Europejskie plotki kierują amerykańskimi giełdami

We wtorek Wall Street pozostawała pod wpływem doniesień z Europy. Przy niemal pustym kalendarium liczyło się tylko to, czy europejscy politycy jeszcze w tym tygodniu zadowolą inwestorów proponując konkretne rozwiązania kryzysu nadmiernego zadłużenia.

Już po zakończeniu sesji poniedziałkowej potwierdziły się nieoficjalne doniesienia w kwestii umieszczenia ratingów 15 państw strefy euro na liście obserwacyjnej. Agencja Standard & Poor’s oświadczyła, że brak politycznych rozstrzygnięć może doprowadzić do obniżenia ocen wiarygodności kredytowej niemal wszystkich państw Eurolandu. W tym także Niemiec i Francji.

Dziś S&P wykazała się konsekwencją i zagroziła obniżeniem (tj. wpisując na listę obserwacyjną) ratingu Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej – czyli wehikułu pośredniczącego w finansowaniu eurobankrutów: Grecji, Irlandii i Portugalii. Ta decyzja była pochodną wczorajszego komunikatu i nie mogła nikogo zaskoczyć.

Od początku sesji w Nowym Jorku widać było, że rynek przejawia ochotę do wzrostów, a zarządzający funduszami prą do pozytywnego zamknięcia grudnia i całego roku. Choć w Europie przeważały umiarkowane spadki, to S&P500 i Dow Jones ani myślały zejść głębiej pod kreskę. Tracił tylko Nasdaq, który ostatecznie zakończył dzień tylko minimalnym spadkiem.

Zmianie nie ulęgła sytuacja techniczna: S&P500 zatrzymał się w strefie bardzo silnego oporu tworzonej przez średnią 200-sesyjną, górnego ograniczenia trendu spadkowego oraz 61,8% zniesienia tegorocznej bessy.

Znaczenie okoli poziomu 1.260 punktów potwierdziła końcówka wtorkowej sesji, gdy podaż zniwelowała większość wcześniejszych wzrostów. Do ich wygenerowania wystarczyła tylko plotka rozpuszczona przez „Financial Times”, jakoby UE porozumiała się w sprawie podwojenia zasobów EFSF. To potwierdzałoby tezę, że „doping” ze strony S&P okazał się skuteczny i że postawieni pod ścianą politycy zaczną szybciej podejmować decyzje będące po myśli finansistów trzymających obligacje skarbowe państw strefy euro.

Na nastroje dobrze podziałało też „wsparcie” amerykańskiego sekretarza skarbu. Timothy Geithner popierał i ponaglał w Berlinie europejskich polityków, zachęcając ich równocześnie do większego zaangażowania drukarek stojących w Europejskim Banku Centralnym. Do tej pory Niemcy nie chcieli nawet o tym słyszeć, ale sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie i do piątkowego szczytu wiele może się jeszcze wydarzyć.

Dobrą wiadomością był zupełnie nieoczekiwany wzrost nowych zamówień w niemieckim przemyśle. W październiku wartość zleceń zwiększyła się o 5,2% mdm po tym, jak we wrześniu zaskakująco spadła o 4,6% mdm. Niemniej dynamika roczna wyhamowała do zaledwie 2,2%, co było najniższym wynikiem od 12 miesięcy.

Krzysztof Kolany
Bankier.pl

Źródło: Bankier.pl