Krzysztof Bełech, TFI SATUS

TFI SATUS chce wyróżniać się głównie produktami niszowymi. Nie jesteśmy zainteresowani pogonią za trendem i inwestycjami w kursy akcji, lecz inwestycjami w realne przedsięwzięcia, spółki o realnych dochodach – mówi w rozmowie z Bankier.pl Krzysztof Bełech, prezes zarządu TFI SATUS

Jest dużo funduszy na rynku, w dobie braku kapitału inwestycyjnego konkurencja zaostrza się. Czym TFI SATUS chce wyróżnić  się na tle konkurencji?

Krzysztof Bełech: TFI SATUS chce wyróżniać się głównie produktami niszowymi. Fundusze inwestycyjne zamknięte, fundusze aktywów niepublicznych – nie jesteśmy zainteresowani pogonią za trendem i inwestycjami w kursy akcji, lecz inwestycjami w realne przedsięwzięcia, spółki o realnych dochodach. Osadzamy się jak najbliżej gospodarki. W okresie, kiedy panuje zniechęcenie do jakichkolwiek inwestycji, w gruncie rzeczy istnieje możliwość nabycia aktywów taniej. Trudno było nam konkurować z ofertą autoryzowanych doradców na New Connect, którzy oferowali znacznie wyższe ceny ze względu na to, że nie angażowali się kapitałowo – mogli sobie na to pozwolić, jednak ta konkurencja słabnie. Aktualnie okazji inwestycyjnych jest znacznie więcej. Liczymy na świadomych inwestorów, którzy są w stanie inwestować wbrew mentalnej barierze, która niewątpliwie towarzyszy w tej chwili inwestycjom. Natomiast wyraźnie odcinamy się grubą kreską od inwestycji na rynku publicznym. Inwestujemy na rynku niepublicznym, inwestujemy w aktywa głównie spółek we wczesnej fazie rozwoju.

Gospodarka światowa jest poraniona kryzysem, wciąż zachodzi ryzyko kolejnej fazy kryzysu. Czy to jest dobry moment na inwestycje w sektorze Venture Capital (VC)?

To dobry moment na inwestycje w sektorze Venture Capital, właśnie ze względu na to, że jeżeli gospodarka zaczyna spadać, są większe możliwości inwestycyjne. Pojawiały się nisze rynkowe. W momencie kiedy tworzy się kryzys, tracą głównie spółki o ugruntowanej pozycji na rynku, o rozbudowanych strukturach. W miejsce tych spółek zazwyczaj pojawiają się nowe, tworzy się miejsce dla nowych technologii, tworzy się miejsce dla rozwiązań ograniczających koszty. Wydaje się, że jest to właściwy moment do podjęcia decyzji w zakresie inwestycji w sektorze Venture Capital. O inwestorów jest trochę trudniej, ponieważ jesteśmy tak skonstruowani, że kiedy trzeba inwestować, akurat mamy najmniejszą do tego ochotę.  

Jakiego rzędu stopy zwrotu można osiągnąć w inwestycjach VC i jak to wygląda w odniesieniu do inwestycji w inne popularne instrumenty finansowe: akcje i obligacje?

Inwestując we wczesnej fazie rozwoju poszukuje się wyższej stopy zwrotu. Trudno zrobić z przedsiębiorstwa, które ma wartość 100 milionów, przedsiębiorstwo warte miliard. Znacznie łatwiej jest zrobić z przedsiębiorstwa, które ma wartość 0,5 miliona – przedsiębiorstwo warte 100 milionów. W związku z tym stopa zwrotu z takich przedsięwzięć jest znacznie wyższa. Można szacować, że oczekiwana stopa zwrotu to około 30%. W przypadku, gdy w portfelu pojawi się jedna gwiazda, potrafi ona podciągnąć tę stopę zwrotu o kilkadziesiąt procent. Natomiast jeżeli chodzi o inwestycje na rynku publicznym, jeżeli obliczymy sobie wewnętrzną stopę zwrotu, pomniejszymy tę stopę zwrotu o inflację, okaże się, że zarobek jest w granicach kilkunastu procent i to na rynku wschodzącym, który ma bardzo wysoką dynamikę. Na rynkach rozwiniętych te stopy zwrotu są znacznie niższe. W przypadku bezpiecznych instrumentów typu obligacje, mamy zwrot rzędu – powiedzmy – 6 %. Wewnętrzna stopa zwrotu jest głównym motywatorem do poszukiwania tej wcześniejszej fazy rozwoju, mimo że przedsięwzięcia we wcześniejszej fazie rozwoju są znacznie trudniejsze do realizacji.

Skoro te inwestycje są takie rentowne, to dlaczego instytucje finansowe nie finansują spółek we wczesnej fazie rozwoju i dlaczego unikają  ich również fundusze inwestycyjne?

