Demografia bez demonów

O demografii niby wiemy wiele, ale przeraża nas to, że usiłuje ona wskazać nie zawsze to, co chcielibyśmy usłyszeć czego oczekują rządy, politycy. Najchętniej wkładamy ją do worka z demonami, którego lepiej nie otwierać.

– Demografia to nie jakaś magia, to nauka, która zajmuje się zmianami populacji na danym terytorium, w określonym czasie. Sam opis zmian, identyfikacja ich prawidłowości nie budzą wątpliwości – mamy coraz lepsze dane i narzędzia opisu. Natomiast spieramy się, dlaczego te zmiany tak się dokonują. Także konsekwencje tych zmian nie są przedmiotem sporu. Wśród badaczy występuje generalnie zgodność poglądów co do identyfikacji zasadniczych procesów, a także co do skutków tych procesów w wymiarze społecznym i ekonomicznym – zarówno w skali makro, jak i w skali mikro. Ale ciągle dyskutujemy o tym co sprawia, że przemiany ludnościowe przebiegają w określony sposób.  
Najbardziej zwartą formą przekazu tego co się dzieje z daną populacją w czasie jest rozkład ludności według wieku, nazywany piramidą wieku. Pokazuje ona, ile jest kobiet i mężczyzn w poszczególnych grupach wieku. Jeżeli ta piramida ma szeroką podstawę i wąski wierzchołek, to mówimy, że struktura wieku jest progresywna, tzn. dużo rodzi się dzieci, natomiast niewiele osób dożywa starszego wieku. W trakcie procesu rozwoju cywilizacyjnego zasadniczym zmianom podlega proces reprodukcji ludności – zmniejsza się płodność i umieralność, co znajduje odbicie w zmianach struktury ludności według wieku – stopniowo zawęża się podstawa piramidy wieku, a rozszerza się jej wierzchołek. Proces przejścia od struktury progresywnej poprzez strukturę zastojową do struktury regresywnej dokonuje się na całym świecie. Niektóre kraje są na początku tego procesu – nadal podstawa piramidy jest szeroka, w innych następuje przejście od zastojowej do regresywnej struktury wieku, w której wierzchołek piramidy jest szerszy od jej podstawy. W Polsce struktury wieku bliskie strukturze zastojowej – takiej, w której udział dzieci do 15. roku życia jest zbliżony do udziału osób w wieku 60 lat i więcej – obserwowaliśmy na przełomie wieku. W drugiej połowie obecnej dekady udział osób starszych przewyższa już udział osób najmłodszych – w 2009 roku odsetek osób w wieku 60 lat i więcej wynosił 19,2 proc., zaś dzieci w wieku do 14 lat – 15 proc.

Jak będzie kształtować się struktura demograficzna w krajach Unii za 10, 20 lat?

– Proces starzenia się ludności ma charakter globalny. Wskutek postępu cywilizacyjnego wydłuża się trwanie życia. Jednak chodzi nie tylko o to, że pęcznieje wierzchołek owej piramidy wieku, ale także o relacje między liczebnością określonych grup wieku. Demografowie nie martwią się tym, że rośnie liczba ludności w wieku starszym, ale tym, że zmniejsza się znacząco podstawa piramidy wskutek spadku płodności. To powoduje zakłócenie proporcji między liczebnością dzieci i młodzieży, osób dorosłych i osób starszych. Według przewidywań demograficznych, we wszystkich krajach Europy następuje przejście do regresywnej struktury ludności. Stopień zaawansowania przejścia zależy od nasilenia spadku płodności i umieralności.

Na tempo wzrostu liczby osób starszych wpływają także wyże i niże urodzeniowe. Takie wyże urodzeń w przeszłości występowały w Europie po okresach dużych ubytków ludności wywołanych głodem, epidemią czy wojnami. Po II wojnie światowej zaobserwowano także wyż urodzeń – w Europie Środkowo-Wschodniej była to druga połowa lat 40. i lata 50. XX wieku, natomiast w Europie Zachodniej – lata 50. i początek lat 60. Te roczniki wyżowe zaczynają wkraczać do starszych grup wieku. Zatem w latach 2010-2035 należy oczekiwać przyśpieszenia procesu starzenia się ludności Europy.

