Wiele wskazuje na to, że akcje będą w najbliższym czasie dobrą inwestycją. Ich ceny są wyjątkowo niskie w relacji do papierów dłużnych. Jednak argumentów za wzrostem jest więcej.
Gdyby relacje między akcjami a obligacjami miały się kształtować tak jak przed kryzysem wówczas akcje powinny być 2-3 razy droższe niż obecnie. Jednak to nie akcje są bardzo tanie tylko obligacje są nadzwyczajnie drogie tak, że relacja, która dotąd wiązała je z akcjami uległa zmianie. Co ją spowodowało? Przede wszystkim od czasu kryzysu finansowego gwałtownie wzrósł popyt na bezpieczne aktywa. Z drugiej strony bardzo skurczyła się podaż bezpiecznych papierów wartościowych. Pierwsza fala kryzysu pozbawiła tego miana instrumenty oparte o kredyty hipoteczne. Wraz z kryzysem w strefie euro z grona bezpiecznych aktywów wypadł dług hiszpański oraz włoski. Nic więc dziwnego, że pozostałe jeszcze instrumenty bez ryzyka stały się nad wyraz cenne.
Wśród inwestujących w bezpieczne aktywa takie jak obligacje i depozyty bankowe narasta jednak rozczarowanie wywołane niskimi stopami zwrotu, które nie pozwalają nawet zachować siły nabywczej kapitałów. Z czasem coraz więcej z nich zacznie spoglądać w kierunku instrumentów bardziej ryzykownych, ale chociaż dających szanse na pomnożenie bogactwa. Co jeszcze będzie skłaniać inwestorów w kierunku rynku akcji?
1. Wysoki globalny wzrost gospodarczy
Choć w krajach rozwiniętych nie należy się spodziewać szybkiego wzrostu gospodarczego, to kraje rozwijające się dysponują potencjałem, który wystarczy do rozpędzenia globalnego PKB. Międzynarodowy Fundusz Walutowy prognozuje, że obecna dekada będzie rekordowa pod względem światowego tempa wzrostu gospodarczego – w ciągu najbliższych pięciu lat wyniesie ono średnio rocznie około 4,5%, podczas gdy w latach 2000-2009 było to zaledwie 3,5%. Z perspektywy spółek notowanych na czołowych giełdach w Europie i USA globalne tempo wzrostu ma niemniejsze znaczenie niż lokalne PKB. Za przykład niech posłuży niemiecki indeks DAX, który skupia spółki czerpiące 60% swoich przychodów z rynków poza Europą.
2. Po bessie przychodzi hossa
Historia amerykańskiego rynku akcji wskazuje, że prawie zawsze po dekadzie ujemnych stóp zwrotu, przychodzi wyraźna poprawa. Od początku dwudziestego wieku było tylko 17 pechowych lat, kiedy to inwestycja nie pozwalała w ciągu kolejnej dekady na pomnożenie środków. Tylko raz jednak zdarzyło się, że po takim „chudym” okresie nie następowało co najmniej pięć „tłustych” lat.
Zainwestowanie w ostatnim roku bessy przynosiło przeważnie dwucyfrowe roczne stopy zwrotu przez następne pół dekady. Jedyny raz, gdy taka strategia nie pozwoliła zarobić miał miejsce w roku 1977. Po dziesięciu latach spadków nie nastąpiło odbicie dostatecznie silne, by uzyskać dodatnią realną stopę zwrotu – w latach 1977-1982 można było zarobić realnie -0,2% rocznie. I taki zarobek, w sytuacji znacznie gorszych realnych stóp zwrotu z rekordowo nisko oprocentowanych obligacji rządowych, może być pewnym pocieszeniem.
3. Niskie wyceny rodzą wysokie zyski
Jest jeszcze inna historyczna prawidłowość, która wskazuje na dodatnie stopy zwrotu w najbliższych latach. Szczególnie wyraźnie widać ją, gdy popatrzy się na europejskie spółki. Mowa o wskaźniku C/Z skonstruowanym przez ekonomistę Roberta Shillera, który wziął pod uwagę nie zysk z ostatniego roku lecz średni zysk z ostatnich 10 lat.
Między poziomem wskaźnika Shillera a stopą zwrotu z rynku akcji w ciągu kolejnych dziesięciu lat istnieje bardzo wyraźna zależność. Im niższy poziom wskaźnika tym większy zarobek na akcjach w trakcie kolejnej dekady. Dla spółek z indeksu Stoxx 600 wskaźnik Shillera wynosi około 10, co wskazuje na realne stopy zwrotu w kolejnych latach na poziomie ok. 10% rocznie.
4. Alokacja w akcje i obligacje wkrótce odwróci się
Trzecim argumentem przemawiającym obecnie za akcjami jest niski poziom alokacji środków instytucji finansowych w ten instrument. Pęknięcie bańki internetowej a następnie kryzys subprime spowodowały odwrót od akcji na rzecz obligacji. Zaangażowanie europejskich funduszy emerytalnych i instytucji ubezpieczeniowych w akcje spadło z około 27% do około 14%. W obliczu niskich rentowności obligacji i atrakcyjnych wycen spółek giełdowych, pieniądze instytucji zainteresowanych długoterminowym inwestowaniem zaczną powoli wracać na giełdy.
Czy czas kupować akcje?
W kontekście powyższych rozważań należy więc umieścić rajd giełdowy, który miał miejsce w minionym kwartale. Nawet jeśli ceny rosły zbyt szybko i czeka nas korekta (być może tradycyjnie w maju), to nie zmienia to sytuacji: akcje w najbliższych latach pozostają spośród tradycyjnych aktywów najlepszą propozycją. Ile będzie można na nich zarobić? Nie należy przesadzać. Rynki Europy i Ameryki przyniosą realnie około 5-6% rocznie, Japonia pozwoli zarobić nieco mniej, około 4%.
Ile dadzą zarobić polskie akcje? Niewykluczone, że więcej, jednak nad Wisłą na wzrosty przyjdzie trochę poczekać. Kraje, które dysponują kapitałem o decydującym znaczeniu dla globalnych rynków, najpierw muszą odkryć na nowo macierzyste parkiety. Po kilku kwartałach wzrostów na rynkach rozwiniętych, gdy ceny zaczną się tam wydawać wysokie, pieniądze popłyną w miejsca uważane za bardziej ryzykowne, takie jak giełda warszawska.
Więcej informacji: Raport perspektywy dla globalnego rynku akcji
Źródło: Wealth Solutions