Kris Mauren: Obama osłabi USA

Zaproszony do Polski przez Polsko-Amerykańską Fundację Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego (PAFERE) Kris Mauren wziął udział w Pafere Liberty Weekend, międzynarodowej konferencji poświęconej dziedzictwu francuskiego pisarza i ekonomisty Friederica Bastiata. Kris Mauren jest Dyrektorem Wykonawczym Instytutu Studiów nad Religią i Wolnością im. Lorda Actora. Bankier.pl zapytał Krisa Maurena o sytuację polityczną i gospodarczą w USA oraz kryzys:

Zacznijmy od kryzysu, który właśnie przechodzimy. Jakie błędy Pana zdaniem on unaocznił?

Kris Mauren: Pierwszy błąd to zbyt duża władza rządu, który nie powinien wtrącać się w naturalny porządek gospodarki. W USA, które są prowokatorem tego kryzysu, rząd miał wiele strategii, które wspierały sektor bankowy w udzielaniu kredytów ludziom, których nie było stać na ich spłatę. Tak, więc polityka tego rodzaju, polityka wspierania, to pierwszy błąd. W konsekwencji banki nie bały się złych decyzji, gdyż rząd gwarantował im spłacalność pożyczek. Ale to jest rodzaj szaleństwa, gdy próbuje się zrealizować rzeczy, które nie mają sensu. Musimy żyć w rzeczywistości – to pierwsza lekcja. Banki powinny działać jak banki. Nie powinniśmy realizować celów politycznych niezależnie od tego, jak dobre chęci za nimi stoją. Ludzie powinni mieć prawo do domu, jednak jeśli kogoś na niego nie stać powinien poczekać.

A jak Pan ocenia kroki, jakie zostały podjęte, żeby poradzić sobie z kryzysem?

K.M.: Obawiam się, że wiele podjętych kroków może mieć złe długookresowe konsekwencje. Mieliśmy bardzo dużą nacjonalizację za ponad 700 mld dolarów. Kolejne setki miliardów z przyszłych podatków są teraz wydawane dla stymulowania gospodarki. To fundamentalnie zła propozycja. Pewnego dnia trzeba będzie to spłacić. To oznacza spowolnienie gospodarcze. Cóż, naszym pomysłem na kryzys było wydawanie pieniędzy, ale obawiam się, że to pieniądze, których nie mamy, ani teraz, ani w przyszłości.

Politycy jednak mają to do siebie, że chcą wygrać kolejne wybory. Zatem muszą wydawać pieniądze. Czy widzi Pan rozwiązanie tego paradoksu?

K.M.: Tak. Rozwiązaniem jest ograniczyć uprawnienia rządu i dać mu mniejszą władzę. Jeśli pozostawimy politykom władzę rozdawania, to oni tak będą robić. Naturalnym porządkiem demokracji jest dawanie ludziom tego, czego pragną. Wszyscy chcemy oczywiście coraz więcej, aż wreszcie dochodzimy do ściany, ale dzieje się to powoli, więc nie zdajemy sobie sprawy, aż jesteśmy na samym końcu ścieżki. Rozwiązaniem jest ograniczyć rząd do właściwych zadań: ułatwienia prowadzenia biznesu, chronienia nas od zewnętrznego zagrożenia, wreszcie pomagania ludziom w rozstrzyganiu sporów poprzez system sądowniczy.

Politycy, aby wygrać wybory muszą obiecywać. Dużo obiecywać. Pan proponuje: ograniczmy rząd, jaki polityk zdecyduje się na taki krok?

K.M.: W tej chwili mamy do czynienia z ciekawym, naturalnym ruchem ludzi w Ameryce, którzy są przestraszeni obietnicą przyszłych wydatków i podatków. Sądzę, że teraz jest okazja dla polityków, by powstali i powiedzieli: obiecuję ograniczyć rząd i obniżyć podatki. Sądzę, że to bardzo popularny pomysł w tej chwili. Problemem jest, że politycy dają się korumpować. Organizacja, którą reprezentuję, wzięła za swojego patrona lorda Actona, który powiedział, że władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie. To jest prawda, nawet jeśli są dobre intencje i właściwe zasady na początku, z czasem politycy stają się tacy, do jakich przywykliśmy. W czasach kryzysu potrzebujemy odważnych liderów z zasadami, miejmy nadzieję, że tacy będą.

Porozmawiajmy teraz o etyce, ale nie o etyce w polityce. O etyce w biznesie, wśród przedsiębiorców. Czy Pana zdaniem etyczny przedsiębiorca jest w stanie działać tak samo, jak przedsiębiorca, który działa bez skrupułów?

K.M.: Tak. Jedną z najważniejszych rzeczy jest jego reputacja. Nikt nie przetrwa długo, mając reputację oszusta czy naciągacza. Uważam, że to działa także w drugą stronę. Jeśli przedsiębiorca jest uczciwy, będzie miał lepsze wyniki.

Niektórzy ludzie mówią, że jedynym celem przedsiębiorcy jest zysk, więc przedsiębiorca z definicji jest wyzyskiwaczem. Czy zgadza się Pan z tym?

K.M.: Uważam, że to uogólnienie. Oczywiście każdy człowiek, czy to biznesmen, czy ktoś pracujący w sklepie spożywczym, chce mieć lepsze wyniki. Chce zarabiać więcej pieniędzy dla siebie i swojej rodziny na własne potrzeby, to normalne. Sądzę jednak, że większość przedsiębiorców zmotywowana jest nie przez pieniądze, ale przez wyzwanie, robienie czegoś nowego, konkurowanie, prestiż wynikający z tworzenia czegoś nowego w nauce czy przemyśle. Jest dużo więcej motywacji pozafinansowych. Jeśli porozmawiamy z przedsiębiorcami, którzy odnieśli sukces, dowiemy się, że być może początkowo to pieniądze ich motywowały. Ale gdy dojrzeli, dostrzegli, że w grę wchodzi dużo innych wartości.

Czy widzi Pan jakieś kraje na świecie, w których etyka odgrywa większą lub mniejszą rolę w prowadzeniu biznesu?

K.M.: Tak. Musi istnieć pewna kultura społeczna dla rozkwitu wolnego rynku z przedsiębiorczymi osobami. Wkrótce zobaczymy w Chinach załamanie gospodarcze, ponieważ pozbyli się oni moralnych i etycznych zasad. Sam tam żyłem, jest tam w tej chwili wczesny kapitalizm w stylu Dzikiego Zachodu. Ludzie działają tam z pobudek finansowych, a nie innych wartości. Często chodzą na skróty, pozwalają produkować niebezpieczne rzeczy dla krótkotrwałych zysków. Dla społeczeństwa ważne jest posiadanie zdrowej etyki.

Daje Pan wykłady w Polsce, jak Pan wspomniał przed wywiadem. Czy wśród osób, które uczęszczają na Pana wykłady są np. politycy? A jeśli tak, to czy chętnie słuchają Pana rad?

K.M.: Tak. Rozmawiałem w Polsce ze studentami, a także z szerszą publicznością. Byli wśród niej i politycy.

Rozmawiała Barbara Koziar, Bankier.pl
Źródło: Bankier.pl