Czarne listy to mit

Większość mediów donosi jakie to proste dostać się na „czarną listę dłużników” i jak to po tym zdarzeniu nie można kupić telefonu, kablówki, komputera na raty, wziąć kredytu itd. Czarne listy stały się więc straszakiem, synonimem piętna wypalanego złodziejom w średniowieczu i przy pierwszej okazji wykorzystywane są przez wszelkiej maści firmy, instytucje i przedsiębiorstwa do postawienia na swoim – nie zawsze zgodnie z prawem i dobrym obyczajem.

Czarne listy dłużników w rzeczywistości nie istnieją. Istnieją natomiast biura, które trudnią się gromadzeniem informacji o stanie zadłużenia konsumentów i o tym w jaki sposób konsumenci regulują swoje zobowiązania. Jednym z takich biur jest utworzone przez banki z inicjatywy Związku Banków Polskich Biuro Informacji Kredytowej – słynny BIK. Ten, w odróżnieniu od równie groźnie brzmiącego BIG-u, działa na podstawie Prawa Bankowego, które od zawsze pozwalało bankom na wymienianie się informacjami objętymi tajemnicą bankową w by w ten sposób dobrze ocenić zdolność kredytową klienta. Warto bowiem zaznaczyć, że banki zobowiązane są do szczególnej dbałości o to komu i ile pieniędzy pożyczają, ponieważ angażują w to środki pozyskane od innych klientów w postaci depozytów.

BIK a BIG

 

Biuro Informacji Kredytowej udostępnia bankom – odpłatnie – raporty o klientach systemu bankowego – wyłącznie. Banki natomiast, posiłkując się danymi o ilości i wielkości zaciągniętych przez klienta kredytów i pożyczek w innych bankach oraz o terminowości spłaty tych zobowiązań, podejmują decyzję czy i w jakiej wysokości udzielić mu nowego kredytu. Nie jest to zatem żadna czarna lista. Jest to lista wszystkich klientów korzystających z kredytów i pożyczek, limitów w rachunku i kart kredytowych, którzy korzystają z produktów kredytowych oferowanych przez banki i SKOK-i bo i te współpracują z BIK.

Oznacza to tylko tyle, że niespłacony kredyt będzie nam się odbijał czkawką jeszcze przez kilka lat (do 5) i może owszem powodować pewne trudności w zaciąganiu kolejnych zobowiązań lub podpisywaniu umów abonamentowych. Nie oznacza to jednak, że dane takiego dłużnika opatrzone są jakimś szczególnym przymiotnikiem, czy broń Boże czerwoną, rzucającą się w oczy etykietka „UWAGA, DŁUŻNIK”.

Czym innym są BIG-i. Te działają na mocy Ustawy o udostępnianiu informacji gospodarczej i nie przetwarzają danych historycznych tak jak BIK . Informacja gospodarcza definiowana jest tu jako zaległe, opóźnione o co najmniej 60 dni zobowiązania finansowe. To jednak też nie jest czarna lista, która miałaby dyskredytować delikwenta na zawsze. Po pierwsze, zamieszczenie informacji o spóźniającej się spłacie zobowiązania jest możliwe dopiero po uprzednim poinformowaniu dłużnika, a spłata zadłużenia i informacja przesłana o tym do BIG powoduje skasowanie informacji o byłym długu. Po drugie do BIG mogą trafić inne niż bankowe zobowiązania finansowe (np. nie zapłacone przez co najmniej dwa miesiące rachunki telefoniczne, za Internet, kablówkę, wodę, gaz, mieszkanie itd.), a po trzecie, zobowiązania takie nie mogą być niższe niż 200 zł w przypadku klientów indywidualnych i 500 zł w przypadku firm.

Raport może pomóc

 

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że może otrzymać raport z BIK na temat siebie samego. Wystarczy tylko zgłosić do Biura taką potrzebę. Raport, jeśli informuje o terminowo spłacanych zobowiązaniach wobec banków może na przykład ułatwić wynajęcie mieszkania (uwiarygodnia najemcę w oczach wynajmującego), być argumentem za obniżeniem czynszu lub kaucji.

Raport BIG i BIK może pomóc również w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej. Sprawdzenie kontrahenta nie jest kosztowne, a może ustrzec przed wplątaniem się w układ z szemraną firmą lub nieuczciwym klientem indywidualnym.

Biura chronią zatem zarówno stronę zaciągającą zobowiązania (np. przed nadmiernym i lekkomyślnym zadłużaniem, które może być trudne do spłaty) jak i stronę udzielającą kredytów i pożyczek – tym samym również klientów, którzy w banku składają lokaty. Chronią przedsiębiorców przed nieuczciwymi kontrahentami, zmniejszając tym samym koszty prowadzenia działalności i wspomagając starania zmierzające do zachowania płynności finansowej. Dlatego wszelkie doniesienia mówiące o „tych złych czarnych listach” należy podzielić przez co najmniej dwa. I terminowo regulować swoje zobowiązania by nie dać się wciągnąć na którąś z nich.

Źródło: Gazeta Bankowa