Kryzys, czyli jak to uczeń radzi sobie lepiej od mistrza

Globalny kryzys obchodzi właśnie swoje drugie urodziny. Kiedy się  zaczynał, pesymiści zapowiadali wzrost bezrobocia, hiperinflację, recesję i wiele innych złowieszczo brzmiących zjawisk. Ile z tych wróżb się sprawdziło? Jaka jest kondycja Polski w związku z załamaniem gospodarczym?

Polska zaliczana jest do krajów z gospodarką rozwijającą się i z założeń rządzących miała być kształtowana na wzór gospodarki irlandzkiej. Jednak jak się okazało  rodzimy system radzi sobie z kryzysem lepiej od wyspiarskiego modelu, znacząco łagodząc jego następstwa.. Trzeba przyznać, że na tle innych krajów wyglądamy całkiem przyzwoicie. Skutki dekoniunktury są u nas mniej odczuwalne niż w większości państw, stąd mówi się w Polsce raczej o spowolnieniu gospodarczym a nie recesji.

Cud nad Wisłą?

Cudów nie ma. Cud jest wtedy, kiedy możemy obejść się bez cudu. Polska radzi sobie w kryzysie całkiem nieźle w porównaniu z innymi państwami za sprawą korzystnego zbiegu okoliczności. Paradoksalnie, pomogło nam to, że jesteśmy nieco w tyle za naszymi zachodnimi sąsiadami.

Polska, zaliczana do „nowej” Unii, jest znacznie uboższa, ale właśnie przez to posiada przewagę konkurencyjną nad sąsiadami, związaną  głównie z niższymi kosztami pracy. Ostatnio otwarte w Polsce fabryki wielkich koncernów, jako nowe, są wydajniejsze niż te istniejące już jakiś czas w Europie zachodniej, a przez to bardziej odporne na kryzys. Ponadto gospodarka w Polsce jest zróżnicowana – nie jest zdominowana przez żadną branżę. W głównej mierze produkujemy dobra, z tak zwanej średniej półki, na które popyt zmniejszył się nieznacznie.

Na naszą  korzyść podziałało również opóźnienie (czy też konserwatyzm) w rodzimym sektorze finansowym. Nie sprzyjało ono „głodowi”  wielkich zysków i ryzykownym operacjom, stąd banki zarabiały spokojnie i bezpiecznie na standardowych produktach i teraz nie muszą martwić się o swoja przyszłość. Podobne zadziałał na naszą korzyść poślizg czasowy w kwestii przyjęcia euro – słaby złoty sprawia, że kryzys znosimy lepiej. Dodatkowo gołym okiem można zauważyć wzrost skali inwestycji publicznych współfinansowanych ze środków unijnych, o czym świadczą na każdym kroku charakterystyczne tablice informacyjne. A skoro są inwestycje, to są i miejsca pracy.

Ponadto nasi konsumenci częściej i chętniej sięgają po rodzime towary niż  nasi sąsiedzi. Popyt wewnętrzny jest zatem podstawowym motorem naszego rozwoju i sprawia, że jesteśmy trochę mniej zależni od eksportu.

Chwila prawdy…

Kryzys nie musi być zły. Wręcz przeciwnie, może stać się szansą na pozytywne zmiany, wymuszając unowocześnienie rynku i elastyczne myślenie. W pierwszym półroczu w Polsce przestało co prawda istnieć 1500 firm, ale nowych pojawiło się kilka razy więcej (według danych KRS ponad 9 tysięcy).

Jak mówi Dawid Jarecki, Koordynator Pressiton Finance, firmy zajmującej się  pośredniczeniem w transakcjach kupna/sprzedaży firm, główną  przyczyną upadłości przedsiębiorstw są problemy z płynnością.  „Wynik finansowy jest jedną sprawą, natomiast przepływy pieniężne to druga kwestia. Często zdarza się, iż „papierowy” zysk nie ma odzwierciedlenia na rachunku bankowym firmy. Spółka nie może ściągnąć swych należności, dlatego nie płaci swoich zobowiązań, co często prowadzi do efektu domina.” – wyjaśnia.

Ponadto według niektórych, kryzys jest sprawdzianem kompetencji w zakresie zarządzania. Optymiści twierdzą, że dzięki temu rynek oczyści się z firm zarządzanych nieudolnie, a zostaną te, które zdały ten egzamin.
Źródło: PressitOn Group