„- W dużych miastach deptaki oraz ulice o najsilniejszym natężeniu ruchu pieszego są najbardziej poszukiwanymi lokalizacjami. W Poznaniu banki zainteresowane są przede wszystkim ul. Święty Marcin i ul. Półwiejską. W Gdańsku są to ulice Rajska i Grunwaldzka. Przy tej pierwszej praktycznie nie ma wolnych lokali. Przy ul. Grunwaldzkiej swoje placówki ma większość banków detalicznych” – tłumaczy Tomasz Górski z firmy Cushman & Wakefield, która wynajduje dla banków lokale na ich oddziały.
Banki potrzebują oddziałów, by udzielać kredytów czy sprzedawać fundusze inwestycyjne. Polacy nie polubili zbytnio kupować takich produktów przez Internet, wolą przejść się do banku. „- A jaki bank wybierają? Ten za rogiem” – twierdzi Krystian Setera, odpowiedzialny za placówki partnerskie w ING Banku Śląskim. „- Dlatego też sieci bankowe tak się rozrastają. Powstają ‚bankowe’ ulice, placówki są w każdej galerii handlowej, nowym biurowcu czy apartamentowcu.”
Piotr Janicki odpowiedzialny za rozwój sieci sprzedaży MultiBanku daje przykład siostrzanego mBanku (oba należą do BRE). mBank powstał jako bank internetowy, nie miał w ogóle posiadać oddziałów. Dziś ma ich 83, a na koniec 2008 roku będzie ich prawie 200. „- mBank stał się bankiem uniwersalnym. Klienci bardzo dobrze przyjęli takie rozwiązanie. Jednak żeby udzielać kredytów hipotecznych, sprzedawać skomplikowane produkty finansowe, niezbędne były oddziały” – tłumaczy Piotr Janicki.
Bankowcy przekonują, że w Polsce jest ciągle za mało oddziałów. Faktycznie statystyki pokazują, że jesteśmy pod tym względem w ogonie Europy. Na milion Polaków przypada ponad 140 placówek, na milion Słowaków niewiele ponad 207, a na milion Hiszpanów niemal 1000. Także Portugalia słynie z liczby banków. „- W Lizbonie na niemal każdym skrzyżowaniu na każdym z czterech rogów jest bank” – opowiada Mariusz Kamiński z Akademii Rozwoju Systemów Sieciowych.
Więcej na ten temat w sobotnim wydaniu „Rzeczpospolitej”.