Komu pomoże rząd – bankom czy frankowiczom?

Okazuje się, że  w 2020 roku banki zanotowały znaczy spadek zysków  w porównaniu do roku ubiegłego.   Ciekawy artykuł  na portalu : //biznes.interia.pl/ opublikował Jacek Ramotowski pt: „Banki wkrótce ujawnią fatalne wyniki”, który ukazał się jeszcze w czerwcu.  Informuje w nim, że wiele banków, w tym spółdzielczych, poniosło straty. Głównym powodem   strat były rezerwy i odpisy na złe kredyty w związku z pogorszeniem się sytuacji gospodarczej.  Ale najgorsze wciąż przed nimi, bo po dwóch kwartałach nie ujawnią się jeszcze w całości ani koszty ryzyka, ani spadek wyniku odsetkowego spowodowany cięciami stóp niemal do zera.”  I jak pisze dalej: „..tym razem polskie banki nie wyjdą z niego suchą stopą, jak po poprzednim kryzysie. Będą straty, programy naprawcze,  a nawet upadłości …”.

fot. Shutterstock

Także prof. Aneta Hryckiewicz, wykładowczyni Akademii Leona Koźmińskiego pisze o złej kondycji banków – polecam jej artykuł na portalu: biznesinsider.com.pl/finanse

Jednym z problemów jest oczywiście kryzys pandemii,  a następne to obniżka stóp procentowych,  pogorszenie wypłacalności wielu przedsiębiorców i gospodarstw domowych, no i zmniejszony popyt na kredyty dla przedsiębiorstw.  Ale drastyczny wzrost  liczby kredytów niewypłacalnych jeszcze nie nastąpił. Bankowość dla wszystkich staje się droższa – a kredyt  coraz mniej dostępny  ze względu na zaostrzenie polityki kredytowej.  NBP jest przede wszystkim zainteresowany tanim finansowaniem budżetu i priorytetowych inwestycji politycznych, więc banki, aby jakoś zarabiać, zmuszone są  podnosić  koszty kredytów   przedsiębiorcom i  i gospodarstwom domowym.  Zapewne tym należy tłumaczyć stwierdzenie szefów  największych banków w Polsce, którzy  ostrzegają, że: „ … skończył się okres darmowego bankowania” .  Ostrzeżenie  dość dziwne, ponieważ należałoby  zadać  pytanie: czy i kiedy   taki okres w ogóle się  zaczął? Przecież banki prawie za darmo dysponują oszczędnościami i depozytami  osób i przedsiębiorstw.  Ale na pewno  okres „taniego bankowania” zaczął się  dla  finansowania programów politycznych, za co zapłacą wszyscy.

Prof. Aneta Hryckiewicz  stwierdza: „Państwo i polityka wchodzą do banków”,  podając na to liczne  przykłady i konkluduje: „ sytuacja sektora bankowego będzie się pogarszać” . Opinia ta  nie jest odosobniona.  Nawet NBP w swoim  alarmistycznym raporcie  ocenia sytuację, że  „takiej sytuacji dawno w branży bankowej nad Wisłą nie uświadczyliśmy”.   Bank centralny podkreślił też, że nawet ograniczony wzrost problemów ze spłacalnością kredytów hipotecznych może mieć istotne skutki dla banków i w konsekwencji dla gospodarki.  A dalej  „ łącznie kryzys może kosztować sektor bankowy niemal 14 mld zł dodatkowych odpisów kredytowych w okresie 2020–2022″.  Chciałoby się prezesowi NBP zadać  pytanie: gdzie są te „nieprzebrane ilości pieniędzy w systemie bankowym”, o których zapewniał jeszcze kilka miesięcy wcześniej?    Dlaczego tak mało mówi się o problemie kredytów złotówkowych indeksowanych do walut obcych?  A według danych,   saldo takich kredytów wynosi ok. 130 mld zł (z lutego br.). Są to należności banków od kredytobiorców. Co z nimi? Dlaczego tak mało komentarzy na temat stanu tych kredytów? Poziom sugerowanych rezerw na najbliższe trzy lata  skłania do stwierdzenia, że sprawa  nie jest traktowana poważnie, ani przez banki, ani przez polityków.