Czy możemy mówić o pewnej specyfice demograficznej Polski?

– Tendencje u nas są takie same, ale nasilenie zmian większe, bowiem wahania liczby urodzeń były stosunkowo duże. W latach 90. XX wieku i w obecnej dekadzie wielkość populacji w wieku produkcyjnym była kształtowana przez dwa wyże urodzeń – wyż powojenny i jego echo z lat 70. i pierwszej połowy lat 80. Natomiast w najbliższych 20-25 latach wyż powojenny wkroczy w wiek poprodukcyjny, wielkość populacji w wieku produkcyjnym pozostanie pod wpływem stosunkowo niskiej liczby urodzeń z lat 60. XX wieku oraz głębokiego spadku urodzeń w latach 90., który trwał aż do 2004 roku. Według prognoz ludności GUS, w latach 2010-2020 liczba osób w wieku poprodukcyjnym zwiększy się o ponad 2 miliony. Najgorsze jest jednak to, że w tym samym czasie o nieco ponad 2 miliony spadnie liczba osób w wieku produkcyjnym.

W jakim stopniu prognozy demograficzne mogą być narzędziem do kształtowania polityki gospodarczej i politycznej rządu?

– Przekaz każdego rządu co do prognoz demograficznych powinien być czytelny i zdecydowany. Moim zdaniem, w dyskusji ogólnej, w skali makro te wątki są obecne, natomiast informacje o zmianach struktur wieku są zbyt słabo przyswajane przez biznes. Także związki zawodowe nie chcą przyjąć do wiadomości, że zmiany demograficzne prowadzące do poprawy proporcji wieku ludności to jest proces wieloletni. Na pewno dyskusje o wprowadzeniu nowego systemu emerytalnego w 1999 roku, a także o polityce rodzinnej – przynajmniej ostatnio uwzględniały prognozy ludnościowe. W Polsce wprowadzono nowy system emerytalny w 1999 roku ze świadomością, że system obowiązujący nie udźwignie ekonomicznie tempa starzenia się ludności, na które wskazywały prognozy. Przygotowując reformę, zakładano wyrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 62 lat, a także jego stopniowe podnoszenie. I do dzisiaj żaden rząd nie podjął działań na rzecz wprowadzenia tego rozwiązania. A przekaz wynikający z prognoz ludnościowych jest jasny: starzejemy się – dziewczynki urodzone w 2009 roku mają szansę dożyć 80 lat, a chłopcy około 71,5 lat. Prognozy GUS z 2008 roku – na 2035 rok – zakładają wydłużenie czasu życia do 82,9 dla kobiet oraz 77,1 lat dla mężczyzn oraz zmniejszanie różnicy trwania życia według płci. System emerytalny jest umową społeczną. Jeżeli warunki tej umowy, określane przez zmiany demograficzne i gospodarkę, się zmieniły, to odpowiedzialność rządu polega na tym, żeby zmienić umowę stosownie do innych warunków. Przedmiotem negocjacji powinno być jak wprowadzać te zmiany, a nie czy je wprowadzać.

Zmieniła się także sytuacja na rynku pracy oraz całe otoczenie gospodarcze. Czy demografia może zaproponować jakieś rozwiązanie?

– Już zaczyna w Polsce brakować ludzi do pracy w niektórych sektorach, a do tego stopień wykorzystania obecnych zasobów pracy – mierzony poziomem wskaźników zatrudnienia – jest niewysoki. Stoimy przed realnym zagrożeniem zachwiania proporcji pomiędzy populacją, która wypracowuje dochód, a tą, która z niego korzysta. Przy tym znaczna część populacji korzystającej ze świadczeń nabyła uprawnienia do nich przez swój udział w wypracowywaniu dochodu. Wzrost zatrudnienia, zwłaszcza wśród tych grup ludności, które są słabo reprezentowane na rynku pracy – kobiety, osoby w wieku 50 lat i więcej, osoby młode do 29 lat, osoby niepełnosprawne – jest więc zwykłą koniecznością.

