Karty zbliżeniowe mają już 10 lat. Od nowinki technologicznej do codziennego standardu

Dziesięć lat temu na kartę zbliżeniową wielu patrzyło z podobną rezerwą, jak dziś na płatności z użyciem telefonu. Tymczasem zbliżeniówki znalazły się w powszechnym użyciu. Co więcej, bezstykowo płacimy już częściej niż tradycyjnie, a Polacy są w światowej czołówce pod względem liczby wykonywanych transakcji bezstykowych.

„Polska jest pierwszym krajem w Europie Środkowo-Wschodniej, w którym wdrożono płatności bezstykowe w technologii MasterCard PayPass” – tak zaczynał się komunikat prasowy firmy Mastercard, który opublikowaliśmy na łamach PRNews.pl 12 grudnia 2007 roku. Pierwszym bankiem, który udostępnił to rozwiązanie był Bank Zachodni WBK. Organizacja Visa wdrożyła karty payWave nieco później – w drugiej połowie 2008 roku. Także i w tym przypadku palmę pierwszeństwa zgarnął BZ WBK.

Na początku z płatności PayPass mogli skorzystać mieszkańcy Warszawy i Poznania. Pierwszymi sieciami handlowymi akceptującymi tę technologię były McDonald’s, EuroApteka oraz Mercer’s Coffee, a niebawem dołączyły do nich Ruch i Kolporter. Prognozowano, że do końca roku 2007 zainstalowanych zostanie około 500 czytników PayPass. Pierwszą kartą zbliżeniową na naszym rynku była wydawana przez BZ WBK karta pre-paid Maestro PayPass.

leungchopan, YAY Foto

Promując płatności zbliżeniowe, Mastercard akcentował przede wszystkim wygodę i krótszy czas potrzebny do zrealizowania transakcji płatniczej. Początkowo płatności zbliżeniowe mogły kojarzyć się przede wszystkim ze sklepami spożywczymi czy restauracjami – punkty usługowe z innych branż pojawiły się nieco później.

80 proc. kart w naszych portfelach to zbliżeniówki

Z biegiem czasu karty zbliżeniowe zaczęły pojawiać się w kolejnych bankach. Co ciekawe, początkowo niektóre instytucje pobierały za taką nowinkę dodatkową opłatę. Jeśli klient chciał mieć kartę z antenką musiał dopłacić 2 lub 3 zł miesięcznie. Dopiero wprowadzenie plastików tego typu do masowej oferty przez największe banki w kraju zmieniło sytuację. Pojawiły się także pierwsze gadżety do płatności zbliżeniowych – zegarki, breloki, naklejki, a nawet maskotki.

Liczba kart zbliżeniowych w latach 2010-2017

Z danych Narodowego Banku Polskiego wynika, że na koniec 2010 roku na rynku funkcjonowało około 2 mln kart zbliżeniowych. Później sytuacja potoczyła się już w ekspresowym tempie – na koniec 2011 roku było ich już 9,4 mln, a rok później 15,1 mln. Z najnowszych danych wynika, że w połowie 2017 roku kart z antenką było już 29,6 mln, co stanowi blisko 80 proc. ogółu wszystkich plastików.

Liczba terminali zbliżeniowych w latach 2011-2017

Równie szybko rosła sieć terminali. O ile w 2011 roku zbliżeniowo można było zapłacić tylko w 48 tys. punktach, to rok później sieć się podwoiła, a w 2014 roku takich urządzeń było już blisko 300 tys. Na koniec czerwca 2017 roku płatności zbliżeniowe akceptowało 536 tys. terminali, co stanowi 92 proc. wszystkich urządzeń na rynku.

Dziś karty zbliżeniowe są w powszechnym użyciu. W II kwartale 2017 r. udział płatności zbliżeniowych w ogólnej liczbie płatności bezgotówkowych wynosił 66,7 proc., co oznacza, że znacznie częściej płaciliśmy zbliżeniowo niż w tradycyjny sposób. Łączna wartość przeprowadzonych transakcji wzrosła do poziomu 31,6 mld zł – w porównaniu do kwartału poprzedniego wartość bezgotówkowych transakcji zbliżeniowych zwiększyła się o 7,1 mld zł , co stanowi bardzo znaczący wzrost o 29,2 proc. Udział transakcji zbliżeniowych w całości obrotów bezgotówkowych przeprowadzanych kartami płatniczymi wynosił 48,5 proc.

Jak podaje Mastercard, już 78 proc. wszystkich transakcji kartami z logo tej firmy w Polsce to płatności zbliżeniowe. Ponadto, liczba kart zbliżeniowych Mastercard aktywnie używanych przez Polaków wzrosła w ciągu 12 miesięcy o 26 proc., o 49 proc. zwiększyła się liczba, a o 88 proc. wartość realizowanych nimi płatności bezstykowych. Średnia kwota takiej transakcji wyniosła niemal 50 złotych (13,9 USD), w porównaniu z kwotą 45 zł w roku ubiegłym.

