Od dwóch dni internauci piętnują zachowanie jednego z pracowników Citi Handlowego, który wywołał tzw. aferę minionkową. Poszło o to, że bankowiec podczas jednej z imprez masowych dał dziecku pluszaka Minionka do zabawy, a gdy rodzice nie zgodzili się złożyć wniosku o kartę, odebrał zabawkę. Sprawa na pierwszy rzut oka może wydawać się błaha, ale obnaża kilka problemów, z którymi boryka się współczesny sektor bankowy.
O sprawie napisał dwa dni temu portal trójmiasto.pl. W ostatnia sobotę na Ergo Arenie odbywała duża impreza masowa, która zgromadziła tysiące osób – w tym rodziców z dziećmi. Znajdowało się tam też stoisko Citi Handlowego, na którym sprzedawano karty kredytowe. Z relacji jednego z czytelników portalu wynika, że pracownik banku podał na zachętę napotkanemu dziecku pluszaka przedstawiającego postać z popularnej bajki – Minionka. Rodzicom powiedział natomiast, że mogą zachować zabawkę jeśli złożą wniosek o kartę kredytową. Rodzice wniosku nie złożyli, więc pracownik odebrał maluchowi pluszaka.
Nikt nie spodziewał się raczej, że sprawa znajdzie swój finał w internecie. Artykuł trafił między innymi na stronę główną serwisu wykop.pl i migiem rozszedł się po serwisach społecznościowych. Internauci nie zostawili na pracowniku suchej nitki. Początkowo bank ignorował szum (w tym moje zaczepki na Twitterze), ale ostatecznie wydał oświadczenie w sprawie afery minionkowej.
Niestety niewiele to pomogło. Rodzice nie zgłosili się po maskotkę i szczerze bym się zdziwił, gdyby to zrobili. Zapewne po takiej akcji musieli długo uspokajać malucha, więc swoje zdanie o Handlowym już sobie wyrobili. Oczywiście internauci nie odpuszczają i pod każdym nowym postem Handlowego zamieszczanym na Facebooku przypominają o nieszczęsnym Minionku.
Cała sytuacja opiera się co prawda na relacji jednego z anonimowych czytelników, ale podobne kuszenie sprawdzał na własnej skórze nasz były redakcyjny kolega Tomek Jaroszek, prowadzący obecnie serwis Doradca.tv:
Sprawa z Minionkiem na pierwszy rzut oka wydaje się oczywiście błaha, ale niestety ma swoje drugie, całkiem poważne dno. Splata się tu wiele wątków, na które warto zwrócić uwagę.
Przede wszystkim pracownicy sektora bankowego – jakby nie patrzeć reprezentujący instytucję zaufania publicznego – powinni zachować szczególną ostrożność. Dziś każdy ma przy sobie telefon, który pozwala robić zdjęcia i nagrywać rozmowy. Takie materiały mogą później zostać wykorzystane na przykład jako materiał dowodowy. Trudno się też przed nimi bronić, bo niekorzystne informacje rozchodzą się po mediach lotem błyskawicy. Nigdy nie wiadomo kiedy nieetyczne czy niegrzeczne zachowanie trafi na podatny grunt. Warto zwrócić uwagę, że artykuł został napisany na podstawie relacji jednej, anonimowej osoby i opublikowany w lokalnym portalu. Mimo tego wywołał burzę i mały kryzys wizerunkowy. Najprawdopodobniej sprawa Minionka jeszcze przez jakiś czas będzie ciągnęła się za bankiem.
Warto też spojrzeć z drugiej strony barykady – oczami pracownika. Winę za zaistniałą sytuację na pewno częściowo można zrzucić na wyśrubowane targety sprzedażowe. Prawdopodobnie gdyby wręczył Minionka, a nie zebrał wniosku za kartę, musiałby osobiście tłumaczyć się zaistniałej sytuacji. W banku na pewno powiedzieli mu dosadnie: „Jeden Minionek = jedna karta kredytowa. Nie jesteśmy instytucją charytatywną”. Pokazuje to też, że klasyczne metody sprzedaży przestają już wystarczać. Klienta trzeba złowić na haczyk za pomocą przynęty. Parametry produkty to sprawa drugorzędna. Banki dokładają więc do kart wszelkiej maści gadżety. Jednym z banków prowadzących najbardziej agresywną sprzedaż jest właśnie Citi, który oprócz Minionków rozdaje komórki, tablety a nawet telewizory.
Pojawia się tu jeszcze jedna, bardziej wątpliwa etycznie kwestia. Banki stosują chwyty poniżej pasa wciągając do gry nie samego klienta, a jego bliskich. W opisanym powyżej przypadku sprawa wydaje się szczególnie bulwersująca, bo gadżetami marketingowymi są maskotki z popularnego filmu dla dzieci. Trudno zakładać, że to tylko przypadek i tłumaczyć, że dorośli też lubią Minionki. Ale wbrew pozorom Citi Handlowy nie jest jedynym bankiem, który atakuje dzieci swoim przekazem marketingowym. Mój 8-letni syn doskonale już wie, który bank jest „ikoną mobilności”, a który reprezentuje „wyższą kulturę bankowości”. Bynajmniej nie dlatego, że rozmawiam z nim na takie tematy. Reklamy banków emitowane są już od wczesnych godzin porannych na kanałach z kreskówkami – między reklamami klocków Lego i pistoletów Nerf.
PS. I jak ich nie lubić? 😉