Wiemy, że w końcu 2019 roku TSUE wydał bardzo korzystny wyrok w sprawie  kredytów indeksowanych, uznając klauzule indeksacyjne za abuzywne  tj. bezprawne w umowach kredytowych   z konsumentami. Podobne orzeczenie wydał Sąd Najwyższy,  także UOKiK wydał wiele decyzji przeciwko bankom nakładając liczne kary z jedoczesnym wpisem stosowanych klauzul na „listę klauzul zabronionych”. Również RPO  wydal wiele opracowań, analizując stan prawny tych kredytów, które w konkluzji zmierzają do stwierdzenia że „ w świetle orzeczeń TSUE oraz SN umowy  z klauzulą indeksacyjną,  winny zostać uznane za nieważne ex tunc. Znakomicie o tym pisze prof. Ewa Łętowska w swym raporcie pt „Da mihi factum – dabo tibi ius”.  W tej sytuacji całość należności bankowych  z tego tytułu staje się  bardzo wątpliwa, wręcz nienależna. Czy zatem przewidywane rezerwy na złe kredyty w wysokości  14 mld. zł. wystarczą?

PO orzeczeniach TSUE i SN wielka radość zapanowała wśród kredytobiorców złotowych indeksowanych do walut obcych, głównie do CHF. (jedyne, co tych kredytobiorców łączy z pojęciem waluty CHF  jest to, że w umowach kredytowych złotowych, banki  wszczepiły instrument finansowy w postaci indeksu tj. kursu walut PLN/CHF do waloryzowania swoich należności i jednocześnie zadłużenia kredytobiorców).  Dlatego zamiast „ frankowicze” winniśmy nazywać ich „indeksowani złotówkowicze” ,  bo takie określenie oddaje naturę ich kontraktów. Ale czy ta radość nie jest przedwczesna?   Warto podkreślić reakcję prominentnych polityków partii rządzącej, a ściślej mówiąc jej całkowity brak,  na orzeczenia TSUE i SN. A przecież te orzeczenia są korzystne dla „Polek i Polaków” jak mawiała była premier.  Nie sądzę, że brak reakcji rządzących  to przypadek. Wbrew głoszonym deklaracjom, rządzącym bliższy jest interes banków niż prostych obywateli,  bo to banki kreują pieniądz, przyczyniając się do  ożywienia gospodarczego, przyrostu PKB,  więc pomogą  też w realizacji wielkich politycznych celów.

Niemal przyzwyczailiśmy się do tego, że orzeczenia TSUE są ignorowane. Ale co z orzeczeniami  SN, które wyznaczają kierunek orzeczeń dla wszystkich sądów? Przecież wiele podobnych  jest też ignorowanych.  Czy  zatem  orzeczenia  SN w tej sprawie w  dzisiejszej sytuacji politycznej   się utrzymają?  Wiadomo, że sądy powszechne wydają już liczne wyroki  zgodne z orzeczeniem TSUE i SN, ale rozstrzygają ok 100 spraw miesięcznie. W takim tempie rozpatrzenie wszystkich spraw zajmie 40 lat.  Ale i to może się zmienić.  Gdyby władze  były przychylne  rozwiązaniu sprawy, to klauzule abuzywne w umowach można byłoby zastąpić uchwalonymi przepisami prawa. Ale  klasa rządząca nie popiera takich rozwiązań, nawet nie podejmuje  dyskusji.  Jeszcze  5 lat temu główny faworyt  wyborów prezydenckich  sprawę pomocy frankowiczom powtarzał jak mantrę i wygrał wybory, także dzięki ich poparciu. A dziś  ten sam kandydat  w ogóle nie wypowiadał się  o tym, ale  chętnie składał inne bardzo kosztowne obietnice.  Dlaczego rząd w ogóle nie informuje o  tych i innych problemach finansowych państwa?  Zapewne,  używając  łagodnego określenia  – w tym temacie nie ma się czym chwalić.  Można zatem stwierdzić, że sprawa zadłużenia tych „indeksowanych złotówkowiczów” jest co najmniej niewygodna a jej ustawowe rozwiązanie nie wchodzi w rachubę. Najpewniej problem ten, jego skala  i konsekwencje, zostały rozpoznane i uznano, że trzeba go wyciszać i rozciągać w czasie. A to będzie największa pomoc bankom, bez angażowania  dodatkowych środków.

