Europejczycy coraz mocniej zaciskają pasa

Zamożne społeczeństwa Europy Zachodniej coraz wyraźniej ograniczają konsumpcję. Zachowanie Europejczyków przeczy prognozom ekonomistów zakładających przyspieszenie wzrostu gospodarczego w strefie euro.

Świat biznesu i finansów coraz bardziej oddala się od świata tzw. zwykłych ludzi. Najlepszym na to dowodem są najnowsze dane Eurostatu – czyli unijnego urzędu statystycznego, zbierającego dane ze wszystkich krajów członkowskich. W maju sprzedaż detaliczna w strefie euro była o blisko 2% niższa niż rok temu. To zaskoczyło ekonomistów, którzy spodziewali się spadku tylko o 0,4%.


Źródło: Bankier.pl

Sytuacja w poszczególnych krajach europejskich różni się diametralnie. W zamożnym Luksemburgu sprzedaż stabilnie wzrasta o ponad 10% rocznie, podczas gdy w Grecji jeszcze kilka miesięcy temu zaliczała dwucyfrowe spadki. Swoje wydatki ostro tną także Hiszpanie i Portugalczycy, którzy w sklepach zostawiają o 8% mniej niż przed rokiem. Sporą sensacją jest przeszło 4-procentowy spadek sprzedaży w Niemczech, mimo że wzrost produktu krajowego brutto nad Renem sięga 5% i jest najwyższy od 20 lat.

Roczna zmiana wydatków konsumenckich w pierwszym kwartale 2011 r.


Źródło: Eurostat.

Sprzedaż detaliczna jest jedną z głównych miar wydatków konsumpcyjnych. Gdy te maleją, przedsiębiorstwa nie mogą sprzedać swoich towarów, co skłania je do ograniczenia produkcji i zwolnienia pracowników. W taki sposób nakręca się mechanizm recesji, prowadząc do wzrostu bezrobocia i redukcji popytu w gospodarce. Tymczasem nastroje w europejskim biznesie pozostają bardzo dobre. Przykładowo, niemiecki indeks IFO notuje wręcz rekordowo wysokie wartości.

Więcej wskaźników znajdziesz w bazie makro Bankier.pl

Za tą rozbieżność oczekiwań przedsiębiorców i gospodarstw domowych mogą odpowiadać dwa czynniki. Pierwszym jest eksport. Wielkie koncerny z Niemiec czy Francji coraz więcej produktów sprzedają na szybko rosnących rynkach w Azji i Ameryce Łacińskiej. W zeszłym roku Chiny stały się największym rynkiem zbytu dla Volkswagena, dzięki czemu niemieccy robotnicy mają pracę. Ale najwyraźniej nie czują się na tyle pewnie, aby szastać gotówką.

Drugim powodem może być przestrzelenie oczekiwań ze strony przedsiębiorstw. Widząc silne pokryzysowe odbicie w popycie zwiększyły one produkcję, ale konsumenci przygnieceni wysokim bezrobociem, rosnącą inflacją i wysokimi długami wkrótce zaczęli ograniczać wydatki. Nowa produkcja trafia więc do magazynów, co krótkoterminowo poprawa statystyki PKB, ale nie świadczy dobrze o stanie koniunktury gospodarczej.

Jeśli sytuacja europejskich konsumentów nie ulegnie szybkiej poprawie, to prognozy zakładające przyspieszenie wzrostu w Europie trzeba będzie istotnie zrewidować. Problem ten dotyczy także Polski, choć w pierwszym kwartale Polacy zaskoczyli analityków swą rozrzutnością. Lecz bez wyraźnej poprawy na rynku pracy i wzrostu realnych wynagrodzeń utrzymanie niedawnej dynamiki konsumpcji finansowanej z przejadania oszczędności nie będzie możliwe.

Krzysztof Kolany
k.kolany@bankier.pl

Komentuje Bogusław Półtorak, Główny Ekonomista Bankier.pl:

Konieczne oszczędności i wyczerpanie programów stymulacyjnych wprowadzanych w trakcie ostatniego kryzysu finansowego stanowią punkt odniesienia dla normalizacji sytuacji gospodarczej w Europie. W zjednoczonej Europie koniunktura gospodarcza ulega coraz większej polaryzacji. Niska efektywność wspólnego rynku i strefy Euro jeszcze tę niejednolitość pogłębia. Część krajów eksporterów, z Niemcami na czele, korzysta ze słabego euro, natomiast kraje o słabej pozycji konkurencyjnej, małej wydajności, jeszcze gwałtowniej pogarszają swoje perspektywy powrotu na ścieżkę wzrostu. Niewątpliwie dziś nadszedł zapowiadany czas spłaty długów, przede wszystkim w sektorze finansów publicznych. Z grona 27 członków UE kryterium fiskalne, czyli relację długu publicznego poniżej 60 proc. PKB., spełniają zaledwie trzy państwa. Co prawda grożąca Grecji niewypłacalność pozostaje ciągle przypadkiem odosobnionym, ale powinna dawać do myślenia tym, którzy znów chcieliby lekką ręką wydawać pieniądze podatników kupując sobie polityczny spokój. Cena spokoju może okazać się za wysoka. Przymusowe oszczędności i reformy naprawcze później okazują się społecznie dużo bardziej bolesne i kosztowne. Polacy pamiętają jeszcze cenę reform po 1989 roku. Dziś Grecy stanęli naprzeciw takim samym wyzwaniom, a dla europejskich konsumentów powinna być to wymowna lekcja. Tym razem bez głębokich reform się nie obejdzie, bo Grecja może pociągnąć za sobą całe europejskie domino.

Źródło: Bankier.pl