Hipoteczna astronomia w polskiej bankowości

Przy okazji zapaści strefy euro wiele mówi się o tym, jak nierozsądne były banki niemieckie i francuskie pożyczające Grecji. Bez zaczerpnięcia oddechu zazwyczaj dodaje się, że polskie banki takich głupot nie robiły. Czyżby?

Pożyczanie pieniędzy rządom Grecji, Portugalii czy Włoch od dawna uważałem za przejaw braku rozsądku lub wręcz czystej głupoty. Mimo to bankierzy i finansiści jeszcze przez wiele miesięcy kredytowali eurobankrutów. Ich motywacje i rachuby były różne (wielu cynicznie liczyło, że w razie czego rachunki i tak zapłacą Niemcy), co nie zmienia faktu, że długi wielu państw rozwiniętych są niespłacalne. A przynajmniej nie w pieniądzu mającym siłę nabywczą zbliżoną do obecnej.

Banki pożyczały Grecji, dopóki nie ujawniono, że jej dług publiczny przekroczył 120% PKB. Teraz podobną relację osiągnęły Włochy. Oba państwa charakteryzują się wysokim stopniem redystrybucji dochodu narodowego i opodatkowania gospodarki. Wydatki Rzymu i Aten to w przybliżeniu połowa PKB, a dochody stanowią odpowiednio 46% i 40% (dane Eurostatu za 2010 rok). Oznacza to, że w przypadku Grecji zadłużenie (obecnie ok. 150% PKB) stanowi niemal czterokrotność rocznych dochodów. Dług Włoch jest 2,6-krotnie wyższy od rocznych wpływów podatkowych. Przy takich parametrach rynek ocenia, że koszty obsługi wyższe niż 7% doprowadzą dłużnika do niewypłacalności.

Odpowiedzialny jak polski bankier?

Bankierów, którzy pożyczali Grekom i Włochom, powszechnie uznaje się teraz za nieodpowiedzialnych. Ale na naszym rodzimym podwórku kredytuje się jeszcze hojniej. Chodzi o sektor kredytów mieszkaniowych – dziś uważany za najbezpieczniejszą część portfela polskich banków.

Open Finance w Indeksie Dostępności Kredytowej dla przykładowej rodziny 2+1 dysponującej dochodem równym dwukrotności przeciętnej pensji (3617,16  zł brutto, czyli łącznie 5.172,68 zł netto) wyliczył zdolność kredytową na 449 tysięcy złotych.  Oznacza to, że polskie banki są w stanie pożyczyć gospodarstwu domowemu kwotę stanowiącą 7,2-krotność rocznych dochodów. To dwukrotnie więcej niż Grecji, słusznie uważanej za bankruta! Gdzie tu rozsądek?

Podobne wyniki uzyskano z ankiety przeprowadzonej w bankach przez Bankier.pl na potrzeby naszego rankingu kredytów hipotecznych. Bezdzietne małżeństwo 30-latków z dochodem netto 4.600 zł bez problemu może liczyć na ponad 400 tys. złotych kredytu mieszkaniowego. Ponad połowa banków pożyczy kwotę przeszło 7-krotnie przewyższającą roczne dochody przyszłego dłużnika. I to nawet bez wkładu własnego!

Astronomicznie wysoka ocena zdolności kredytowej idzie w parze z bardzo wysoką relacją LtV. W trzecim kwartale ponad połowę kredytów udzielono na ponad 80% wartości nieruchomości. Jest to potencjalnie wybuchowa mieszanka, która eksploduje w przypadku znacznej przeceny mieszkań połączonej z recesją i wzrostem bezrobocia.

Powyższe statystyki pokazują, że w polskich bankach działy sprzedaży dominują nad departamentami kontroli ryzyka. Dla bankowców wciąż ważniejsze jest szybkie zainkasowanie prowizji (tym wyższej, im większy kredyt) niż troska o jakość portfela kredytowego. Jedyną nadzieją pozostaje wiara w rozsądek klienta, który na ogół wykazuje większą rozwagę od bankierów. Świadczy o tym najnowszy raport AMRON, według którego niemal 55% nowych kredytów mieszkaniowych mieściło się w kwocie 200 tys. zł. Tylko co czwarty opiewał na więcej niż 400 tysięcy.

Krzysztof  Kolany
Bankier.pl

Źródło: PR News