Płatności zbliżeniowe w smartfonach

Od samego początku organizacje płatnicze prowadziły prace nad mobilnymi płatnościami zbliżeniowymi. W 2010 roku na łamach PRNews.pl opublikowaliśmy testy płatności zbliżeniowych z użyciem telefonu Samsung Avila w specjalnej wersji – z modułem NFC. Wówczas pilotaż prowadziło Inteligo wspólnie z operatorem telekomunikacyjnym Era i firmą Mastercard. Było to rozwiązanie SIM-centric – karta wgrywana była na kartę SIM. Ostatecznie jednak Inteligo nie zdecydowało się wprowadzić usługi do oferty.

Komercyjnie zbliżeniowe płatności telefonem zadebiutowały w 2012 roku. Niemal równocześnie udostępniły je dwa telekomy – T-Mobile i Orange. Na początek rozwiązania zostały udostępnione klientom mBanku i Polbanku (T-Mobile). Z biegiem czasu dołączyło kilka innych banków, ale zaproponowane wówczas rozwiązanie ostatecznie nie podbiło serc klientów. O ile działało bez problemów, to było zbyt hermetyczne – klient musiał nie tylko mieć odpowiedni aparat, ale dodatkowo podpisać też umowę z telekomem.

Płatności SIM-centryczne zostały zastąpione standardem HCE (Host Card Emulation). Karta płatnicza została przeniesiona z karty SIM do chmury obliczeniowej. Pierwszym bankiem, który udostępnił tego typu płatności był Bank Pekao. Stało się to w 2014 roku we współpracy z organizacją Mastercard. Banki porzuciły starsze, simcentryczne rozwiązanie na rzecz HCE. Z danych zebranych przez serwis PRNews.pl wynika, że na koniec III kwartału 2017 roku banki obsługiwały już ponad 600 tys. kart HCE, czyli o 435 tys. więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Karty HCE wydaje dziś 14 banków komercyjnych i kilkadziesiąt banków spółdzielczych. Część z nich udostępnia karty HCE w ramach własnych aplikacji, inne współpracują w tym zakresie z firmą Google, która udostępnia system płatności Android Pay.

Karty zbliżeniowe a bezpieczeństwo

Nie obyło się jednak bez kontrowersji związanej z płatnościami zbliżeniowymi. Od samego początku wątpliwości wzbudzał brak wymogu potwierdzania operacji niskokwotowych PIN-em. Pojawiło się sporo mitów i legend, których część pokutuje niestety do dziś. W rzeczywistości technologia zbliżeniowa jest jednak bezpieczna – opowieści o zdalnym przechwytywaniu sygnału czy skanowaniu danych przez hakerów w zatłoczonych autobusach można włożyć między bajki.

Co więcej, w przypadku płatności zbliżeniowych obowiązuje znacznie niższy limit odpowiedzialności klienta za transakcje nieuprawnione niż dla standardowych typów transakcji. Dla bezstykowych jest to 50 euro (około 200 zł), podczas gdy dla pozostałych 150 euro (600 zł). Oznacza to, że nawet jeśli ktoś skradnie nam kartę zbliżeniową, nie stracimy więcej niż 200 zł.

Warto też pamiętać w tym kontekście o wyroku Sądu Najwyższego, który uznał, że nieuprawniona transakcja dokonana kartą zbliżeniową ma być traktowana jako kradzież z włamaniem. Złodziej, który użyje karty zbliżeniowej będzie traktowany surowiej, niż złodziej, który ukradnie nam gotówkę. Ci klienci, którzy obawiają się jednak używania kart zbliżeniowych – mogą wyłączyć antenkę. Wystarczy zgłosić to do banku.

Dekadę po debiucie kart zbliżeniowych w Polsce, płatności bezstykowe stały się standardem. Z czego wynika popularność kart? Tu chyba możemy śmiało powiedzieć, że pierwsze skrzypce gra wygoda. Bezstykowo płacimy szybciej, a przy drobnych kwotach nie musimy wprowadzać PIN. Nie bez znaczenia jest bezpieczeństwo – nie wypuszczamy karty z ręki w sklepie, a wypłacając zbliżeniowo z bankomatów nie narażamy się na skimming. Niewykluczone, że to właśnie dzięki technologii zbliżeniowej Polacy zaczęli chętniej sięgać po plastiki na zakupach. Patrząc na zaprezentowane przez Mastercarda statystyki dotyczące płatności zbliżeniowych możemy zaryzykować stwierdzenie, że to już tylko kwestia czasu, jak płacenie kartą w sposób tradycyjny przejdzie w ogóle do lamusa.

Materiał powstał przy współpracy z partnerem serwisu – firmą Mastercard.