Sir John Templeton zwykł mawiać, że hossa rodzi się w atmosferze sceptycyzmu. Do ostatnich wzrostów na giełdach z dystansem podchodzi jedynie para EUR/USD, ale poza nią optymizm trwa w najlepsze. Z trendem się jednak nie dyskutuje, a ten jest jak najbardziej wzrostowy.
Wczoraj byki kolejny dzień rozdawały karty na światowych rynkach. Może wydawać się to już nudne, ale przemożnym powodem do wzrostów były wyniki amerykańskich spółek, które oczywiście okazały się lepsze od prognoz. Z 158 firm wchodzących w skład indeksu S&P500 (które opublikowały już swoje wyniki) aż trzy czwarte wydało raporty lepsze od prognoz. W czwartek wybijały się szczególnie dwie spółki – AT&T oraz 3M. Cieszył przede wszystkim wynik tej drugiej, nazywanej gospodarką amerykańską w pigułce. Spółka ku uciesze obserwatorów podwyższyła także swoje prognozy. Owi inwestorzy przychylnym okiem spojrzeli również na Forda, którego strata była niższa od prognoz. Zapomnieć nie można o EBay’u czy spółce McDonald’s – raporty już standardowo lepsze od oczekiwań.
Taki festiwal radości nie mógł przejść bez echa w Warszawie, która od samego poranka konsolidowała się na poziomach przewyższających 2000 punktów. Gracze tylko czekali na sygnał do skoku, który dali koledzy zza oceanu euforycznie rozpoczynając swoje notowania. Wall Street pomagały zresztą nie tylko wyniki spółek, ale również raporty z gospodarki. Cotygodniowa ilość wniosków o zasiłek dla bezrobotnych co prawda wzrosła o 30 000, ale nie odbiegała znacząco od oczekiwań i co ważniejsze, mniej zmienna średnia czterotygodniowa obniżyła się. Zdaje się więc, że najgorsze już minęło i rynek pracy powinien powoli wracać do normalności. Z drugiej strony mieliśmy dane z rynku nieruchomości, gdzie sprzedaż domów na rynku wtórnym wzrosła trzeci miesiąc z rzędu i to więcej od prognoz.
Lepsze dane z gospodarki i te ze spółek to potężny zastrzyk adrenaliny dla pacjenta, który jeszcze pięć miesięcy temu uznawany był za zmarłego. Indeksy po godzinie 16.00 wystrzeliły na północ. WIG20 sesję zakończył wzrostem o prawie 3 proc., ustanawiając tym samym nowy rekord w tym roku. Wall Street nie było gorsze pnąc się o ponad 2 procent i wyraźnie oddalając się od technicznego wsparcia, które z taką niechęcią było niedawno przełamane. Dow Jones przekroczył 9000 punktów, a Nasdaq wzrósł już dwunasty dzień z rzędu, czego nie obserwowano od 1992 roku.
Wpływu na rynek już tradycyjnie żadnego nie miały, ale warto wspomnieć o danych z polskiej gospodarki. Były one nieznacznie lepsze od oczekiwań, a więc bezrobocie wspomagane czynnikami sezonowymi spadło w czerwcu do 10,7 proc. (zamiast prognozowanych 10,8 proc.), a sprzedaż detaliczna wzrosła o 0,9 procent względem oczekiwań rzędu 0,4 procent (r/r). Niektórzy cieszyli się szczególnie z tej drugiej wartości, gdyż wciąż rośnie (w relacji miesięcznej o 2,2 proc.), ale po pierwsze dane z Wielkiej Brytanii okazały się lepsze, a po drugiej realnie i tak mamy spadek, gdyż zapominać nie można o wciąż wysokiej inflacji. Tragicznie może nie jest, ale przy wnioskach płynących z ankiet konsumenckich, z których wciąż wyłania się obraz Polaka skorego do wydatków, takie wzrosty są mówiąc delikatnie mizerne. Aż strach pomyśleć co by mogło się stać, gdyby przysłowiowy Kowalski zaczął zaciskać pasa.
Łukasz Bugaj
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi