Wall Street była komunikatem Fed zaskoczona, dzięki czemu indeksy mogły zanotować solidny wzrost. Ale aplauz może szybko zgasnąć, jeśli okaże się, że gospodarka tych nadzwyczajnych działań naprawdę potrzebuje.
Pomijając historyczną zmianę w polityce Fed, jaką jest publikacja celu inflacyjnego oraz długoterminowej prognozy stóp procentowych (o tych działaniach mówiło się od dawna), inwestorom mogły spodobać się dwie zapowiedzi Bena Bernanke. Po pierwsze horyzont utrzymania stóp procentowych na rekordowo niskim poziomie został wydłużony z połowy 2013 na końcówkę 2014 r. (wcześniej liczono na to, że będzie to enigmatyczne „poza rokiem 2013”). Daje to perspektywę trzech lat niskich stóp i łatwo dostępnego pieniądza. Jakby tego było mało, Ben Bernanke powiedział, że dalszy skup obligacji jest „opcją, która oczywiście leży na stole”. To zapowiedź quantitive easing 3, której część obserwatorów spodziewa się już w kwietniu. Ponadto Fed zamierza kontynuować operację twist (zamiany papierów dłużnych krótko- na długoterminowe) oraz wykorzystać środki z zapadających instrumentów opartych o hipoteki do zainwestowania je w rynek kredytowy.
W poniedziałek pisałem o kąsku, który Fed może rzucić rynkom, ale bank rezerw federalnych zamiast tego zaprosił inwestorów na prawdziwą ucztę. Reakcja inwestorów mogła być tylko jedna – silne, ponad jednoprocentowe zwyżki indeksów i kolejne szczyty trendu wzrostowego. Jednak natura ludzi, a szczególnie inwestorów, jest podejrzliwa. Więc zaraz po kolacji zaczęły kiełkować pytania – po co to wszystko? Czyżby Fed spodziewał się tak silnych perturbacji na rynkach i w gospodarce, która zdaje się mieć najgorszy moment już za sobą? Udzielenie odpowiedzi na to pytanie nie będzie wcale łatwe i strawienie „uczty Fed” może zabrać kilka dni, jeśli nie tygodni spędzonych na uważnej obserwacji danych. Jak choćby dzisiejszych o sprzedaży nowych domów. Oczekiwana liczba 323 tys. daje mniej więcej jeden dom na tysiąc mieszkańców. Naturalna równowaga rynkowa jest osiągana przy 3-4 domach na tysiąc obywateli.
Inwestorzy w Europie czuli pismo nosem już wczoraj – większość indeksów w ostatnich minutach handlu odrabiała straty, a nawet wychodziła na plus. Mimo to, poranna pierwsza reakcja powinna być pozytywna, ale inwestorzy na Starym Kontynencie szybko przypomną sobie, że USA idą własną drogą rozwiązywania kryzysu, a Europa podąża raczej przez wiszący nad urwiskiem most. Grecja wraca dziś do rozmów z przedstawicielami prywatnych inwestorów, zaś między ECB i MFW tli się zarzewie konfliktu, skoro MFW nalega, by bank centralny zdecydował się na odpisy wartości greckich obligacji posiadanych w bilansie.
WIG20 ma szansę na wzrost i to silniejszy niż europejskie 0,5 proc., ponieważ był – bez wyraźnej przyczyny – jednym ze słabszych indeksów na kontynencie wczoraj i nie zdążył, lub po prostu nie zdołał odrobić wcześniejszych strat. Stąd na otwarciu będzie miał pewien handicap wobec DAXa czy FTSE. Losy sesji rozstrzygną dane z USA – wspomniana sprzedaż domów i liczba zasiłków a także kolejne wystąpienia polityków w Davos, Berlinie i Paryżu.
Źródło: Open Finance