Do tego należy dodać przekaz społeczny, w którym rosnąca liczba osób starszych ukazywana jest głównie jako obciążenie systemu zabezpieczenia społecznego. Rośnie pokolenie Polaków, którzy nie biorą pod uwagę zasad solidaryzmu społecznego, nie rozumiejąc, że nie da się uchylić od dzielenia się odpowiedzialnością za dostosowania do zmiany struktur wieku. Dotyczą one także okresu pozostawania na rynku pracy. Zasadniczym przeobrażeniom uległ bowiem przebieg życia jednostki od narodzin do zgonu, kształtując zmiany w skali całego społeczeństwa. Ludzie dłużej kształcą się, później wchodzą na rynek pracy, a chcą utrzymać obecny wiek wyjścia z rynku pracy, nie bacząc, że jednocześnie wydłuża się czas pobierania emerytury. Uwzględniając jeszcze brak ciągłości zatrudnienia, okres, w którym wypracowuje się środki dla siebie i społeczeństwa drastycznie się skraca.

Możemy przyspieszyć wchodzenie młodego pokolenia na rynek pracy przez łączenie nauki z pracą. To jest jedna z możliwości, ale z drugiej strony nie możemy przeciwstawiać się wydłużaniu nauki i zdobywaniu większych kompetencji, które decydują o szansach na rynku pracy. Zatem nieracjonalne jest oczekiwanie, że będzie można mniej pracować, a dostawać więcej.


Wszystkie okoliczności uprawniają do wydłużenia wieku emerytalnego w Polsce. Takie decyzje ostatnio podjął także rząd Francji, mimo protestów społeczeństwa.

– Dla mnie nieporozumieniem jest pogląd, że nie można w Polsce wydłużyć wieku przechodzenia na emeryturę. Generalnie jestem za zrównaniem wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn nie do 62 lat, ale do 65 lat. Sprawa jest o tyle pilna, że, jak podkreślałam, w najbliższych dwóch dekadach czeka nas, nie tylko w Polsce, przyspieszone starzenie się ludności, któremu towarzyszyć będzie spadek liczby ludności w wieku produkcyjnym – tej środkowej grupy z piramidy wieku. Jeżeli teraz zaczniemy wydłużać wiek emerytalny, to zmiana ta dotyczyć będzie licznych roczników. Do takiej decyzji uprawnia także kondycja zdrowotna Polaków. Wyniki analiz danych „Diagnozy Społecznej 2009” dokumentują, że stan zdrowia Polaków – oceniany zarówno na podstawie orzeczeń o niepełnoprawności, jak i subiektywnego odczucia badanych – jest lepszy niż na to wskazuje ich nieobecność na rynku pracy. Potrzebny jest jasny przekaz rządu – podnosimy wiek kończenia aktywności zawodowej. Ale trzeba dać czas – pracownikom i pracodawcom – na adaptację do nowych regulacji.

Aby zahamować odpływ starszych pracowników z rynku pracy, należy nie tylko odwoływać się do zmiany ich postaw wobec pracy i podnoszenia ich zdolności do zatrudnienia przez szkolenia. Bardzo ważne jest dostosowanie środowiska pracy do obecności tych pracowników. Niejednokrotnie ich obecność jest związana z pewnymi ograniczeniami w wykonywaniu określonej pracy, ale reorganizacja może ułatwić świadczenie tej pracy korzystne dla obu stron – pracownika i pracodawcy.


Taka postawa wymaga wysiłku pracodawców, a także ich świadomości i współodpowiedzialności za pracowników.

