Trudno uwierzyć, ale po I kwartale 2011 r. znów jest o 400 tys. kart kredytowych mniej – wynika z danych NBP. Po raz pierwszy od półtora roku zaczyna jednak rosnąć zadłużenie płacących plastikowym pieniądzem.
Od 2009 r. banki zlikwidowały co piątą kartę kredytową. Dziś jest ich 8,5 mln, o 2,5 mln mniej niż 2 lata temu. Zapowiada się, że będzie ich ubywało dalej.
Karty kredytowe to jedna z najbardziej licznych ofiar kryzysu finansowego. Kłopoty finansowe na świecie i w kraju spowodowały, że banki mocno zweryfikowały listę posiadaczy plastikowych pieniędzy. Zamykały nieaktywne karty i jednocześnie masowo odbierały karty podejrzanym klientom. Czego się bały? Że przekredytowane osoby w desperacji sięgną po kartę, aby w ten sposób na chwilę złapać oddech i przesunąć efekt spirali długów w jaką wpadli.
Bankowcy pocieszają jednak, że najgorsze karciany rynek ma już za sobą. Dziś łatwiej jest i bankom i klientom. Przekredytowani finiszują i kłopoty ze spłatą zadłużenia dotykają ich coraz rzadziej. Z kolei starający się o kartę klient nie musi już dziś przechodzić takiego castingu jak rok, czy dwa lata temu – słychać w bankach.
Nie oznacza to jednak, że banki otworzyły się na sprzedaż plastikowych pieniędzy. Widać to zresztą po działaniach marketingowych instytucji finansowych. W nawale reklam próżno szukać promocji kart kredytowych. Jedynym bankiem, który eksponuje jedną z oferowanych kart kredytowych jest Citi Handlowy.
Co z resztą? – Wciąż jeszcze koncentrujemy się na robieniu porządków i obmyślaniu jak bardziej powiązać ryzyko z warunkami karty – mówią bankowcy. Niewykluczone, że osobom ocenianym jako bardziej ryzykowne w większym stopniu niż dotychczas oferowane będą obowiązkowe ubezpieczenia. Będą miały też wyższe oprocentowanie kredytu na karcie, aby zmniejszyć pokusę jego wykorzystania. Generalnie oferta kart w banku może zostać bardziej zróżnicowana niż wcześniej.
Na razie o wyjściu banków ze sprzedażą kart na szeroki rynek nie ma mowy. Ale moment ten powoli się zbliża. Niemałą zasługę będzie tu miała działające od tego roku Rekomendacja T, która nakazuje, aby bank sprzedając klientowi kredyt nie dopuścił, aby obsługa wszystkich zobowiązań klienta maksymalnie sięgała połowy dochodów netto (jeśli nie przekraczają one średniej krajowej netto). W przypadku zarabiających więcej bariera ta została ustawiona na poziomie 65 proc. Dzięki niej banki zyskały nowe narzędzie miary ryzyka. Realizacja rekomendacji T gwarantuje bowiem dodatkowo, że klient nie obkupi się w kredyty i karty ponad swoje możliwości (przynajmniej w bankach). Dla oszacowania ryzyka wystarczy umiejętne połączenie wewnętrznego scoringu z oceną BIK i właśnie Rekomendacją T.
Na razie jednak banki koncentrują się na sprzedaży kart kredytowych swoim klientom oraz motywowaniu tych, którzy już karty mają, do częstszego ich używania. I to już najwyraźniej zaczyna się udawać. Jak wynika z danych banku centralnego mimo dalszego drastycznego spadku liczby karty, w kwietniu zadłużenie na kartach wzrosło, w zauważalny sposób, po raz pierwszy od niemal półtora roku. Osoby prywatne na koniec kwietnia miały do oddania na kartach 14,07 mld zł, czyli ok. 70 mln zł więcej niż w marcu.
Halina Kochalska, Open Finance
Źródło: Open Finance