Expander: Podsumowanie tygodnia

Panorama rynku polskiego

Balansowanie WIG20 na krawędzi 3500 punktów jest na razie trudne do zinterpretowania. Z jednej strony brak korekty każe sądzić, że realny jest skuteczny atak na strefę oporu położoną w okolicy rekordów (3550-3560 pkt). Z drugiej strony przed bardzo ważnym raportem z amerykańskiego rynku pracy i czterodniową przerwą świąteczną nikt się nie chce wychylać przed szereg. Trzeba pamiętać, że trzy poprzednie „wycieczki” w rejon 3500 pkt okazały się dystrybucyjnymi konsolidacjami zakończonymi spadkami. Do osiągnięcia jeszcze wyższych poziomów skłania pesymizm na rynku terminowym (ujemna baza dochodząca do 30 pkt), ale zawsze pozostaje pytanie, jak mocno będzie boleć gdy ta eskapada nie wypali. Pojęcie energii potencjalnej i kinetycznej wszak nie jest obce również rynkom giełdowym.

Parkiet polski oczywiście korzysta na dobrym globalnym postrzeganiu rynków wschodzących. Zwyżki w tym segmencie aktywów wspierają wzrosty cen surowców. 9-procentowa aprecjacja miedzi nie mogła nie przełożyć się na wzmożony popyt spółek z branży wydobywczej. Wraz z takimi zagranicznymi potentatami jak Billiton czy Rio Tinto parł do góry KGHM. Rodzimy kombinat zakończył tydzień zwyżką o 6,74 proc. do 104,5 zł. Mimo silnych zwyżek cen ropy słabo radzi sobie PKN, który jest omijany przez duże instytucje. Zapewne cieniem się kładą polityczne kłopoty związane z Możejkami. Koncern stracił w skali tygodnia 4,2 proc. i okazał się hamulcowym głównego indeksu.

W dalszym ciągu, kolejny miesiąc pęcznieje bańka w segmencie mniejszych spółek, obrazowanych indeksami mWIGg40 i sWIG80 (dawniej MIDWIG i WIRR). Fala gotówki od drobnych ciułaczy (czyżby tłumniej podłączyli się również brytyjscy i irlandzcy gastarbeiterzy?) nie pozwala na zdrową korektę od dawna abstrakcyjnych wycen. Z dynamiczną hossą się oczywiście nie dyskutuje, bo dyktat gotówki jest ewidentny. W marcu aktywa TFI zwiększyły się o 8,9 proc. do 117,3 mld zł. Jednak analityk czy komentator rynku finansowego ma moralny obowiązek przestrzegać przed coraz bardziej kruchymi podstawami tej piramidy o coraz szerszych kolejnych piętrach. W obecnej fazie rynku należy szczególnie ostrożnie traktować z nieba wzięte prognozy dalszej niezachwianej kilkuletniej hossy i dwucyfrowych zysków, bo jak się ta sielanka kończyła przy okazji innych euforii dobrze wiemy.

Tymczasem właśnie euforia w segmencie spółek budowlanych lub tytułujących się, albo wręcz zamierzającymi się dopiero tytułować deweloperskimi przybiera chorobliwe rozmiary. Powtarza się sytuacja z epoki manii dotcomów z 1999/2000 r., z tym, że obecne zjawisko jest dużo groźniejsze. Zaangażowany w tę oderwaną od rozumu spekulację kapitał jest większy niż u progu nowego millenium. Zapewne rekordowa jest liczba indywidualnych graczy skuszonych kampaniami marketingowymi mamiącymi blaskiem krociowych zysków. Małych gwiazdek prowadzących do odnośników napisanych nieczytelnie małą czcionką nikt nie czyta, zgodnie z niewzruszonym nakazem zwabienia jak największej liczby mięsa armatniego w postaci nowej gotówki. I to jest na dłuższą metę powód do wielkich zmartwień, które kiedyś przyćmią obecny zachwyt nad zyskami, w dużej mierze papierowymi. Czy chociaż 5 procent posiadaczy agresywnych jednostek funduszy akcyjnych zadało sobie pytanie, ile na tym interesie można stracić?… Pytanie zapewne zostanie zadane po szkodzie.

