Giełdowe niedźwiedzie na cienkim lodzie hossy

Im bliżej jesieni, tym zazwyczaj więcej mówi się o spadkach na giełdach. Jednak tym razem sytuacja jest nieco inna: o korekcie na rynkach akcji słychać bowiem już od maja. I choć irytacja inwestorów grających na krótko (lub czekających na tańsze akcje) musi być spora, to duzi gracze z Nowego Jorku już od czerwca konsekwentnie obstawiają spadki. Czas pokaże, czy mają rację.

Poprawiające się wskaźniki makroekonomiczne, choć na ogół nie idą w parze z poprawą wyników giełdowych korporacji, zdecydowanie polepszyły nastroje inwestorów. W rezultacie od marcowego dna indeks S&P500 zyskał imponujące 50%. Inwestorzy kupowali akcje praktycznie nieprzerwanie przez ostatnie pół roku. Najpierw cieszono się z ogłoszenia końca kryzysu finansowego, a obecnie domniemywa się (być może zresztą słusznie) koniec globalnej recesji i początek dynamicznego wzrostu gospodarczego (to już bardziej wątpliwe). W takiej atmosferze giełdowe indeksy oraz ceny większości surowców bez problemu poprawiały swe tegoroczne maksima, dając zarobić spore pieniądze tym odważnym, którzy wiosną zajęli długie pozycje.

I choć początek września przyniósł coraz więcej wątpliwości, to jak na razie giełdowe byki dość sprawnie powstrzymały napór niedźwiedzi. S&P500 po spadku o ledwie 3,4% od szczytu szybko odrobił większość strat, choć trudno znaleźć ku temu jakieś wyraźne powody. Niemniej jednak na początku miesiąca inwestorzy dysponujący grubymi portfelami (czyli zazwyczaj fundusze hedgingowe i banki inwestycyjne) konsekwentnie grali na spadki – według danych amerykańskiego nadzoru giełdowego w tej grupie inwestorów liczba krótkich pozycji w kontraktach na indeks S&P500 już 11-sty tydzień z rzędu przewyższała ilość pozycji długich. To raczej nie jest przypadek, że spora liczba kwalifikowanych inwestorów woli obstawić spadki, podczas gdy na rynku coraz częściej mówi się o początku hossy, a giełdowe indeksy utrzymują się na najwyższych poziomach od października 2008.

Powyższy wykres dość dobrze ilustruje zachowanie „grubych ryb” na tle rynku. Styczniowe wzrosty wykorzystali oni do dyskretnego zamknięcia długich pozycji i aż do dna z początku marca konsekwentnie grali na spadki. Jednak wiosenna zmiana giełdowej  koniunktury zaskoczyła nawet tzw. smart money, które odwracając swoją krótką pozycję netto tylko wzmocniły skalę wiosennych wzrostów. Sytuacja zaczęła się znów zmieniać w czerwcu, gdy „wszyscy” byli już przekonani o nieuchronności korekty. Ta jednak okazała się nadspodziewanie płytka i w drugiej połowie lipca giełdowe indeksy znów ruszyły na północ, by w sierpniu dwukrotnie poprawić swe tegoroczne maksima. Ale to nie wystraszyło dużych inwestorów, którzy przez cały ten czas w swojej masie utrzymywali krótką pozycję netto. O ile w tej grupie inwestorów liczba krótkich pozycji w ostatnich tygodniach utrzymuje się na w miarę stałym poziomie (lecz zapewne wzrośnie, gdyby rynek rzeczywiście skierował się na południe), to systematycznie maleje grono obstawiających dalsze wzrosty. Na początku września liczba kupionych kontraktów wśród dużych graczy spadła aż o 11%.

Ale co to wszystko oznacza dla drobnego inwestora samotnie żeglującego przez morza międzynarodowych rynków finansowych? Otóż moim zdaniem nie można po prostu zignorować faktu, iż całkiem spora grupa dużych graczy konsekwentnie gra na spadki pomimo wciąż rosnącego rynku . Co prawda zarządzający funduszami czy bankowi traderzy nie mają monopolu na zyskowne transakcje i czasem także się mylą, to wyraźny już sentyment tej grupy inwestorów powinien stanowić swego rodzaju sygnał ostrzegawczy przed lokowaniem pieniędzy na mocno rozgrzanym już rynku akcji (obojętnie czy na Wall Street czy też na GPW lub w Szanghaju). Za jakiś czas może się bowiem okazać, że obecne wyceny akcji nie korespondują z realnymi wynikami finansowymi spółek, a stan światowej gospodarki wbrew zapewnieniom polityków nie będzie się poprawiał tak szybko, jakbyśmy sobie tego życzyli. Jednakże rynki finansowe często nawet przez dłuższy czas potrafią się kierować własną logiką, ignorując sygnały płynące z otoczenia. W takich sytuacjach korekta oczekiwań bywa bolesna – oczywiście tylko dla tych, którzy tym razem nie mieli racji i stanęli po niewłaściwej stronie rynku.

Krzysztof  Kolany

Źródło: Bankier.pl