Dla internetowych kantorów nadeszły dobre czasy. Ustawa antyspreadowa i mocne wahania kursu szwajcarskiego franka sprawiły, że elektroniczne platformy wymiany walut znalazły się nagle w centrum zainteresowania.
Chociaż kilka z nich może pochwalić się dłuższą historią działania, to do tej pory nie były obiektem szczególnej uwagi mediów, a co za tym idzie, wiedza o tym, że waluty można wymienić także w sieci nie była zbyt rozpowszechniona.
Rozkwit detalicznych rynków wymiany walut w internecie zawdzięczamy zbiegowi korzystnych okoliczności. Liczna emigracja zarobkowa, popularność kredytów walutowych i w miarę powszechny dostęp do bankowości internetowej to elementy, które sprawiają, że internetowe kantory będą zapewne stałym elementem finansowego krajobrazu… przynajmniej do czasu wejścia Polski do strefy euro. Nowa nisza przyciąga kolejnych graczy, którzy wypróbowują różne modele działania i starają się wyróżnić w walce o względy klienteli.
Ominąć pośrednika
Model rynku walutowego peer-to-peer to pierwszy z przykładów pokazujących jak może wyglądać wymiana walut w internecie. Idea P2P forex przypomina trochę założenia social lending (pożyczek społecznościowych). Platforma tylko pośredniczy w połączeniu popytu i podaży, czyli kupujących i sprzedających waluty, pobierając za tę czynność prowizję. Nie ma pośrednika we właściwym znaczeniu tego słowa, kupującego walutę na własny rachunek i sprzedającego ją zainteresowanym klientom.
Pierwszym rynkiem P2P forex na świecie był kanadyjski peerfx.com, który wystartował w kwietniu 2009 r. Polski Walutomat.pl zadebiutował zaledwie pół roku później – w listopadzie 2009 r. i rozwija się dynamicznie, czego nie można powiedzieć o jego zagranicznym wzorcu. Na rodzimym rynku Walutomat.pl nie znalazł naśladowców, ale brytyjsko-irlandzka platforma CurrencyFair, która rozpoczęła działalność w kwietniu 2010 r. swoje usługi kieruje także do Polaków.
Kantor bez kasy
W kwietniu 2010 r. wystartował InternetowyKantor.pl, który przeniósł w sieciowe realia dobrze znany ze świata „offline” model biznesowy. Poznański serwis szybko przestał być jedynym na rynku, a kolejnych przedsięwzięć tego typu stale przybywa. Internetowy kantor utrzymuje się z walutowego spreadu, lecz aby zachować konkurencyjność wobec banków i innych podmiotów, które także świadczą usługi bezgotówkowej wymiany walut, musi proponować mniejszą rozpiętość pomiędzy kursami kupna i sprzedaży.
Modelem biznesowym o najkrótszej historii jest grupowy zakup walut. Debiutujący w czerwcu 2011 r. Ratomat.pl zaproponował kredytobiorcom spłacającym zobowiązania we frankach i euro pośrednictwo w spłacie kredytów bezpośrednio w walucie. Użytkownik przelewa na rachunek Ratomat.pl równowartość swojej raty kredytowej w złotówkach (przeliczonej po kursie średnim NBP i powiększonej o bufor zabezpieczający przed nagłą zmianą kursu), a zgromadzone w ten sposób środki łączone są z wpłatami innych użytkowników. Złotówki wymieniane są po kursie hurtowym we współpracującym z serwisem banku. Ewentualna nadwyżka wpłaconych środków może zostać wypłacona na wskazany rachunek lub przeznaczona na kolejne raty.
Karta płatnicza – brakujący element
Wymienione internetowe przedsięwzięcia łączy m.in. schemat transferu wymienianych środków. Użytkownik musi posiadać rachunki bankowe zarówno w walucie którą sprzedaje, jak i w walucie docelowej. Jeśli głównym celem zakupu, powiedzmy, franków szwajcarskich jest chęć uniknięcia narzucanego przez kredytodawcę spreadu, to problem odbioru wymienionej waluty można zniwelować, przelewając ją od razu na rachunek kredytowy. W pozostałych przypadkach konieczne jest użycie bankowego konta. To sprawia, że dla okazjonalnych klientów, chcących np. zaopatrzyć się w tańszą walutę przed wakacyjnym wyjazdem, skorzystanie z e-kantorów jest mało pociągającą alternatywą.
