„Im gorzej, tym lepiej” wraca na Wall Street

Informacje, jakie w czwartek napływały na nowojorskie giełdy, były na ogół negatywne. Jednakże inwestorzy ruszyli kupować akcje cynicznie spekulując, że słabość gospodarki skłoni Rezerwę Federalną do wznowienia dodruku pieniądza napędzającego giełdową hossę.

Dane makro ze Stanów Zjednoczonych znów okazał się bardzo słabe. Pierwsza rewizja szacunków PKB za pierwszy kwartał rozczarowała ekonomistów, którzy liczyli na podwyższenie anualizowanej dynamiki wzrostu gospodarczego do 2,1%. Tymczasem raport Biura Analiz Gospodarczych utrzymał wynik na poziomie 1,8% wobec wzrostu o 3,1% odnotowanego w IV kwartale 2010r. Gdyby od tego wyniku odjąć dodatni wpływ rosnących zapasów, to wzrost wyniósłby zaledwie 0,15% w ujęciu kwartalnym.

Jeszcze silniejszym ciosem był cotygodniowy raport z Departamentu Pracy. Liczba nowo rejestrowanych bezrobotnych wzrosła z 414 tys. do 424 tys. wobec oczekiwanego spadku do 401 tys. Takie rezultaty pozwalają oczekiwać, że w maju stopa bezrobocia w USA znów pójdzie w górę.

To kolejne raporty makro potwierdzające słabnącą dynamikę wzrostu największej gospodarki świata i potwierdzające obawy pesymistów, ostrzegających przed drugim dnem recesji. Ale dla nowojorskich inwestorów takie dane oznaczają też większe prawdopodobieństwo rozpoczęcia przez Fed trzeciej rundy ilościowego poluzowania polityki monetarnej. Przy intensywnym dodruku dolarów trudno będzie o istotne spadki cen akcji, nawet gdyby gospodarka USA znów znalazła się w recesji.

Rynek zignorował też raport analityków Goldman Sachs, którzy obniżyli przyszłoroczną prognozę zysków dla spółek z indeksu S&P500. W 2012 roku indeks 500 największych giełdowych korporacji ma zarobić 104 dolary i jest to wynik o dwa dolary niższy od poprzedniej prognozy. Tegoroczny szacunek EPS został utrzymany na poziomie 96 USD, ale oczekiwana na koniec roku wartość indeksu S&P500 została obniżona z 1.500 pkt. do 1.450 pkt.

Tymczasem po krótkiej szamotaninie z pierwszych dwóch godzin handlu amerykańskie indeksy ruszyły w górę i rosły do końca sesji. To druga z rzędu wzrostowa sesja w USA, mająca co najmniej wątpliwe podstawy w fundamentach makroekonomicznych. Optymizmu Wall Street nie podzielił ani rynek surowcowy (ropa i miedź taniały), ani rynek długu – rentowności amerykańskich papierów skarbowych ostro spadały (czyli ceny rosły).

Dlatego też tłumaczenie ostatnich wzrostów spekulacjami na temat QE3 wydaje się jedynym logicznym uzasadnieniem. Jak na razie nikt nie myśli o zakończeniu giełdowej hossy, ani o nowej recesji, a wiara w cudowną moc dodruku pieniądza istotnie potrafi zdziałać cuda. Czas pokaże, czy obóz giełdowych byków znów okaże się tak dobrze poinformowany jak rok temu.

Krzysztof Kolany
Bankier.pl

Źródło: Bankier.pl