Czwartkowa sesja w Stanach nie pokazała już takiego optymizmu jaki panował w środę wśród inwestorów po komunikacie FED o wykupie toksycznych papierów. Wczoraj gracze mieli już świeże spojrzenie na całą sytuację i dominował pogląd, że takie posunięcie jest raczej ostatecznością i oznacza, że do poprawy sytuacji jest jeszcze bardzo daleko.
S&P500 zakończył spadkiem o 1,3 proc., ale nie pojawiły się najmniejsze oznaki paniki, więc taki spadek można śmiało uznać za niewielką korektę. Taką interpretacje przyjęły azjatyckie parkiety, które również zanotowały dziś spadki, ale ostatni tydzień przyniósł tam największe wzrosty od sierpnia 2007 roku. Nic wyjątkowego się zatem nie stało.
Podobnie powinny zachowywać się krajowe indeksy. Początkowy spadek wcale nie musi oznaczać negatywnego zakończenia. Trzeba jednak pamiętać, że dziś handel będzie zdominowany przez zagrywki związane z wygasaniem kontraktów terminowych. W związku z tym czeka nas dzień większych zmian i nieprzewidywalnych ruchów, które już w poniedziałek będą bez znaczenia. Wydaje się, że w piątek istnieje szansa na oddalenie się od poziomu 1500 pkt. wokół którego WIG20 kręci się od tygodni, ale i tak ten ruch nie będzie miał żadnego znaczenia prognostycznego. Na wiarygodne sygnały trzeba czekać do następnego tygodnia.
Wczorajsza sesja na GPW rozpoczęła się wyraźnie na plusach, właśnie dlatego, że rynkom europejskim udzielał się optymizm płynący z amerykańskich parkietów. Wszystkie europejskie giełdy rano notowały wzrosty, ale pojawiła się podaż, która spychała indeksy ku neutralnym poziomom. Po informacji, że JP Morgan przewiduje w 2009 roku w Polsce recesję WIG20 był już bliski zmiany koloru na czerwony, kiedy w sumie bez powodu znacząco poprawił się nastrój i byki ponownie odzyskały kontrolę nad parkietem. Siłę kupujących było również widać na pozostałych zachodnich parkietach, których indeksy jeszcze przed południem wyznaczały nowe maksima.
Na warszawskiej giełdzie wzrosty skupiały się na bankach. PEKAO i PKO BP rosły o 2 proc., a liderem wśród wzrostów największych spółek był BZWBK zyskujący 7 proc. Słabo prezentowały się media, a TVN i AGORA całą sesję spędziły na minusach. Po wzroście WIG20 o dwa procent na horyzoncie pojawił się sławny już poziom 1500 pkt. Próby ataku popytu na niego jednak nie było, ponieważ pokonanie tej bariery po już tak dużym wzroście wiązało się z niebezpieczeństwem silnego odejścia. Byki wolały więc nie ryzykować. Wszystkie negatywne informacje w ciągu były tylko tłem dla wzrostów. W końcówce kropkę nad „i” postawił popyt kończąc zwyżką głównego indeksu o 2,4 proc.
Duże zmiany zaszły tez na złotym. W czwartek z rana w stosunku do euro i franka nasza waluta pozostawała stabilna, ale już do dolara złoty umacniał się blisko 5 proc., a kurs wynosił 3,31 zł, czyli był najniżej od końca stycznia. Pod koniec dnia cześć tego wzrostu się zmniejszyła.
Tak silne umocnienie się do amerykańskiej waluty było konsekwencją środowej decyzji FED, który postanowił dodrukować 300 mld dolarów. Dziś dolar tracił do wszystkich walut, więc umocnienie złotego nie było wynikiem siły naszej waluty, a słabości dolara. Widać to było zwłaszcza w notowaniach euro i franka, do których złoty w ciągu dnia osłabiał się o parę groszy.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse