Warren Buffett zarzeka się, że nie kupiłby złota, nawet gdyby staniało do 800 dolarów za uncję. George Soros mocno ograniczył ilość posiadanego kruszcu jeszcze przed ostatnią falą spadków notowań. Wiarę w złoto stracił niedawno nawet najbardziej zagorzały jego zwolennik John Paulson, zniechęcony ogromnymi stratami, jakie poniósł zarządzany przez niego fundusz.
Tak jednoznacznie negatywne nastawienie do złota trzech wybitnych inwestorów, z których opiniami liczy się cały finansowy świat, musi dawać do myślenia. Tym bardziej, że spadki cen złota trwają już od ponad dwóch lat i nic nie wskazuje, żeby ta tendencja miała się zmienić. W wyniku kolejnej, trwającej od końca października fali zniżek, złoto straciło niemal 10 proc., docierając do 1220 dolarów za uncję i zbliżając się do czerwcowego dołka, położonego w okolicach 1200 dolarów.
Od początku roku notowania kruszcu zniżkowały o 27 proc. Obecnie cena jest na poziomie z sierpnia 2010 r., a od rekordu wszech czasów z września 2011 r. oddaliła się już o 36 proc., taniejąc o 700 dolarów na uncji. Ten rok będzie pierwszym od dwunastu lat rokiem spadkowym oraz najgorszym od 1981 roku, w którym kruszec staniał o jedną trzecią. Taka sytuacja może stanowić szok dla inwestorów, przyzwyczajonych od wielu lat do tego, że ceny złota nieustannie idą w górę. Wszyscy zadają sobie pytanie, co dalej? Czy to jednorazowy wypadek przy pracy, czy początek przełomu i trwałego odwrócenia tendencji?
Notowania złota w dolarach za uncję
Źródło: Stooq.pl.
W przeszłości w większości przypadków pierwszy rok spadku wartości złota nie był ostatnim i z reguły rozpoczynał dłuższy okres dekoniunktury na rynku kruszcu. Co prawda po wspomnianym dużym spadku z 1981 r. kolejny rok przyniósł ostatecznie 12,5 proc. odreagowanie, ale w jego trakcie notowania poszły jeszcze bardzo mocno w dół, o prawie 30 proc. Kolejne dwa lata przyniosły spadki o 14 i 20 proc.
Cała spadkowa sekwencja trwała cztery lata W jej efekcie ceny złota spadły o niemal połowę. Kolejna złota bessa trwała pięć lat i obejmowała okres od 1988 do 1992 r. W jej trakcie notowania poszły w dół o 32 proc. Okres najdłuższej dekoniunktury na rynku kruszcu, trwającej osiem lat, obejmuje okres od 1994 do 2001 r. Łącznie w tym czasie złoto straciło na wartości 29 proc. Jak z tego wynika, złoto nie jest wcale tak cudownym remedium na przechowywanie wartości, zyskowne inwestowanie, obarczone niewielkim ryzykiem i bezpieczną przystanią w burzliwych czasach, jak się zwykło uważać w ciągu ostatnich kilkunastu lat złotej hossy. Generalnie w ciągu ostatnich 43 lat mieliśmy do czynienia z dwoma bardzo długimi okresami hossy i jednym bardzo długim okresem dekoniunktury.
Pierwsza, jedenastoletnia hossa trwała od 1970 do 1980 r. i przyniosła17-krotną zwyżkę ceny złota. Ta trwająca od 2002 do 2012 r. to wzrost o 500 proc. Od 1980 do 2000 r., a więc przez dwadzieścia lat, notowania kruszcu zniżkowały łącznie o niemal 55 proc. Patrząc na te historyczne zestawienia, można spodziewać się, że notowania złota znajdą się w kilkuletnim trendzie spadkowym, co nie oznacza, że następny rok też przyniesie posiadaczom złota straty. Sytuacja na rynkach finansowych oraz w globalnej gospodarce jest tak niestabilna, że trudno o jakiekolwiek wskazówki. Równie dobrze może okazać się, że złoto znów wróci do łask jako bezpieczna przystań dla kapitału poszukującego ucieczki przed zawirowaniami. Od czasu, gdy na rynku złota istotną rolę zaczęli odgrywać inwestorzy finansowi, sytuacja staje się coraz mniej przewidywalna, a dotychczasowe stereotypy dotyczące złota, mogą okazać się zwodnicze.
