Pisałem w ostatnim komentarzu, że być może indeksy amerykańskie zaczną się poważniej korygować dopiero w okolicach 1.010 pkt. (dla S&P 500), ale okazało się, że głęboko wykupiony technicznie rynek doprowadził wcześniej do realizacji zysków. Niedźwiedziom pomogły dane makro (chociaż to według mnie nie było najważniejsze) i informacje ze spółek, o czym niżej.
Spójrzmy wpierw na dane makro. Raportem Challengera (o planowanych zwolnieniach w USA) nikt się od dawna nie przejmuje, ale odnotujemy, że ilość planowanych zwolnień spadła ze 182 do 166 tysięcy. Było to jednak blisko cztery razy więcej niż w tym samym miesiącu rok temu. Fatalne były również dane opublikowane przez ADP (o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym). Oczekiwano spadku o 450 tysięcy, a w rzeczywistości zatrudnienie spadło o 693 tysiące. Korelacja raportu ADP z oficjalnym raportem wcale nie jest taka duża jak to się twierdzi, ale rynek już szykuje się na słabe dane publikowane w piątek. Prawda jest jednak taka, że od wielu miesięcy nie widziałem poważnej reakcji rynku akcji na publikacje tego raportu.
Jeśli chodzi o rynek akcji to dane makro być może trochę mu zaszkodziły, ale największy wpływ miały informacje ze spółek. Po wtorkowej sesji Alcoa (aluminium) poinformowała, że obniża produkcję (trzecia redukcja w ciągu 3 miesięcy) i redukuje załogę o 13,5 tysięcy osób. Przed sesją ostrzegł o niewykonaniu prognozy Time Warner i Intel. Mocno traciły też akcje spółek z sektora surowcowego (z oczywistego powodu – spadku cen surowców). Poza tym, jak pisałem wyżej, wykupienie rynku zawsze sprzyja niedźwiedziom.
Indeksy od początku sesji spadały i na dwie godziny przed końcem sesji traciły już między 2,5 a 3 procent. Pozostawało tylko pytanie, czy byki zredukują pod koniec sesji rozmiary porażki. Wydawało się, że muszą to zrobić, bo w czwartek prezydent-elekt Barack Obama ma wystąpić z bardzo ważnym przemówieniem, którego tematem będzie gospodarka. Ryzykowne jest pozostawanie bez akcji przed takim wydarzeniem, szczególnie, że ostatnio każde wystąpienia Obamy pomagały rynkowi. Okazało się, że tym razem (może po prostu w tym dniu, bo w czwartek może już być inaczej) czar Obamy nie podziałał. Indeksy spadły po ponad trzy procent. To dużo, ale układ techniczny w najmniejszym stopniu się nie zmienił. Nadal prawdopodobieństwo powstanie formacji odwróconej RGR jest bardzo duże.
GPW rozpoczęła środową sesję spadkiem indeksów. Naśladowała w tym zachowanie innych rynków europejskich. WIG20 już po 20 minutach testował wsparcie na poziomie 1.900 pkt. Bardzo szybko jednak pojawili się chętni do kupna akcji i indeks wszedł w czterogodzinną stabilizację na poziomie niższym o około pół procent od wtorkowego zamknięcia, czyli tuż nad kluczowym poziomem 1.900 pkt. Dopiero dane z amerykańskiego rynku pracy obniżył gwałtownie indeksy w całej Europie. WIG20 nie był wyjątkiem. Potem doszło jeszcze ostrzeżenie Time Warner i Intela i byków już nic uratować nie mogło. WIG20 spadł pod 1.900 pkt.
Tak jak ostrzegałem to przebicie oporu było stanowczo za małe, żeby można było odtrąbić powstanie formacji podwójnego dna (niezbyt zresztą regularnej). Taki spadek też zresztą nie jest zresztą sygnałem powrotu do trendu bocznego. Też jest stanowczo za mały. Na decyzję trzeba parę sesji poczekać. Gdyby niedźwiedzie u nas znowu dzisiaj wygrały (w znacznym wymiarze – spadku ponad dwa procent) to prawdopodobieństwo wejścia rynku w trend boczny znacznie by wzrosło.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi