Jacka Balcera, byłego rzecznika Banku BPH, chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. To człowiek instytucja, jeden ze współtwórców udanej zmiany wizerunku połączonych banków BPH i PBK i późniejszych sukcesów osiąganych przez tę instytucję na tym polu.Warto przypomnieć, że jak wynikało z badań ARC Opinia i Rynek robionych jeszcze w trakcie jego kadencji, BPH był traktowany jako jeden z najnowocześniejszych banków na rynku. Bank zajął w 2006 roku pierwsze miejsce w kategorii przyjazny w kontaktach (dobry PR), sprawny rzecznik. Co więcej przez dziennikarzy był traktowany jako jeden z liderów rynku – zajmując miejsce na podium w wielu kategoriach – znacznie lepiej niż przejmujący go Bank Pekao SA. Z całą pewnością w jakiejś części tak dobre postrzeganie przez dziennikarzy było również osobistą zasługą Balcera i jego zespołu.
Dni chwały bezpowrotnie (?) minęły. Nowy Bank BPH to tylko wspomnienie swojej dawnej potęgi. Mimo wszystko nie odpuszcza i można się spodziewać, że już niedługo będzie się znowu dynamicznie rozwijał. Tym razem dystans będzie jednak znacznie większy, a i rynek się diametralnie zmienia.
Sam Balcer nie czekał na ten w sumie smutny moment dla osób budujących z takim wysiłkiem ten bank. Z BPH odszedł już na początku listopada 2006 roku. Przez rok praktycznie zniknął z pola widzenia. Zakaz konkurencji wykorzystał jednak bardzo twórczo – zdobywając licencję pilota. Można było o tym niedawno przeczytać w H&M. Przed nim kolejne egzaminy, tym razem na pilota liniowego. W tych czasach to pewny i dobrze płatny zawód. Jednym słowem PRowiec z wieloma pasjami, bo samoloty to przecież tylko jego aktualny konik. Ciekawe co będzie za kilka lat?
Jednak to nie linia lotnicza jest jego nowym miejscem pracy. Balcer znowu zajmuje się komunikacją, w pewnym sensie również PR finansowym. Jak się dowiedzieliśmy, od niedawna jest bowiem doradcą prezesa spółki ENEA. Przede wszystkim formalnie odpowiada jednak za całą komunikację tej energetycznej grupy. Począwszy od marketingu, poprzez PR wewnętrzny i zewnętrzny, a na IR skończywszy. Jego pierwszym ważnym zadaniem to przygotowanie firmy do IPO.
ENEA to największy dostawca energii elektrycznej w północno-zachodniej Polsce i jeden z najważniejszych graczy na rodzimym rynku energii. Łącznie ma ok. 2,3 mln odbiorców. Być może jeszcze w pierwszym kwartale tego roku pojawi się na giełdzie. Prawdopodobnie będzie to emisja podwyższeniowa opiewająca na początek na 10-15% obecnego kapitału spółki. To sporo, bo wycena grupy wynosi mniej więcej 10 mld zł.
Zadania stawiane przed J. Balcerem są z całą pewnością pełne wyzwań. Spółka będzie prywatyzowana w bardzo trudnym dla rynku kapitałowego momencie, czeka ją też wiele pracy związanych z komunikacją wewnętrzną (akcje pracownicze, wiele różnych spółek w grupie), jak również zewnętrzną (uwalnianie rynku energii, zmiana taryf, etc.). Jak to będzie wyglądać w praktyce zobaczymy, jednak szanse na sukces są duże.
Co warte podkreślenia, bo to przecież spółka państwowa, nad cała komunikacją grupy czuwa jeden człowiek, właśnie Balcera. Nie ma więc sztucznego w obecnych czasach podziału na marketing i osobny dział PRu (nawet jeśli ma duże kompetencje) i IR. To obecnie postulowany model komunikacji organizacji z rynkiem. Tym bardziej efektywny, bo na czele stoi człowiek znający PR od podszewki. To doskonały przykład tego, co na Zachodzie jest czymś normalnym. Tak jak to, że PR jest funkcją zarządzania całą komunikacją i nie sprowadza się jedynie do media relations. W branży finansowej, najlepiej przecież wykorzystującej potencjał PR, podobnych rozwiązań trzeba szukać ze świecą. Tym bardziej zatem trzeba docenić to co widzimy w Enea.
Nowa praca Balcera to niestety strata dla PRu bankowego. Można się tylko pocieszać, że skorzysta na tym poziom rodzimych relacji inwestorskich, a to przecież coraz istotniejszy fragment PRu finansowego i PRu jako takigo.
Przy okazji warto wspomnieć zasłyszaną anegdotę. Jacek Balcer chciał koniecznie zatrzymać konto w banku swojego byłego pracodawcy. Z wyprzedzeniem złożył zatem odpowiednią dyspozycję w swojej placówce. Jakież było jego zdziwienie, kiedy się okazało, że mimo wszystko trafił jednak do Pekao SA. Tylko talenty negocjacyjne, poparte telefonami do centrali sprawiły, że wciąż ma rachunek w BPH.
Dość ciekawie wygląda z perspektywy byłego rzeczna sytuacja, kiedy przez cały proces fuzji nie dostał jakiejkolwiek informacji, co będzie z nim jako klientem. O ile były bankowiec mógł sobie z tym łatwo poradzić dzwoniąc do kogoś z banku, to niestety setki tysięcy klientów nie miało takiej możliwości. Naszym i nie tylko naszym zdaniem właśnie obawa przed takim scenariuszem sprawiła, że tak niespodziewanie rozstał się z bankiem. Można się tylko domyślać, że chociaż zatrudnieni w bankach PRowcy wiedzą jak się przeprowadza proces takiej fuzji pod względem komunikacyjnym, to mieli niestety związane ręce. Całe odium tej sytuacji spadnie jednak właśnie na nich. Ciężki kawałek chleba… Dlatego Jackowi Balcerowi życzymy samych sukcesów na nowej drodze zawodowej – zwłaszcza udanego debiutu giełdowego.