Kredyt na dowód trafi do lamusa

„Bankowcy mają kilka zasadniczych zastrzeżeń do propozycji nadzoru. Chyba najważniejsze dotyczy detalicznego podejścia do zarządzania każdym kredytem niezależnie od jego wielkości.
– Rekomendacja wymaga indywidualnego zarządzania ryzykiem. Natomiast zgodnie z nową umową kapitałową [określa m.in. zasady oceny ryzyka – przyp, red.] bank może zarządzać ryzykiem portfelowo w odniesieniu do ekspozycji detalicznych – mówi Joanna Tylińska, doradca prezesa Związku Banków Polskich. Tymczasem KNF zaleca niemal stałą obserwację wszystkich kredytów – pojedynczo, drobnych konsumpcyjnych i dużych hipotecznych […] – Jednostkowe traktowanie każdego kredytu jest bardzo trudne i niezmiernie kosztowne, o ile, w przypadku kredytów konsumenckich, w ogóle możliwe – mówi Joanna Tylińska.”, czytamy w „PB”.

„Kolejny punkt sporny dotyczy zasad wyliczania zdolności kredytowej. KNF uważa, że kredyt należy się temu, kto na spłatę rozmaitych zobowiązań finansowych wydaje nie więcej niż połowę dochodów. – Założenie jest słuszne, ale problem tkwi w szczegółach. Ktoś, kto zarabia kilka tysięcy złotych miesięcznie, ma większą zdolność od osoby, która egzystuje na poziomie minimum socjalnego – tłumaczy Joanna Tylińska. Bankowcom w rekomendacji nie podoba się właśnie przede wszystkim zbytnie upraszczanie spraw, ujednolicenie podejścia do różnorodnych produktów, czarno-bialy punkt widzenia, bez dostrzegania niuansów i złożoności rynku kredytowego oraz specyfiki poszczególnych banków.”, czytamy dalej.

„Przykładowo, gdyby rekomendacja weszła już teraz w życie, z rynku musiałyby zniknąć tzw. kredyty na dowód. Nadzorca uważa, że bank może dać pieniądze tylko na podstawie oświadczenia o dochodach wnioskodawcy, ale ‚jeśli ma możliwość ich weryfikacji [np. poprzez analizę historii rachunków (wyciągów) bankowych, składanych deklaracji podatkowych, aktualnej dokumentacji kredytowej innych zaangażowań]’. Dobra wiadomość dla kredytobiorców i banków jest taka, że KNF jest otwarta na dyskusję o rekomendacji […].”, pisze gazeta.

W 2006 roku nadzór wprowadził rekomendację „S”, która zaostrzyła kryteria udzielania kredytów walutowych i oceny zdolności kredytowej klienta. Nowa rekomendacja zakłada m.in., że klient nie będzie mógł zaciągnąć kredytu, jeżeli wysokość raty przekroczy połowę jego miesięcznych dochodów netto. Nadzór narzuca ponadto obowiązek posiadania 20 proc. wkładu własnego w przypadku kredytów w walutach obcych. Banki będą zobowiązane do dokładnego badania zdolności kredytowej klienta, jego źródeł dochodów i aktualnego zadłużenia.

Więcej w „Pulsie Biznesu”.
Na podstawie: Eugeniusz Twaróg