– Do tej pory w dyskusji niesymetrycznie traktowano obie strony rynku pracy. Przede wszystkim dyskutowano o tzw. zatrudnialności osób w wieku 55-64 lata, o działaniach skierowanych na poprawę wartości tych osób jako pracowników. Innymi słowy zajmowano się głównie dostosowaniem po stronie podażowej, natomiast znacznie mniej uwagi poświęcono popytowi na pracę. W rezultacie działań skierowanych nie tylko do pracowników, ale także do pracodawców, w wielu krajach Europy Zachodniej zaobserwowano już pod koniec poprzedniej dekady wzrost wskaźników zatrudnienia osób w tym wieku.
W Polsce tendencja spadkowa zatrudnienia osób w wieku 55-64 lata została zahamowana dopiero dwa lata temu. Z badań Europejskiej Fundacji Poprawy Warunków Życia i Pracy wynika, że w Europie Środkowo-Wschodniej środowisko pracy jest znacznie gorzej dostosowane do zatrzymania na rynku pracowników w tym wieku. Wyniki tych badań wskazują też, że te osoby bardzo chętnie zostaną na rynku pracy, jeżeli będą miały pewne udogodnienia w świadczeniu pracy.

A więc należy dostosowywać środowisko pracy, a nie mobingować za starość?

– Obserwujemy w Polsce zmniejszanie się niekorzystnej dla kobiet różnicy sytuacji na rynku pracy, natomiast zwiększają się różnice pomiędzy młodymi i starszymi pracownikami. I ja się nie dziwię, że część starszych pracowników woli się wycofać z rynku pracy, niż podjąć wyzwanie rywalizacji z młodszymi kolegami. Dla niektórych osób w tym wieku pozostanie ich w zatrudnieniu uwarunkowane jest nieco innym ich traktowaniem, co nie znaczy, że ze szkodą dla pracodawcy. W ekonomicznym i społecznym interesie jest, aby jak najwięcej osób w tym wieku pracowało. Istotne są więc zachęty dla pracodawców, by zatrudniali osoby w wieku 55-64 lata. Generalnie w Polsce pracodawcy nie dostrzegają jeszcze potencjału tych osób, jakby nie przyjmując do wiadomości, że takich pracowników będzie coraz więcej. A przy spadku wielkości populacji w wieku produkcyjnym ich zatrzymanie na rynku pracy będzie łagodzić niedobory pracowników.

W Polsce szumnie zapowiedziany przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej program 50+ jest programem martwym. Czy można go uaktywnić?

– Bardzo dobrze, że taki program powstał, ale rzeczywiście jego oddźwięk jest znikomy. Myślę, że obecnie na fali dyskusji o dokończeniu reformy systemu emerytalnego trzeba ponownie powrócić do tego programu, zwracając uwagę na dostosowanie środowiska pracy do różnorodności zasobów pracy. Powrócić, ponieważ niedobory na rynku pracy lada moment zaczną być coraz silniej odczuwalne także w Polsce, a wtedy będzie za późno na zatrzymanie tej grupy osób na rynku pracy.


Zatem demografia do usług – także sektora finansowego?

– Niemal wszystkie działy gospodarki, także sektor finansowy, potrzebują prognoz demograficznych. Towarzystwa ubezpieczeń na życie wykorzystują tablice długości trwania życia – na tej podstawie są wyliczane rezerwy na poszczególne typy ryzyka w różnych rodzajach ubezpieczeń. Także na ubezpieczenia związane z ryzykiem niesprawności w starszym wieku. Jest cała sfera analiz do tej pory słabo rozbudowana w Polsce, a mianowicie przewidywania dotyczące zapotrzebowania na opiekę nad osobami starszymi i jej podażą – w ramach rodziny, jak i poza rodziną. Bez prognoz demograficznych nie ma właściwego przewidywania działań z zakresu nie tylko polityki społecznej państwa, ale szerzej – polityki rozwoju.  

Rozmawiała Małgorzata Hałaszyn