Można zgodzić się z opinią, że to dopiero początek spadków, bo banki czeka jeszcze większe uderzenie w postaci konieczności rozwiązania problemu frankowiczów” .  Problem  niby  znany, ale jak wielki jest to problem  w skali kraju i jakie może spowodować konsekwencje?

Aby odpowiedzieć na pytanie o jego  skalę przypomnijmy, że  kredytobiorców tych jest ok. 450 tys, a przeciętne ich zadłużenie   to ok. 300 tys.zł . Spróbujmy na podstawie danych źródłowych  określić ich  aktualny stan.  Jak wiemy kredyty takie były udzielane na 20-30 lat   i w przybliżeniu są w połowie  okresu kredytowania.   W tym celu  przeanalizujmy sprawę na kilku,  dość   reprezentatywnych przykładach, obrazujących bieżącą sytuację kredytów złotowych indeksowanych do CHF, po wyeliminowaniu klauzul indeksacyjnych,  sumy spłat  oraz bieżące zadłużenie. To zadłużenie  dla banków stanowi  należność/aktywa oraz  podstawę do udzielania dalszych kredytów. To one  m.in.  decydują o potencjale kredytowym banku.

Przykład I. W listopadzie  2007r udzielono kredytu w wysokości 1,5 mln zł, na 20 lat. W ciągu 12,5 lat   spłacono  1,75 mln zł,.  z tego całość kapitału. Natomiast bank wykazuje nadal saldo w wys. 1,3 mln zł.  Do końca kredytowania zostało jeszcze 7,5 roku. Tych 1,3 mln zł  kredytobiorca nie będzie musiał spłacać.

Drugi przykład:  w  lutym 2008r. udzielono kredytu na 335 tys. na 20 lat.  Po 12 latach, spłacono  450 tys. złotych, w tym całość zadłużenia, natomiast bank wykazuje nadal saldo swoich należności na 300 tys. złotych.

Trzeci przykład: w lutym 2006 udzielono kredytu na 336 tys złotych na 30 lat. Przez 14 lat spłacono  380 tys., z czego do spłaty pozostało 100 tys. zł., natomiast bank wykazuje saldo swoich należności na 360 tys. zł.

Są to  przykłady rozliczeń przy założeniu, że sąd uzna, iż umowa, po usunięciu klauzuli indeksacyjnej może być realizowana. Tylko z tych trzech umów bank straci ok. 2 mln należności.   Natomiast w skali kraju oznacza  anulowanie należności na ponad 100 mld. zł.

Natomiast w przypadku, jeśli  umowy te zostaną uznane za nieważne,  to bank, oprócz tych 2 mln należności utraci jeszcze ok 0,5 mln  przychodów z tyt. odsetek, prowizji i innych opłat, czyli razem 2,5 mln zł. W tym przypadku  banki nie tylko utracą  dalsze należności (130 mld.zł) ale dodatkowo ok 45 mld zarobionych odsetek, prowizji i innych kosztów kredytowania,  które przez banki zostały już uznane za zysk. Powyższe szacunki są dość ostrożne.

Powyższe  przykłady są dość standardowe, a  warunki  przyznania  tych kredytu były dość przyjazne dla kredytobiorców . Są liczne przykłady, gdzie  kapitał spłacono w ponad 100%,    a banki  wykazują nadal swoją należność bliską sumie udzielonego kredytu.

