Expander: komentarz poranny

Dziś rano Nikkei kończy sesję 1,7% niżej niż wczoraj. Hang Seng traci 1,5% a koreański Kospi spada o 1,4%. Najbardziej wrażliwa okazuje się giełda w Indonezji, gdzie główny indeks obniża swoją wartość o 3,5%. Powodów do zadowolenia nie mają również inwestorzy w Ameryce Łacińskiej. Indeksy giełd w Meksyku i Brazylii straciły wczoraj prawie po 2% a w Argentynie blisko 3%. Co prawda giełdy przy Wall Street zakończyły sesję względnie neutralnie, lecz to za mało, by przekonać inwestorów i natchnąć ich optymizmem. Poranne notowania kontraktów terminowych na indeksy amerykańskie utrzymują się na 0,3% minusie, co nie będzie korzystnie oddziaływało na otwarcie sesji europejskich. Oczekuję zatem, iż parkiety na starym kontynencie rozpoczną dzień luką bessy, czyli spadkiem na otwarciu.

Już wczoraj widać było słabość rynku, potwierdzającą zainicjowaną niedawno tendencję. WIG20 rozpoczął sesję próbą odreagowania po spadkach z zeszłego tygodnia. Sił wystarczyło jednak zaledwie do godz. 10:00. Potem indeks powędrował na południe kończąc sesję na symbolicznym plusie. Kulą u nogi indeksu największych polskich spółek okazał się KGHM, który stracił 2,38% w ślad za spadkami na rynku miedzi. Silny okazał się indeks MIDWIG, który wbrew rynkowej tendencji zyskał 1,54%. Zakrawa to wręcz na cud, albo manipulację. Jakkolwiek by tego nie określać, jeśli światowe indeksy pogłębią spadki podążą za nimi również polskie małe i średnie spółki.

Warto również zwrócić uwagę na obroty na rynku. Wartość zrealizowanych transakcji na największych spółkach przekroczyła 1,1 mld PLN a na całym rynku zbliżyła się do 1,8 mld PLN. Biorąc pod uwagę spadkowy charakter sesji pozytywne jej zakończenie nie traktowałbym jak udaną próbę powrotu do trendu wzrostowego potwierdzoną wysokimi obrotami. Zachowanie polskich spółek powinno dziś naśladować trendy światowe. Patrząc na świat z kolei trudno być optymistą zwarzywszy na to, że spadki mają miejsce na zdecydowanej większości parkietów.

Dziś zatem warto obserwować notowania, a raczej szukać odpowiedzi na pytanie, czy byki mają siłę na to, by powstrzymać rodzącą się na świecie tendencję. Marcowa seria kontraktów terminowych na indeks WIG20 utrzymuje po sesji dodatnią 14 punktową bazę, co można uznać za objaw optymizmu. Jeśli zatem baza spadnie, albo co gorsza będzie ujemna, stanie się to kolejnym symptomem świadczącym o możliwym pogłębieniu spadków.

Pozostaje zatem zadać pytanie, czy spadki będą krótkotrwałe, czy też korekta będzie miała charakter wielomiesięczny. Moim zdaniem zależy to od intensywności tej przeceny. Szybki spadek o kilkadziesiąt procent byłby zapewne dla rynku mniej brutalny. Inwestorzy pchający swoje pieniądze z lokat bankowych skuszeni ponadprzeciętnymi zyskami w roku ubiegłym, zorientują się zapewne gdy będzie już za późno by opuszczać fundusze. Chęć powetowania straty może skłonić ich do pozostania na rynku.

Gorzej będzie, gdy spadki będą miały powolny, lecz zdecydowany trend. Kolejne próby powrotu do trendu wzrostowego będą osłabiać byki i dawać punkty niedźwiedziom. Resztę zrobi siła grawitacji. Dłuższa niż w zeszłym roku przecena będzie wówczas oddziaływać negatywnie na psychikę inwestorów, co w oczywisty sposób skłoni ich do realizacji zysków, a nie rzadko pewnie i ograniczenia straty. Cokolwiek by jednak nie powiedzieć, zachowanie naszego rynku będzie odzwierciedlać ogólnoświatową tendencję. Warto zatem przyglądać się nie tylko głównym parkietom, lecz również rynkom wschodzącym. Duże spadki na wielu parkietach będą oczywistym dowodem na poszerzającego się pesymizmu.

Analogii do majowo – czerwcowej przeceny dostarcza również rynek walutowy. Osłabienie walut krajów o wschodzących gospodarkach jest na to najistotniejszym dowodem. Trudno zatem za ostatnie spadki wartości naszej waluty winić li tylko Sławomira Skrzypka, choć idealnym kandydatem na prezesa NBP on zdecydowanie nie jest. Jakże znamienne słowa „Balcerowicz musi odejść” uderzają teraz z pełnym impetem w partię rządzącą. Niski poziom edukacji ekonomicznej społeczeństwa niestety prędzej czy później uderzy po kieszeni obywateli. Ale cóż, Polak mądry po szkodzie.

Dziś rano za euro płaci się 3,90 zł a za dolara dawno nie widziane 3 zł. Wyraźnie niższej notowane są również forint i czeska korona, co zwiastuje odpływ pieniędzy z rynków wschodzących. Tym samym w siłę rośnie amerykański dolar. Po południu ważne dane z amerykańskiej gospodarki. Poznamy wartość listopadowego deficytu handlowego. Teoretycznie gorsze od prognoz dane powinny zaszkodzić dolarowi. Jeśli jednak tak się nie stanie, a waluty regionu nadal będą pod presją osłabiania, będzie to świadczyło o ogólnoświatowym wzroście awersji do ryzyka i możliwych dalszych spadkach na rynkach akcji.