Mamy za sobą trzy dni dość wyrównanej wymiany ciosów między kupującymi, a sprzedającymi. Żadna ze stron nie może osiągnąć wyraźnej przewagi, zaś indeks największych spółek WIG20 niezmiennie tkwi w strefie 1750-1800 pkt. Inwestorzy czekają na wyraźny sygnał do zakupów, bo sześciotygodniowa fala wzrostów sprawiła, że przynajmniej jedno-dwutygodniowa korekta jest rynkowi naprawdę potrzebna.
I chyba taką korektę właśnie mamy. Jest ona płaska i właściwie bezbolesna dla posiadaczy akcji. Skoro przez trzy dni nie nastąpiło przesilenie, to rośnie prawdopodobieństwo pozytywnego scenariusza. Gracze, którzy liczyli na możliwość okazyjnych zakupów będą musieli spasować. I rynek znowu ruszy w górę. Niektórzy analitycy przewidują, że jeśli nie stanie się nic złego na Zachodzie (upadek jakiegoś dużego koncernu, nowe trupy w szafach banków, fatalne dane makroekonomiczne), to możemy liczyć nawet na rajd w okolice 2000 pkt. w przypadku indeksu WIG20. To oznaczałoby jeszcze z grubsza 10-proc. potencjał wzrostu. Solidny wzrost akcji w czwartek wieczorem na giełdach amerykańskich może dać impuls do realizacji tego scenariusza (S&P 500 wzrósł o 1,5 proc., zaś Nasdaq o 2,5 proc.)..
Z tych wszystkich rachub nic nie robią sobie krajowi inwestorzy, których domeną są małe i średnie spółki. Tych nie dotyczą żadne opory, żadne korekty. Indeks sWIG80 idzie spokojnie w górę bez cienia zadyszki. I jest już na poziomie z początku października zeszłego roku. Rynek małych spółek jest tak „wysuszony” bessą, że taka skala odbicia nie dziwi, choć przynajmniej niewielka, kilkuprocentowa korekta wydaje się być już w zasięgu ręki.
Paweł Grubiak
Doradca inwestycyjny
Superfund TFI
Źródło: Superfund TFI