Firmy, które optymistycznie zakładają, że zarobią w tym roku krocie, powinny się zastanowić, czy nie lepiej rozliczać się z fiskusem w formie uproszczonych zaliczek. A „zaoszczędzone” w ten sposób pieniądze – zainwestować.
Dlaczego taka forma rozliczeń z fiskusem może być atrakcyjna dla firmy? Ponieważ miesięcznie należy wpłacać 1/12 podatku od dochodu za 2008 r. lub 2007 r. (ten drugi bierzemy pod uwagę tylko wtedy, gdy przedsiębiorca zarobił w 2008 r. tak mało, że nie musiał płacić podatku). Jeśli zatem osoba prowadząca działalność gospodarczą miała dwa lata temu bardzo niski dochód, przez najbliższe kilkanaście miesięcy zapłaci równie niski podatek, niezależnie od tego, że w tym samym czasie będzie zarabiać dużo więcej. Oczywiście, fiskus upomni się o swoje – podatek od całej kwoty trzeba będzie zapłacić do końca kwietnia 2011 roku. Oznacza to jednak, że w tym czasie przedsiębiorca może skorzystać z nieoprocentowanego „kredytu”, tym wyższego, im większa różnica pomiędzy jego dochodami w 2008 i 2010 roku.
Prawo do takiego rozliczania się z fiskusem mają osoby prowadzące działalność gospodarczą przynajmniej przez 2 lata, niezależnie od tego, czy obliczają podatek według skali 18 i 32 proc., czy też korzystają z podatku liniowego. W jaki sposób obliczyć uproszczoną kwotę zaliczki? Załóżmy, że dochód firmy X w 2008 r. to 20 tys. złotych. 19-proc. podatek liniowy od tej kwoty wynosi 3800 zł, z czego 1/12 to nieco ponad 316 złotych. Tyle podatku miesięcznie płaciłby w 2010 r. przedsiębiorca X, gdyby zdecydował się na uproszczoną formę zaliczek – nawet gdyby jego tegoroczny dochód rósł pięciokrotnie szybciej niż ten z 2008 roku.
Chętni na „kredyt” u fiskusa muszą się jednak pośpieszyć. To już ostatni dzwonek na podjęcie takiej decyzji. Termin powiadomienia urzędu podatkowego o wyborze uproszczonej formy zaliczek (i jednocześnie wpłaty podatku za styczeń!) mija bowiem już w najbliższy poniedziałek, 22 lutego.
Źródło: Tax Care