Ostatnie podejście indeksu WIG20 pod szczyt odbywa się w asyście gwałtownej hossy spółek śmieciowych. Najłatwiejszą receptą na zwyżki o kilkadziesiąt procent w skali sesji jest (nie)kontrolowane napomknięcie o „wejściu” w segment deweloperski. Według klasycznych prawideł giełdowych, hossa śmieciowa jest absolutnie ostatnią fazą długoterminowego rynku byka. A później? Drobna korekta i dalsze wzrosty? Moim zdaniem nic z tych rzeczy. Mając na uwadze refleksyjny charakter bieżącego tygodnia odłóżmy jednak dywagacje na temat emocjonalnego stanu polskiego parkietu na przyszły, poświąteczny tydzień.

Rynkom wschodzącym, w tym polskiemu sprzyja dobre nastawienie do ich lokalnych walut. Złoty zdobywa kolejne pipsy względem dolara i euro, a w czwartkowe popołudnie kwotowany był odpowiednio na 2,86 i 3,83 (umocnienie o ponad 3 grosze w skali tygodnia). Podobną tendencję widać na kluczowych dla naszej waluty lirze tureckiej, realu brazylijskim i forincie węgierskim. Dalsza aprecjacja tych walut będzie się przekładać na dobry lub co najmniej umiarkowany sentyment do emerging markets.

Rynki zagraniczne

Wydarzenia na rynku chińskim sprzed sześciu tygodni puszczono w niepamięć. Giełdami zawładnęła różowa wizja przyszłości, a pośród nawrotu optymizmu na nowo rozkręca się spirala carry trade. Dolar umocnił się do jena w okolice 118,5, w czym pomógł mu słaby poniedziałkowy odczyt japońskiego indeksu aktywności Tankan.

W strefie euro mieliśmy dużo publikacji związanych z aktywnością gospodarczą: spłynęły najpierw indeksy PMI dla sektora wytwórczego (nieco poniżej oczekiwań), a następnie dla sektora usług (zgodnie z prognozami lub nieco lepiej). Bliźniacze indeksy z USA dały rozbieżne sygnały: wystrzał w segmencie wytwórczym został zniwelowany słabym ISM dla usług (ledwie 52,4 wobec oczekiwanych 55,5).

Nie przeszkodziło to w marszu giełd na północ. Rynek puchnie do czerwoności od kolejnych pogłosek o fuzjach. We wtorek pojawiły się spekulacje związane z ofertami przejęcia Telecomu Italia przez amerykańskiego potentata AT&T oraz meksykańskiego America Movil. Efekt oczywisty: 8-proc. skok kursu włoskiego celu przejęcia. Kilka dni wcześniej doszło do nieoczekiwanej rezygnacji niemieckiego E.ON z przejęcia hiszpańskiej Endesy za 42,3 mld euro. Wcześniej atmosfera była należycie podgrzewana przy udziale hiszpańskich władz stawiających mocne warunki. Mariaż ten zaowocowałby powstaniem lidera światowej energetyki. Jednak walka była na tyle wyczerpująca, że niemiecki gigant zadowolił się przejęciem od konkurentów (Enel, Acciona) za 10 mld euro zagranicznych aktywów Endesy (w Turcji, Polsce, Francji i Włoszech). Ponadto na cztery lata zarzucił plany przejęcia Endesy.

Te wydarzenia pokazują szczytową fazę aktywności w segmencie fuzji i przejęć. Korporacje amerykańskie operują dziesiątkami miliardów przeznaczonymi na takie działania lub na wykup własnych akcji. Ta ostatnia czynność poza giełdową spekulacją jednak niewiele daje gospodarce jako takiej, gdyż pieniądze te mogłyby trafić np. na inwestycje w rozwój.

Reasumując, jeśli jutrzejszy, bardzo ważny comiesięczny raport z rynku pracy w USA nie popsuje nastrojów, to po Świętach jest szansa na testowanie rekordów na rodzimym indeksie WIG20. Z drugiej strony trzeba mieć świadomość tykającej chińskiej miny, która w lutym została rozbrojona częściowo i nietrwale. A uporczywa ignorancja zagrożeń w dłuższej perspektywie musi rodzić nadejście naprawdę poważnych i rozciągniętych w czasie kryzysów, które nie objawiają siętylko kilkuprocentowymi korektami indeksów. W tym roku jest naprawdę spora szansa na solidny zarobek z instrumentów przeznaczonych do gry na spadek, jednak wielką sztuką jest rozpocząć tę inwestycję z odpowiednio wysokiego poziomu.