Karty walutowe wprowadzone niedawno do oferty internetowego kantoru Cinkciarz.pl mają być odpowiedzią na tę niedogodność. Dają one dodatkową możliwość wypłaty wymienionych środków – zasilenie przedpłaconej Visy Electron w jednej z trzech walut (USD, EUR i GBP). Zakupione brytyjskie funty możemy zatem zabrać ze sobą na wycieczkę do Londynu w wygodnej bezgotówkowej formie. Nie narażamy się przy tym na koszty związane z wymianą walut „w locie” pojawiające się podczas używania karty połączonej z rachunkiem prowadzonym w złotych.
Bolesne limity
Karty prepaid prowadzone w obcych walutach nie są na polskim rynku nowością. Ma je w swojej ofercie np. BZ WBK. To właśnie ten bank stoi za propozycją Cinkciarz.pl – plastiki wydawane przez internetowy kantor są tylko obrandowaną wersją kart walutowych z doładowaniem proponowanych przez nowy nabytek Santandera. Dziedziczą zatem ich taryfę opłat i prowizji oraz limity transakcyjne, co niestety trudno uznać za zaletę.
Wydanie karty kosztuje 15 złotych, lecz jej zasilenie nie będzie związane z dodatkowymi kosztami. Kantor posiada rachunki w BZ WBK co sprawia, że nie tylko proces wymiany waluty jest natychmiastowy, ale także przekazanie środków na rachunek karty jest bezpłatne. Unikamy w ten sposób opłaty za przyjęcie przelewu walutowego, która może pojawić się gdy docelowe konto nie jest prowadzone w banku obsługiwanym przez Cinkciarza.
Wypłata gotówki w walucie karty za granicą wiąże się z opłatą (2,5 EUR, 2 GBP, 3 USD), a zatem karta przydać się może przede wszystkim do regulowania płatności bezgotówkowych. Tu jednak napotykamy na drobiazg, który kładzie się cieniem na, skądinąd ciekawym, połączeniu plastiku z internetowym kantorem. Jest nim limit pojedynczej transakcji i ograniczenie salda karty. Jednorazowo walutową Visą nie zapłacimy więcej niż 150 euro (130 funtów lub 200 dolarów). Maksymalna „pojemność” karty też może okazać się niewystarczająca. Wynosi ona 750 euro, 600 funtów lub 1000 dolarów.
Nic nie stoi na przeszkodzie by kupić kilka kart, ale limity transakcyjne sprawiają, że i tak będzie to raczej odpowiednik wakacyjnego kieszonkowego niż narzędzie pozwalające opłacić poważniejszy, np. hotelowy, rachunek.
W stronę finansowych supermarketów?
Propozycja Cinkciarz.pl nie jest innowacją na światową skalę. Użycie karty płatniczej jako narzędzia wymiany walut ma pewną tradycję, warto tu wspomnieć chociażby o plastikach FairFX. Swoje karty przedpłacone planował wprowadzić również CurrencyFair. Być może inspiracją do działań polskiego kantoru były właśnie zagraniczne wzorce. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie w Polsce internetowa wymiana walut rozwija się dynamicznie, a przedpłacone karty mają szansę poszerzyć rynek obsługiwany przez sieciowe platformy.
Internetowe kantory obsługują dziś specyficzną klientelę – z ich usług korzystają m.in. Polacy pracujący za granicą, finansowo wspomagający pozostałe na miejscu rodziny, ale także kredytobiorcy zniechęceni narzucanymi przez banki cenami oraz oszczędzający decydujący się na przechowywanie rezerw w obcych walutach. Każda z tych grup może być potencjalnym celem cross sellingu, a sieciowe kantory mają okazję by poza wymianą i transferem pieniądza zaoferować coś więcej.
Turysta wymienia walutę i przelewa ją na przedpłaconą kartę. Może będzie zainteresowany ubezpieczeniem turystycznym albo zabezpieczeniem przed ryzykiem odwołania wyjazdu? Pracujący w Norwegii inżynier co miesiąc wymienia wysyłane do domu pieniądze. Może skusi się na program systematycznego oszczędzania zabezpieczający przyszłość rodziny?
Do transformacji internetowych kantorów w finansowych pośredników jest jeszcze bardzo daleko. Wprowadzenie do ich oferty kart płatniczych, to tylko sygnał, że być może słowo „kantor” powinno przestać kojarzyć się z gotówką i pancerną szybą. Internetowe platformy mają swoich powracających, wiernych klientów – kapitał, który może wkrótce zaprocentować w niespodziewany sposób.
Michał Kisiel
analityk Bankier.pl
m.kisiel@bankier.pl
Źródło: PR News