Kolejna panika na rynkach globalnych

Zresztą jak spojrzało się na trzymiesięczny LIBOR dla dolara to niepowodzenie tej interwencji stawało się jeszcze bardziej widoczne. LIBOR wzrósł w czwartek z 4,15 do 4,75 proc. (najwyżej od grudnia zeszłego roku). Banki nie chcą sobie pożyczać pieniędzy, a jeśli już to robią to bardzo drogo. Interwencja banków sytuację nawet pogorszyła, bo jej fiasko zwiększyło ostrożność bankowców.

Na ten czynnik bardzo zwracali również uwagę gracze na rynku akcji. Wydawało się jednak, że pozytywne informacje powinny bykom pomagać. W środę New York Times w swoim internetowym wydaniu poinformował, że korzystając z przyjętego przez Kongres USA planu TARP rząd USA będzie przejmował udziały w zagrożonych bankach. Potwierdził to w czwartek departament skarbu. To bardzo dobre rozwiązania, bo banki uzyskają kapitał, a państwo będzie mogło po zakończeniu kryzysu sprzedać swoje udziały z zyskiem. To powinno pomagać sektorowi finansowemu, mimo że konkretne działania zobaczymy za kilka tygodni. Jednak gracze tę informację zlekceważyli. Bardziej przejmowali się tym, że od czwartku nie obowiązuje już zakaz krótkiej sprzedaży.

Na rynku akcji najlepiej zachowywał się sektor wysokich technologii, dzięki czemu NASDAQ był najmocniejszym indeksem. IBM niespodziewanie opublikował raport kwartalny, w którym pokazał 20. procentowy wzrost zysku i podtrzymał prognozę. To właśnie pomagało innym spółkom sektora. Oprócz taniejących spółek sektora finansowego (z naciskiem na ubezpieczycieli) traciły również spółki surowcowe oraz sektor producentów samochodów (General Motors) poinformował, że jego sprzedaż w Europie w tym roku spadła. GM tracił 30 procent, podobnie zachowywał się Ford. Rynek wytypował te firmy jako kolejne ofiary przeznaczone do bankructwa. Upadek GM miałby katastrofalne skutki dla rynku swapów CDS – to dobiłoby sektor finansowy. Tego gracze chyba bali się najbardziej.

Od początku sesji widać było, że znowu będziemy świadkami niezwykłej zmienności. I rzeczywiście, po sporym wzroście już po godzinie nie zostało ani śladu, a indeksy nadal szukały dna. Znalazły je o 17.00, poczym indeksy odbiły i zaczęły oscylować nieco poniżej środowego zamknięcia (NASDAQ wokół tego poziomu). Na dwie godziny przed końcem sesji niedźwiedzie zaatakowały i błyskawicznie doprowadziły do przeceny. Indeksy spadły do poziomów z 2003 roku, czyli z początku ostatniej hossy. Rynki ogarnęła totalna panika. Najwyraźniej Amerykanie masowo umarzają jednostki funduszy, a te muszą sprzedawać. Panika zawsze kończy pewien etap spadków. Tyle tylko, że przeżyliśmy już w ciągu ostatnich 3 tygodni kilka panik, wiele interwencji i żadna nie działała tak jak powinna. Cóż, pozostaje zostawić rynkowi miejsce do wyznaczenia ostatniej kapitulacji.

Po wczorajszej panicznej ucieczce graczy w ostatniej godzinie sesji w USA (przypominam, że indeksy spadły po około 7 procent) dzisiaj to samo dotknęło rynki azjatyckie. Japoński indeks Nikkei spadał rano 10 procent wymazując praktycznie cała hossę z lat 2003 – 2007. Spadały również i to dużo kontrakty na indeksy amerykańskie. Panika. Może to jest już TA panika, ale tak naprawdę nie da się przewidzieć, gdzie to się skończy. W każdym razie świat recesji i to ostrej nie uniknie. Dzisiaj spotkają się również ministrowie finansów i szefowie banków centralnych grupy G-7. Po skoordynowanej akcji banków w środę inwestorzy już wiedzą, że banki i rządy potrafią działać wspólnie. Akcja była jednak nieudana – w złym czasie i bez kontynuacji, co zaowocowało paniką. Uczestnicy szczytu mają o czym myśleć. Nacisk na nich jest olbrzymi. Zakładam więc, że (raczej w sobotę) dowiemy się o podjęciu jakichś środków zaradczych. Czekamy na to, co zrobią Amerykanie, ale cokolwiek by nie zrobili to sam zwrot indeksów nie rozwiąże kryzysu.

W czwartek rano na naszym rynku walutowym niespodzianki nie było. Poprawa nastrojów na giełdach zaowocowała wzrostem kursu EUR/USD, a to musiało się przełożyć na umocnienie złotego. Jednak jak tylko kurs EUR/USD zaczął się osuwać to i u nas kursy zmieniły kierunek. Kursy EUR/PLN i USD/PLN od tego czasu (około południa) do końca dnia rosły. Przecena była bardzo duża, ale nie wynikała ze zmiany kursu EUR/USD. Zaszkodziły nam informacje z Węgier. Rząd przymierza się tam do nowelizacji budżetu. Poza tym pogłoska (ostro zdementowana) o szykowanej pomocy rządowej dla banku OTP przeceniła akcje tego banku. Wszystko to zaszkodziło forintowi i pogrążyło złotego.

GPW też, podobnie jak inne rynki europejskie, rozpoczęła sesję wzrostem. WIG20 bardzo szybko wzrósł o dwa procent, ale mniejsze spółki zdecydowanie się ociągały. Po godzinie handlu zapał do kupna akcji zmalał i indeksy zaczęły się osuwać. Widać było dużą niepewność graczy. Trudno im się dziwić. Po południu WIG20 znowu testował poziom środowego zamknięcia. Widać było wyraźnie, że gracze obawiają się wzrostów w Europie i w USA traktując je jako odbicie. Poza tym duży obrót sygnalizował, że sprzedają TFI (Polacy umarzają jednostki), a kupują OFE, których intencja nie było szybkie podniesienie indeksów. Udało się sesję zamknąć neutralnie (niewielkim wzrostem indeksów), bo kończyliśmy sesję wcześniej niż rynki europejskie.

Po wczorajszej sesji w USA nawet zarządzający OFE mogą się wystraszyć. To, co się na rynkach dzieje jest z całą pewnością wydarzeniem na miarę pokolenia. Wiem, że to jest już truizm, ale faktem jest, że chyba żaden aktywny analityk/inwestor nie przeżył takich nastrojów. Wcale się nie zdziwię, jeśli dzisiaj nerwy puszczą wszystkim. Gdyby jednak tak się nie stało i rynek się wyratował to powiem, że GPW będzie już czekał na kapitulację w USA.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi