Inwestorzy z Wall Street dokonali niemałej sztuki i w czwartek podnieśli średnią przemysłową Dow Jonesa o ponad czterysta punktów. Pojawiła się szansa na ubicie podwójnego dna i rozpoczęcie dłuższego odreagowania. Na razie jest to tylko szansa.
W czwartek w końcu dała o sobie znać siła nieskoordynowanych administracyjnych interwencji, przy pomocy których od kilku dni usiłowano opanować spanikowane rynki finansowe, dokonując dywanowych nalotów na „bezpieczne przystanie”. Po EBC i Rezerwie Federalnej na arenę wkroczyła CME Group. Operator nowojorskich giełd towarowych podwyższył depozyty wymagane do otwarcia kontraktu na złoto o 22%, co przegoniło z rynku co bardziej zlewarowanych i spekulacyjnie nastawionych graczy.
Po uderzeniu w złoto przyszła kolei na franka. Thomas Jordan – wiceprezes Szwajcarskiego Banku Narodowego – dokonał bezprecedensowego ataku na wiarygodność własnej waluty. Jordan zagroził zwiększeniem skali dodruku franka, wprowadzeniem ujemnych stóp procentowych, a nawet tymczasowym sztywnym powiązaniem franka z euro. Tego ciosu frank już nie wytrzymał i zaczął dramatycznie tracić względem euro, dolara i złotego.
Następnie pojawiły się doniesienia, że giełdy w Paryżu i Mediolanie zakażą krótkiej sprzedaży akcji. Dla rynkowych spekulantów był to jasny sygnał, że władze nie będą tolerowały dalszych spadków. Ponadto pojawiły się ciut lepsze dane z USA: w zeszłym tygodniu liczba noworejestrowanych bezrobotnych po raz pierwszy od kwietnia spadła poniżej 400 tysięcy. To żaden przełom, ale dziś była to informacja przesądzająca o powrocie apetytu na ryzykowne aktywa.
Dodatkowo rynkowi spodobały się też wyniki kwartalne Cisco Systems. Walory największego producenta urządzeń sieciowych podrożały o 18% i przypomniały inwestorom, że 3/4 z 429 spółek z indeksu S&P500, które do tej pory zaprezentowały wyniki za drugi kwartał, pokazało zyski wyższe od mediany prognoz analityków. W sumie największe amerykańskie korporacje zarobiły o 16% więcej niż przed rokiem.
Taki zestaw danych wystarczył, aby na razie opanować giełdową panikę i doprowadzić do masowego zamykania krótkich pozycji. Niektórzy inwestorzy mogli też uznać, że amerykańskie spółki wyceniane na niespełna 12-krotność zysków za ostatnie cztery kwartały stanowią dobrą okazję inwestycyjną.
Obok nastrojów poprawiła się też sytuacja techniczna. W ciągu ostatnich trzech sesji amerykańskie indeksy uformowały coś, co ma szansę przerodzić się w formację podwójnego dna zapowiadającą odwrócenie trendu spadkowego. O tym jednak przekonamy się dopiero, gdy byki pokonają istotne poziomy oporu – czyli okolice 1.260 pkt. w przypadku indeksu S&P500.
Źródło: Bankier.pl