Jego zdaniem najpierw należy zrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyn (panie dziś kończą aktywność w wieku 60 lat, panowie pięć lat później) a w następnej kolejności wydłużenie o dwa lata dla obu płci.
Jest to konieczne, bo od 2009 r. zaczyna się systematycznie zmniejszać na rynku pracy liczba osób w wieku produkcyjnym czyli w wieku 18-59/64 lata. Według prognozy demograficznej GUS w 2015 r. będzie ich 23,7 mln, czyli o 900 tys. mniej. W tym czasie wiek emerytalny osiągną osoby urodzone w okresie powojennego wyżu demograficznego.
Jednocześnie na rynek pracy wkraczać będą osoby urodzone w okresie niżu demograficznego. Zgodnie z prognozą GUS w 2009 r. mamy 3,5 mln osób w wieku 19-24 lata, a w 2015 r. ma ich być 2,8 mln, czyli o prawie 700 tys. (to jest ok. 20 proc.) mniej.
Ale chociaż wydłużenie wieku emerytalnego jest konieczne, jak na razie w rządzie nie toczą się prace nad konkretnym projektem ustawy. – Najpierw potrzebna jest nam na ten temat spokojna i rzeczowa dyskusja publiczna- tłumaczył Boni.
Do projektu ustawy przesuwającej wiek przechodzenia na emertyturę przymierza się także minister pracy Jolanta Fedak. Jej zdaniem należy to jednak zrobić stopniowo. Pierwszy etap reformy powinien objąć osoby, które obecnie mają mniej niż 40 lat. Czyli te osoby pracowałyby stopniowo od 1 do 5 lat dłużej. W ten sposób kobieta, która w chwili reformy miałaby 39 lat odchodziłaby na emeryturę w wieku 61 lat a np. 37-latka w wieku 63 lat.
Osoby starsze pracowałyby tak jak obecnie – kobiety do ukończenia 60 lat, a mężczyźni 65 lat.
Joanna Ćwiek