„Dla banku spread to poważne i wygodne źródło dochodów, z którego może czerpać bez większych ograniczeń, ponieważ wysokość spreadu nie jest opisana w warunkach umowy kredytowej. Składając na niej swój podpis, klient zgadza się, że będzie wymieniał pieniądze w banku według jego tabeli kursowej.
Ile banki zarobiły na spreadzie w III kw., dowiemy się, gdy Komisja Nadzoru Finansowego (KNF) opublikuje dane o sprzedaży hipotecznych kredytów walutowych. Największe wpływy przyniesie jednak IV kw., ponieważ widełki spreadu zaczęły się mocno rozwierać dopiero w październiku” – czytamy w „Pulsie Biznesu”.
„Marcin Mrowiec [p.o. głównego ekonomisty Pekao] uważa, że rozwarcie się widełek ze spreadem powinno mieć charakter przejściowy, determinowany wyjątkowymi warunkami rynkowymi. Zakłada, że w przyszłym roku sytuacja powinna wrócić do normy. Marek Juraś [DM BZWBK] nie jest takim optymistą.
— Słabnie akcja kredytowa i maleją wpływy z innych źródeł. Dlatego nie sądzę, żeby banki rezygnowały z dodatkowej możliwości zarobku — mówi analityk DM BZ WBK.
Potwierdzają to nasze nieoficjalne informacje, że bankom bardzo zależy, aby KNF w rekomendacji przygotowywanej na grudzień nie zajmowała się spreadami. Wcześniej jej szef zapowiadał, że problem trzeba uregulować.
Nie tylko KNF ma spready na oku. Pod lupę weźmie je również Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK), ale dopiero w przyszłym roku. Jak się dowiedzieliśmy, UOKiK przewiduje kontrolę umów kredytowych pod kątem spreadów w harmonogramie prac na 2009 r.”, o czym informuje dalej „Puls Biznesu”.
Komisja Nadzoru Finansowego do końca roku ma przygotować rekomendację. Oprócz wytycznych dotyczących zdolności finansowej klientów i maksymalnej wysokości kredytów w stosunku do dochodów znajdą się w niej także ograniczenia spreadu walutowego.
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Pulsu Biznesu“, w artykule Eugeniusza Twaroga „“Klienci trafili na widełki”.
A.Ł.