Ekskluzywne sklepy przegrały z kryzysem

– Podjęliśmy już decyzję, że wycofujemy markę z polskiego rynku – mówi Jerzy Mazgaj, znany krakowski biznesmen, twórca Paradise Group i prezes Alma Market. Od blisko 20 lat wprowadza na rynek luksusowe marki sklepów (m.in. Burberry, Church’s, Emporio Armani, Ermenegildo Zegna, Hugo Boss, J.M. Weston), ale – jak przyznaje – takiego zastoju na rynku odzieży jeszcze nie przeżył.

– Obroty salonów Emporio Armani czy Hugo Boss są obecnie ok. 15 proc. niższe niż przed rokiem, a w przypadku Max & Co nawet o ponad 20 proc. Jedynie najbardziej luksusowa marka Burberry zachowuje przychody na podobnym poziomie – zdradza Mazgaj. Dlatego weryfikuje swoje wcześniejsze plany wprowadzania kolejnych luksusowych marek do Polski. Już wiadomo, że szybko nie zobaczymy w Polsce butiku Donny Karan DKNY – rozmowy zostały przerwane. Także wejście Tiffany może się opóźnić.

Kryzys mocno dał się we znaki też innym sieciom sklepów z odzieżą i obuwiem, zwłaszcza tym z wyższej półki. Wbrew temu, że jeszcze przed rokiem sprzedawcy luksusowych dóbr głosili, że kryzys im niestraszny, to właśnie okazuje się, że to oni ucierpieli najbardziej. Jeszcze w maju 2008 ówczesny prezes Vistuli Rafał Bauer, przejmując rodzinną firmę W.Kruk, snuł plany budowy modowego imperium na wzór Louis Vuitton, najbardziej prestiżowego domu marek na świecie.

Dziś wiadomo, że z kryzysu grupa modowa wyjdzie mocno poharatana: kilka miesięcy temu sąd ogłosił upadłość należącej do spółki Galerii Centrum. Jej akcję giełda wycenia obecnie na zaledwie 2,6 zł, czyli o 98 proc. mniej niż przed dwoma laty, kiedy to kurs sięgał 170 zł. Przed upadkiem uratuje ją Fortis Bank, który kilka dni temu zdecydował się wykupić nową emisję akcji za ok. 40 mln zł, a spłatę pozostałego zadłużenia odsunął o kilka lat. Vistula porządkuje swoją działalność. Dlatego znikną salony zachodnich marek dla bardziej zamożnych klientów, na które firma wykupiła licencję, m.in. Replay, Wolford, Cacharel.

Ale nie tylko Vistula zamyka nierentowne sieci sklepów. Już wiadomo, że znikną z polskiego rynku salony marek Venita i Cosimo Martinelli, które otwierała giełdowa grupa Gino Rossi, z butików marki Morgan zrezygnowała firma Redan, która skupiła główną uwagę na innych sieciach, m.in. Top Secret i Troll.

Cała Polska przygląda się zmaganiom grupy Monnari: kilka dni temu sąd ogłosił jej upadłość, ale prezes wciąż twierdzi, że są szanse na to, że uda mu się porozumieć z wierzycielami i przedłużyć istnienie sieci.

Kryzys w świecie mody to efekt recesji w gospodarce. Wprawdzie recesja Polski nie dotknęła, ale płace rosną w coraz wolniejszym tempie, maleje zatrudnienie, wzrasta bezrobocie. Obawa przed utratą pracy i spadkiem dochodów sprawia, że Polacy ograniczyli zakupy. Nawet najbardziej zamożni nie wydają pieniędzy z taką rozrzutnością jak przed rokiem.

Potwierdzają to dane GUS: na początku roku 2008 sprzedaż detaliczna rosła w tempie nawet 24-25 proc., a w maju czy czerwcu bieżącego roku dynamika spadła do poziomu 0,9-1,1 proc. Koniec roku będzie dla handlowców jeszcze trudniejszy. Według szacunków firmy PMR rynek detalicznej sprzedaży odzieży i obuwia w Polsce może skurczyć się w tym roku nawet ok. 6 proc. – zamiast 27,2 mld zł zostawimy w sklepach i salonach zaledwie 25,5 mld zł.

– W efekcie ci, którzy jeszcze niedawno notowali bardzo dobre wyniki, zmuszeni zostali do cięcia kosztów i weryfikacji wcześniejszych planów: zamykają najmniej rentowne salony, rezygnują z ekspansji zagranicznej – mówi Patrycja Nalepa, analityk handlu detalicznego w firmie badawczej PMR.

Straty wykazują niemal wszystkie giełdowe spółki – nie tylko Vistula, Bytom czy Próchnik, ale także LPP, Gino Rossi, Prima Moda, które przez wiele lat osiągały bardzo dobre wyniki. Tylko NG2, obuwnicza grupa stworzona przez Dariusza Miłka, do której należą takie sieci sklepów jak CCC, Boti, Quazi, była w pierwszym kwartale na lekkim plusie. – To efekt nastawienia się firmy na kolekcje tańsze z niższej półki – przyznaje Dariusz Miłek, prezes NG2.

Ale kryzys zbiera żniwo nie tylko w polskim świecie mody, mocno dał się we znaki branży dóbr luksusowych na całym świecie. W marcu bankructwo ogłosił dom mody Christiana Lacroix, nieco wcześniej w Wielkiej Brytanii zbankrutowała słynna sieć domów towarowych Woolworth. Kłopoty mają Gianfranco Ferre, Valentino, nawet Prada. A Chanel zmuszony był zwolnić część pracowników.

Są jednak tacy, których kryzys w branży odzieżowej może cieszyć. To klienci. Promocjom i przecenom nie ma końca. Perfumy przecenione o 70 proc.? Druga torebka za pół ceny? – proszę bardzo. Jak wynika z danych GUS, w ciągu ostatniego roku ceny odzieży i obuwia spadły o 9,1 proc. i wszystko wskazuje na to, że ten trend utrzyma się przez najbliższe miesiące. – Sieci odzieżowe za wszelką cenę starają się przyciągnąć klienta, upłynnić towary, by zyskać cenną gotówkę – komentuje Patrycja Nalepa.

PMR spodziewa się, iż w kolejnych latach rynek powinien powrócić do tendencji wzrostowej – na 2010 rok prognozowany jest wzrost sprzedaży na poziomie 5 proc. – W miarę poprawiającej się sytuacji w gospodarce poprawiać się będą nastroje i konsumenci znów będą bardziej skłonni do zakupów odzieżowych i obuwniczych – mówi Patrycja Nalepa.

Joanna Pieńczykowska