Czy czeka nas świński dołek?

Świńska grypa popsuła nieco nastroje na światowych giełdach, ale na razie nie można mówić o odwrocie od akcji, a co najwyżej o ostrożniejszym podejściu do ich nabywania.

WIG20 w poniedziałek osunął się o 1,56 proc., zaś WIG o 1,11 proc., przy czym żaden z tych indeksów nie przebił istotnych poziomów. Tak naprawdę bardziej nerwowo było na rynku walutowym, na którym szybko rósł kurs euro wobec złotego. Mogło to zasiać w sercach inwestorów giełdowych pewien niepokój, ale nie doprowadziło do większej wyprzedaży akcji.

Gracze powinni pamiętać, że podczas poprzednich zawirowań tego typu, kiedy pojawił się wirus ptasiej grypy, nerwowe sprzedawanie akcji na dłuższą metę nie popłaciło. Zapewne to jeden z powodów, dla których reakcja inwestorów na pojawienie się nowej odmiany grypy jest póki co umiarkowana.

Indeksy w Europie Zachodniej – DAX i CAC40 – zakończyły poniedziałek nawet na niewielkich plusach, zaś Wall Street straciła niewiele, mniej niż 1 proc. Stosunkowo większa niepewność panuje na rynkach wschodzących, np. brazylijska Bovespa straciła w poniedziałkowy wieczór 2 proc.

Dziś w kalendarium makroekonomicznym nie ma istotnych danych, więc uwagę od kłopotów z grypą mogłyby odwrócić kolejne wyniki finansowe spółek. A pochwalą się nimi takie tuzy, jak Bristol Myers Squibb, Deutsche Bank, Neste, Office Depot, czy Pfizer.

Tak naprawdę świńska grypa – o ile liczba zachorowań nie zacznie drastycznie rosnąć – jest pewnym zagrożeniem dla koniunktury w Warszawie głównie przez pryzmat zbliżającego się długiego weekendu. Inwestorzy, mając w perspektywie aż trzy wolne dni i ryzyko pojawienia się nowych informacji z frontu walki z grypą, mogą asekurować swoje portfele bardziej, niż można byłoby się tego spodziewać jeszcze kilka dni temu.

Paweł Grubiak

Doradca inwestycyjny
Superfund TFI
Źródło: Superfund TFI