Można z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że  po wyeliminowaniu klauzul indeksacyjnych zadłużenie frankowiczów, szacowane  na ok. 130 mld zł  zostanie w 80% anulowane.  W takiej sytuacji banki stracą nie tylko należności na ok. 100 mld zł, ale stracą swój potencjał  kredytowy  o ok 700 mld zł. (vide money mulitipler)   Ten prosty rachunek pokazuje skalę nadużyć banków wobec kredytobiorców.  To jest wersja optymistyczna dla banków, bo  zakłada  kontynuację umowy  po  wyeliminowaniu klauzuli indeksacyjnej. Natomiast jeśli przeważy rozwiązanie, że umowy zostaną anulowane,  o czym  pisała znakomicie prof. Ewa Łętowska w swoim opracowaniu „ da mihi factum – dabo tibi ius”  to problem dla banków zwiększy się o  ok. 60 mld zł., bo będą musiały zwracać  kredytobiorcom wszystkie koszty kredytowania  i nie dostaną już żadnych należności. A wtedy  potencjał kredytowy banków  obniży się o ok. 1 bln złotych.  No i wyschnie jedno z poważniejszych źródeł  pieniędzy prezesa Glapińskiego. Nb. dlaczego analitycy finansowi  nie wspominali nic w swoich opracowaniach, że frankowicze są źródłem tak znacznych pieniędzy dla  systemu bankowego? Gdzie jest minister finansów, dlaczego  nie zabiera na ten temat głosu? Dlaczego nie było żadnej publicznej debaty nad rozwiązaniem  tego problemu?   Każdy, kto analizował  umowy indeksowane,  wie, że  skonstruowano je tak, że  już w trakcie ok. połowy okresu kredytowania bankom zwracają się   należności z tytułu udzielonych kredytów a  dalsze spłaty to już czysty zysk.  Potwierdza to  stan rozliczeń po wyeliminowaniu klauzul indeksacyjnych .  Dla przypomnienia: klauzula indeksacyjna, a właściwie  instrument finansowy,  skonstruowano  w umowie kredytowej tak, aby był  trudny do wychwycenia  nawet przez prawników i specjalistów finansowych. Cóż mógł w takiej sytuacji zrobić biedny kredytobiorca? Nawet nie jest świadom, że pomimo spłacenia całości zadłużenia, nadal jest winien  bankom niemal kwotę  równą kwocie udzielonego przed kilkunastu lat kredytu.

Zatem komu w najbliższym czasie pomoże państwo: czy bankom, czy kredytobiorcom? Pytanie jest zasadne, bo pomoc bankom jest bardzo prosta, kusząca i nie angażująca żadnych środków finansowych.  Taką pomocą będzie np. nicnierobienie, czyli  przyzwolenie  aby  sprawy  frankowiczów ciągnęły się przez 40 lat. A pomoc  indeksowanym złotówkowiczom  będzie dla systemu bankowego bardzo kosztowna.  Dlatego  przewiduję taki  kierunek działania władz: w czym problem? Niech składają pozwy i dochodzą swoich praw przed sądem!.  W tym kontekście należy zadać również pytanie: czy renacjonalizacja banków  ma tylko podłoże ideologiczno – patriotyczne?.  Do czego zmierza polityka   ignorowania orzeczeń TSUE i Sądu Najwyższego?  Dlaczego władzom tak zależy na przejęciu kontroli nad sądami powszechnymi?  Czy za tym stoi tylko ideologia. Najpewniej nie, bo jeśli  sprawa staje się niejasna, to najczęściej wiadomo, że chodzi o pieniądze. Opóźnianie  rozwiązania tego problemu (rozłożenie na wiele lat)   jest na rękę i bankom i rządzącym, a indeksowani złotówkowicze wykazali się  dotychczas  dużą cierpliwością  w spłacaniu zawyżonych rat i odsetek, więc  zdaniem rządzących i banków, dlaczego miałoby być teraz inaczej.

Ireneusz Łazarski

Prawnik, biegły rewident

Absolwent ekonomii i finansów

Georgetown University Washington DC