Wczoraj wieczorem doszło do przełamania kluczowego oporu na EUR/USD, którym jest poziom 1,3930. W efekcie stał on się teraz wsparciem, a notowania jeszcze wczoraj ustanowiły lokalne maksimum na 1,3985. Podczas sesji japońskiej obserwowaliśmy konsolidację notowań i po godz. 9:00 rano udany atak na wieczorne maksimum (nowy szczyt to 1,3990).
To, że dolarowi zaszkodziły opublikowane wczoraj po południu dane o inflacji, a właściwie deflacji w USA, wydaje się być oczywiste. Automatycznie spadły przecież oczekiwania związane z ewentualną podwyżką stóp procentowych przez FED w końcu roku, chociaż zastanawiające może być w tym względzie zachowanie się rynku obligacji – rentowności 10-ek po początkowym spadku poniżej 3,60 proc. wzrosły na koniec dnia do 3,6956 proc. Bo wszystko i tak będzie zależeć od przyszłotygodniowego komunikatu FED. Jeżeli padną w nim sformułowania o tym, iż sytuacja w gospodarce ma szanse nadal się poprawiać, inwestorzy szybko uznają, iż problem deflacji może być przejściowy i rentowności szybko ruszą do góry i zyska na tym też kurs dolara. Z kolei, jeśli FED wejdzie w pesymistyczną nutę, rentowności wprawdzie spadną, ale pogorszą się nastroje na giełdach i … zyska na tym kurs dolara. Tym samym odpowiedź na to dlaczego dolar jest obecnie słaby w większym stopniu tkwi w krótkoterminowym zachowaniu się rynków akcji (barierę 1,3930 przebiliśmy wczoraj dopiero po godz. 20:00, kiedy Wall Street wyszła na plusy, a nie po publikacji danych o inflacji). Spodziewane na obecną chwilę na podstawie notowań kontraktów terminowych, dobre otwarcie rynków amerykańskich, może doprowadzić notowania EUR/USD do okolic 1,40-1,4015, gdzie przebiega kolejny istotny opór – tym razem jest to linia trendu spadkowego pociągnięta po szczytach z czerwca b.r. Dopiero wyraźne naruszenie tego poziomu, każe tak naprawdę poważnie zastanowić się nad tym w jakim trendzie znajduje się tak naprawdę EUR/USD. Jeżeli rynek gwałtownie zawróci z w/w poziomu to przedstawione powyżej rozumowanie „fundamentalne” będzie słuszne.
W kraju złoty pozostaje dość stabilny. Dzisiaj rano za euro płaci się niecałe 4,5250 zł, dolar jest wart 3,2350 zł, a frank 3 zł. Inwestorzy nie zareagowali na cytowaną przez dzisiejszą prasę, wypowiedź wiceminister finansów, która przyznała, iż podniesienie tegorocznego deficytu będzie konieczne. Jej zdaniem rząd nie zdecyduje się na zmiany w podatkach. Ostateczna decyzja w tej sprawie zostanie podjęta 7 lipca b.r. Można więc powiedzieć, że poznaliśmy swoisty „deadline” do kiedy złoty może się osłabiać, gdyż raczej trudno liczyć na to, iż w okresie niepewności nasza waluta zyska. Poza tym zbliża się koniec miesiąca, czyli tradycyjny okres wygasania różnych opcji walutowych. Nie wiadomo też jak zachowa się RPP na przyszłotygodniowym posiedzeniu. Być może w lepszej ocenie pomoże analiza zapisków z majowego spotkania, którą poznamy o godz. 14:00, wraz z danymi o średnim wynagrodzeniu i zatrudnieniu w maju.
EUR/PLN: Stabilizacja się przeciąga, ale nie zmienia to układu technicznego, który wciąż preferuje scenariusz wzrostowy. Trzeba też pamiętać o tym, iż im dłuższa jest konsolidacja, tym gwałtowniejsze jest późniejsze wybicie. Kluczowe wsparcia to 4,52 i 4,50, opory 4,55 i 4,57. Docelowy poziom na koniec tygodnia to 4,60.
USD/PLN: Korekta jest kontynuowana za sprawą stabilizacji EUR/PLN i wzrostów EUR/USD. Na razie przybiera ona postać flagi, co nie zagraża scenariuszowi wzrostowemu. Zwłaszcza, że dzienne wskaźniki cały czas go preferują. Silne wsparcia to okolice 3,23 i 3,20, opor to 3,25 i 3,28. Docelowy poziom na koniec tygodnia to okolice 3,33-3,35.
EUR/USD: Po przełamaniu 1,3930 kluczową barierą jest strefa 1,4000-1,4015 wyznaczana przez spadkową linię trendu z czerwcowych szczytów. Wskaźniki nie preferują scenariusza wzrostowego, sugerując, iż znajdujemy się w korekcie wcześniejszych spadków. Scenariusz umocnienia dolara płynie także z dziennego przebiegu US Dollar Index. Jednak dopiero spadek poniżej 1,3930 potwierdzi, iż zagrożenie dalszymi wzrostami minęło.
Marek Rogalski
Źródło: DM BOŚ