Korekta nie zmienia trendu

W USA wtorkowa sesja dała okazję części inwestorów do zrealizowania zysków. Nie było to nic dziwnego, jeśli pamięta się o dużych i całkowicie nieuzasadnionych poniedziałkowych zwyżkach. Jak zwykle ostatnio bykom pomagały dane makro. Indeks ISM dla sektora usług wzrósł mocniej niż oczekiwano (z 40,8 na 43,7 pkt.), ale to znaczy tylko tyle, że ten sektor (ponad 80 procent gospodarki USA) kurczy się już siódmy miesiąc z rzędu z nieco mniejszą niż oczekiwano dynamiką. 

Niczego nie zmieniło wystąpienie Bena Bernanke, szefa Fed, przed Komisją ds. Ekonomicznych Kongresu USA. Bykom jednak też zaszkodzić nie mogło. Komentatorzy podkreślają, że szef Fed oczekuje powrotu gospodarki do ożywienia gospodarczego już w tym roku. To trzecia wolta Bena Bernanke w ciągu ostatnich kilku miesięcy. W końcu 2008 roku mówił o ożywieniu w połowie 2009 roku, niedawno, w marcu twierdził, że być może rozpocznie się ono w 2010 roku, a teraz znowu wrócił do 2009 roku. Szef Fed wydaje się po prostu nie wiedzieć, co i kiedy może się w gospodarce USA wydarzyć. Bernanke ostrzegł też jednak, że nawet po wyjściu z recesji aktywność gospodarcza będzie się utrzymywała na niskim poziomie, a powtórne pojawienie się problemów w sektorze finansowym może zburzyć cały ten optymistyczny scenariusz. 

Indeksy giełdowe od początku sesji spadały wymazując tę panikę kupna (zamykanie krótkich pozycji), którą dało się zaobserwować w samej końcówce poniedziałkowej sesji. Niedźwiedziom pomagał spadek cen surowców. Dobrym pretekstem (ale tylko pretekstem) było czekanie na czwartkowe wyniki „stress testu” zaaplikowanego amerykańskim bankom. Jak widać powodów do spadku indeksów, oprócz realizacji zysków, było niezwykle mało. Nic dziwnego, że ostatnia godzina sesji należała do byków. Kończący sesję niewielki spadek indeksów pokazuje, że chętnych do większej realizacji zysków nie ma zbyt wielu. 

GPW nie czekała we wtorek na środek sesji – korekta rozpoczęła się już po jej rozpoczęciu. Jednak był to tylko krótki spazm podaży. Już po godzinie WIG20 znalazł się blisko poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Najmocniej pomagał bykom wzrost kursu KGHM (mimo że cena miedzi spadała, a załoga protestowała żądając wyższych wynagrodzeń, które jej w końcu obiecano). Jeszcze lepiej wyglądał sektor mniejszych spółek – MWIG40 kosmetycznie rósł. Zresztą wkrótce jego śladem poszedł też i WIG20. 

Już przed południem indeks zaatakował opór na poziomie 1.900 pkt. W tym samym czasie indeksy na innych giełdach (ale nie na Węgrzech, czy w Czechach) zaczęły się osuwać, co pomogło naszym niedźwiedziom oddalić indeks od tego technicznego oporu. Strach przed poziomem 1.900 pkt. był naprawdę olbrzymi. Po 1,5 godzinie WIG20 tracił już 1,5 proc. Sytuacja na giełdzie węgierskiej, czy czeskiej nie zmieniała się – tam nadal indeksy rosły po 1,5 proc. 

Jak widać u nas chęć do korekty zwiększył znacznie opór techniczny, ale i węgierski BUX w końcu też się poddał – nie było w tym niczego dziwnego, bo poniedziałkowy wzrost o 5,7 proc. był stanowczo zbyt duży. Tam jednak sesja zakończyła się jednoprocentowym wzrostem, a u nas podobnym spadkiem. Ta korekta zdecydowanie nie zmieniła jednak obrazu technicznego rynku. Byki z pewnością zaatakują znowu poziom 1.900 pkt. – jeśli pozwoli im na to sytuacja na rynkach światowych, ale początek sesji będzie negatywny. Co by się jednak nie stało to sygnał kupna nadal obowiązuje.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi