub zamierza to uczynić w najbliższym czasie. Natomiast 8 proc. tnie pensje pracowników. To może jeszcze bardziej rozkręcić spiralę zadłużenia, bo konsumenci zaciągający kilka miesięcy temu kredyty nie brali pod uwagę, że ich dochody spadną lub że stracą pracę.
Niewielkim pocieszeniem dla nich jest to, że od ponad dwóch miesięcy obowiązuje ustawa o ochronie konsumentów przed wierzycielami. Niestety ze względu na skomplikowaną procedurę i duże, sięgające co najmniej kilku tysięcy złotych, koszty sądowe z tej możliwości skorzystało zaledwie kilka osób. Upadłość zostawia konsumenta praktycznie bez jakiegokolwiek majątku i sprawia, że nie może on wrócić do normalnego korzystania z usług bankowych. Związek Banków Polskich chce takiej nowelizacji przepisów, aby były one bardziej szczegółowe i umożliwiły objęcie upadłością większej liczby zainteresowanych.
Tomasz Dominiak
Współpraca: Magda Olczak