Lekko optymistyczne zakończenie piątkowego handlu na głównych parkietach europejskich i na Wall Street daje bykom nadzieję na chwilę oddechu. Trudno jednak oczekiwać zbyt wiele. Nie ma powodów do zmiany dominującej tendencji spadkowej.
W piątek na Wall Street byki starały się odrabiać starty z poprzednich sesji i zatrzeć fatalne wrażenie, jakie po nich powstało. Oba zadania wykonały na trójkę z minusem. Obraz rynku nadal daleki jest od optymizmu, zaś do odrobienia strat potrzeba wzrostu nie o sześć, ale o co najmniej 86 punktów.
W czwartek S&P500 w ciągu dnia znalazł się na poziomie najniższym od dołka z 9 sierpnia. Optymiści mogą doszukiwać się formacji potrójnego dna. Ale do tego potrzebny byłby ruch w górę bardziej zdecydowany niż piątkowy. I sprzyjające takiemu ruchowi otoczenie makroekonomiczne. O takie otoczenie trudno, co nie oznacza, że ruch w górę nie nastąpi. I być może będziemy jego świadkami już w najbliższych dniach. W piątek byki z trudem broniły się przed dalszą przeceną i ostatecznie S&P500 zyskał 0,6 proc. Zbyt wiele więc nie mogą sobie obiecywać. Od początku sierpnia indeks porusza się między 1120 a 1220 punktów. Trudno przewidzieć, co wykluje się z tej konsolidacji.
Nasz WIG20 ma się znacznie gorzej. W środę, gdy na głównych światowych parkietach dominowały spore spadki udawał jeszcze bohatera, rosnąc o niecałe 0,2 proc. Za tę nonszalancję zapłacił w czwartek spadkiem o ponad 7 proc. i dał się pokonać jedynie wskaźnikowi giełdy moskiewskiej, który stracił 10 proc. Piątkowy spadek wskaźnika naszych blue chipów o 1 proc. byki mogą poczytać sobie za sukces tylko z perspektywy niemal 5 proc. zniżki w ciągu dnia. Osiągnięcie poziomu najniższego od dwóch lat może rodzić nadzieję jedynie na odreagowanie. Szanse na coś poważniejszego pojawią się prawdopodobnie nieco później, ale być może nie będzie to przyszłość zbyt odległa. Październik często bywa miesiącem przełomu.
O ile cały ubiegły tydzień, a szczególnie jego końcówka na rynku akcji były fatalne, to na rynkach surowcowych były wręcz makabryczne. W ciągu tygodnia kontrakty terminowe na miedź zniżkowały o 15,5 proc. Ropa staniała tylko o 7,4 proc. Bezpieczna złota przystań przyniosła swym zwolennikom stratę w wysokości ponad 9 proc., zaś mocno już wcześniej poparzeni amatorzy srebra mieli okazję zaliczyć spadek o kolejne 24 proc. Surowce z pewnym opóźnieniem, choć równie dynamicznie jak akcje, zaczynają reagować na oznaki spowolnienia globalnej gospodarki. Albo dyskontują scenariusz recesyjny, albo demonstrują zawód, jaki sprawił Fed nie podejmując decyzji o dodruku pieniądza.
Nadzieje byków na odreagowanie ubiegłotygodniowych spadków tłumią nieco notowania na giełdach azjatyckich. Dziś dominowały tam spore spadki. Na godzinę przed końcem handlu wskaźnik w Tajlandii tracił prawie 8 proc., indeks w Indonezji zniżkował o 4 proc., Nikkei szedł w dół o 2 proc., a w Szanghaju zniżka przekraczała 1 proc. Rano kontrakty na amerykańskie indeksy spadały po 0,5 proc. Początek notowań w Europie może więc nie być zbyt optymistyczny.
Źródło: Open Finance