Prognozy analityków i ekspertów, jak zwykle bywają rozbieżne, jednak od pewnego czasu wyraźnie skurczył się udział tych optymistycznie oceniających perspektywy rynku złota. Przeważają pesymiści. Z odwrotną sytuacją mieliśmy do czynienia w czasie złotej hossy, a także w pierwszej fazie odwracania tej tendencji. To świadczy o tym, że prognozy tak naprawdę starają się nadążyć za rzeczywistością, a nie ją wyprzedzać, a opinie są uzależnione od rynkowych nastrojów. Często więc znacznie lepsze wskazówki można uzyskać śledząc nie prognozy ekspertów, ale opinie, a jeszcze lepiej działania znanych inwestorów, którzy stawiają własne lub powierzone im pieniądze. Prześledziliśmy więc, co myśli o złocie Warren Buffett, legenda inwestowania, stosujący oryginalne podejście i osiągający znakomite rezultaty od wielu lat, nie mniej słynny George Soros, postrach rynków finansowych, również od lat odnoszący sukcesy oraz John Paulson, który zasłynął nie tylko regularnie osiąganymi wynikami miliardera, ale przede wszystkim trafną diagnozą nadchodzącego kryzysu na amerykańskim rynku nieruchomości. Na krótkiej sprzedaży instrumentów opartych na kredytach hipotecznych zarobił duże pieniądze, a zarządzane przez niego fundusze przynosiły zyski liczone w setkach procent.
Najprostszą sprawę mamy z Buffettem. Niedawno stwierdził on, że nie kupiłby złota nawet, gdyby uncja kosztowała 800 dolarów. Nie oznacza to jednak, że przewiduje on spadek ceny kruszcu. Jego negatywny stosunek do złota jest znany od lat i wynika nie z oceny sytuacji rynkowej, ale filozofii inwestowania. Buffett twierdzi, że złoto jest czymś zupełnie nieproduktywnym. Nie daje plonów, jak ziemia, nie przynosi odsetek, jak obligacje i nie daje dywidend, jak akcje. Nie ma więc powodów, by mieć złoto w swoim portfelu. Pogląd dość oryginalny, ale ktoś, kto zarządza ogromnym majątkiem i ma niemal nieograniczone możliwości inwestycyjne, może sobie pozwolić na lekceważenie niektórych z nich.
W złoto inwestowały sporo fundusze George Sorosa. Jeszcze w 2012 r. udział złota w ich portfelach był rekordowo wysoki, choć sam Soros już dwa lata wcześniej był przekonany, że na rynku złota tworzy się spekulacyjna bańka, która wkrótce pęknie. Nie przeszkadzało mu to jednak w kupowaniu jednostek funduszy inwestujących w złoto, choć trzeba przyznać, że mocno redukował swoje pozycje w szybkim tempie już kilkukrotnie. Szczególnie intensywnie pozbywał się złota na początku 2011 r. Jednak jeszcze w trzecim kwartale 2012 r. jeden z funduszy miliardera zwiększył swoje zaangażowanie w złoto o niemal 50 proc. Można jednak powiedzieć, że nie po raz pierwszy Soros swoje sukcesy zawdzięcza odważnym decyzjom i szybkiemu refleksowi. Już pod koniec 2012 r. jego fundusze zaczęły gwałtownie redukować ilość złota w portfelach. Wyprzedaż kontynuowały także w pierwszych miesiącach 2013 r. Ocenia się, że Soros zdążył wycofać się z większej części inwestycji w złoto tuż przed jego gwałtowną przeceną, rozpoczętą w kwietniu 2013 r. Po raz kolejny twierdzi, że złoto zawiodło inwestorów i nie może już być uznawane za bezpieczną przystań, gdyż tę rolę kruszec utracił.
Jednym z największych zwolenników inwestowania w złoto był John Paulson. Złotem zainteresował się mocniej już w 2009 r. Najdłużej też wierzył w możliwość zarabiania na kruszcu. Szacuje się, że w różnych formach, poczynając od funduszy złota, złoto w postaci fizycznej oraz akcje spółek wydobywających kruszec, miał on po przeliczeniu ponad 120 ton złota. Od niemal dwóch lat zarządzane przez niego fundusze ponosiły jednak bardzo duże straty, a inwestorzy wycofywali ulokowane w nich kapitały. Jeszcze w pierwszym kwartale 2013 r., gdy większość graczy pozbywała się złota, Paulson deklarował, że nie pozbędzie się kruszcu, licząc że w końcu pojawi się inflacja i notowania pójdą w górę. Ostatecznie dał za wygraną dopiero w sierpniu tego roku, gdy postanowił pozbyć się części złotych aktywów. W listopadzie oficjalnie przyznał, że nie zainwestowałby więcej swoich pieniędzy w złoto, bo wciąż nie wiadomo, kiedy pojawi się inflacja.
Te przykłady ilustrują zarówno różne podejście najbardziej znanych inwestorów do lokowania pieniędzy w złoto, jak i różne sposoby zachowań w okresach, gdy traci ono na wartości, a wraz z nim topnieje zaangażowany w nie kapitał. Wszystko wskazuje na to, że znacznie lepiej na elastyczności i aktywnym podejściu do inwestycji wyszedł Soros. W przypadku Paulsona, konsekwencja nie opłaciła się. Wydaje się jednak, choć szacuje się, jego złote fundusze straciły w tym roku ponad 30 proc., że bardziej niż finanse, ucierpiała jego reputacja. Warto bowiem podkreślić, że mimo ogromnej wartości inwestycji, w złoto zaangażował jedynie około 15 proc. swojego kapitału.
Roman Przasnyski