Michał Macierzyński, PR News: Sponsorujecie dość egzotyczną i mało znaną w Polsce dziedzinę sportu, jaką jest rugby. Skąd taki pomysł? Czy to oznacza, że wasza konkurencja powinna się obawiać, bo gracie ostro?
MM: W jaki sposób bank przygotowuje się na wejście w życie zapisów dotyczących ograniczenia udzielania kredytów hipotecznych w walutach? Zachodzi obawa, że wasza oferta w złotych nie będzie już tak konkurencyjna, jak ma to miejsce w przypadku franków.
ŁB: Nie bardzo chcę o tym mówić dopóki proponowana uchwała KNB nie nabierze ostatecznego kształtu. Rozważamy różne warianty, ale nigdy nie budowaliśmy atrakcyjności naszej oferty na niskich cenach. Ja sprzedaję kredyty hipoteczne od 1994 roku. Wtedy nikt nie słyszał o kredytach walutowych, a jednak się zarabiało i to całkiem nieźle. Teraz też damy sobie dobrze radę, bo my zajmujemy się tylko hipotekami i nie możemy się nagle obrazić i przerzucić np. na fundusze inwestycyjne. Jestem pewien, że nikt nie myśli tak dużo o przyszłości rynku hipotecznego w Polsce jak my. I to jest nasza przewaga.
MM: Duzi gracze, nie wskazując wprost, oskarżają małe banki o psucie rynku kredytów hipotecznych. Stwierdzają, że oferowane przez nie stawki są dumpingowe i bank w żaden sposób nie może na nich zarobić. Czy ta krytyka odnosi się również do was?
ŁB: Trafione kulą w płot! Średnie oprocentowanie kredytu w CHF z naszej lutowej sprzedaży wyniosło 5,93%. My prowadzimy biznes obliczony na rentowność, a nie na jałowe zdobywanie udziałów w rynku. Niestety nie wszyscy gracze wyznają podobną filozofię.
MM: Czy zgadzacie się Państwo z argumentacją niektórych dużych banków, że należy ograniczyć rynek kredytów walutowych? Sądząc po osiąganych przez was wynikach sprzedażowych zapotrzebowanie na taki produkt jest bardzo duże…
ŁB: Wierzyłbym bardziej w szczerość argumentacji niektórych naszych konkurentów gdyby taką postawę mieli od zawsze. Jeśli jednak ktoś udzielił takich kredytów na kilka miliardów złotych i teraz żąda ich zakazania jako zbyt ryzykownych to wygląda to dosyć dziwnie… Wydaje mi się, że większego komentarza ta sytuacja nie wymaga.