Instytucje finansowe nie są zainteresowane inwestycjami w tej fazie rozwoju z kilku powodów. Pierwszy – jeżeli chodzi o fundusze. Fundusz pobiera opłatę za zarządzanie. Jeżeli opłata za zarządzanie to kilka procent w stosunku do inwestycji, a przedsięwzięcie jest dość trudne, spółki zarządzające zdecydowanie wolą spółki duże. Z drugiej strony, generalnie instytucje finansowe, w tym banki, nie są zainteresowane takimi inwestycjami ze względu na brak historii, trudności w ocenie merytorycznej. Jeżeli mówimy o jakimś start-upie, który jest innowacyjny, niszowy, wówczas okazuje się, że przebadanie przypadku jest trudne. Trzeba mieć ekspertów technicznych, trzeba znaleźć się w odpowiednim momencie wyceniając technologię a później jeszcze często prowadzić za rękę przedsiębiorcę, który – na przykład – jest inżynierem, a nie zna się zupełnie na finansach. Więc – aktywne doradztwo – to wszystko stanowi bardzo wysoką barierę wejścia dla instytucji finansowych. Generalnie instytucje finansowe nie do końca dojrzały jeszcze do finansowania takich przedsięwzięć.  

Czy z tego powodu fundusze inwestujące właśnie w innowacyjne spółkowe wczesnej fazie rozwoju są wspierane ze środków UE?

Tego typu przedsięwzięcia mają wysoką wartość dodaną  dla gospodarki. Skoro świat finansów komercyjnych jeszcze do końca się do tego nie dostosował, a w tym kierunku niewątpliwie gospodarka zmierza, luka finansowa jest niejako zasypywana środkami unijnymi. I oczywiście my wykorzystujemy jak najbardziej to finansowanie w naszej działalności, dobieramy projekty w taki sposób, żeby poprzez szereg komplementarnych działań tworzyły spójną maszynę do inkubacji projektów, przygotowania i ich realizacji. Stąd też charakter naszej grupy kapitałowej.  

Dlaczego uważa Pan, że warto inwestować w spółki na etapie start-up, a nie na przykład w fazie rozwoju lub ekspansji, jak to robi większość funduszy VC, gdy sytuacja spółki jest już stabilna?

Po pierwsze – wyższa stopa zwrotu, po drugie – jeżeli dobrze zbada się przypadek, ryzyko można w znacznym stopniu ograniczyć poprzez dobrze przygotowane prace przygotowawcze i analizy. I oczywiście mniejsza konkurencja.  

Zainteresowanie sektorem Venture Capital rośnie. Czy nie obawiają  się Państwo braku dobrych innowacyjnych projektów? Skąd brać  dobre pomysły do funduszy VC? Jak Państwo to robicie?

Nasza główna idea to jest budowanie pewnej „sieciowości”. Budujemy sieć inwestorów prywatnych, gdzie inwestorzy sami przychodzą  do nas z projektami, które chcą realizować. Często jest tak, że inwestor posiada swój własny projekt, posiada pieniądze, mimo wszystko zgłasza się do nas ze względu na to, że my ten projekt wdrożymy taniej i efektywniej. Także projekty komplementarne: powołaliśmy kilka spółek wraz z czołowymi instytucjami naukowo-badawczymi bądź z instytucjami z otoczenia biznesu, które mają zdolność generowania projektów głównie na bazie wyższych uczelni. Wykorzystujemy też potencjał Beskidzkiego Domu Maklerskiego, uruchomiliśmy sieć inwestorów prywatnych, gdzie poprzez 12 konsultantów aktywnie poszukujemy projektów.

Jak finansiści z funduszu venture mogą  ocenić potencjał technologiczny innowacyjnego projektu z zakresu np. biotechnologii?

Nie mogą ocenić takiego projektu. Właśnie dlatego budujemy skomplikowaną strukturę, podpieramy się instytucjami otoczenia biznesu. W przypadku projektu biotechnologicznego jesteśmy udziałowcem w spółce razem z Jagiellońskim Centrum Innowacji i pewien akcelerator do preinkubacji przedsiębiorstw. Tam oceniane są projekty, tam trafiają projekty technologiczne. W pewien sposób dojrzewają. Jeżeli projekt spełnia nasze oczekiwania, dopiero w końcowej fazie wykładamy środki prywatne, unikając ryzyka badań, sprawdzania i tak naprawdę fazy pilotażowej, często prototypowej.  

W obecnej sytuacji gospodarczej kapitał  w dużej mierze odpłynął z rynków  – w jaki sposób planujecie Państwo przyciągnąć kapitał?

Właśnie poprzez bezpośredni kontakt z inwestorami, ze względu na to, ze nasze instrumenty finansowe są zdecydowanie bardziej skomplikowane niż oferta tradycyjnych funduszy. Chcemy trafić do grona inwestorów świadomych, z drugiej strony chcemy tę świadomość budować. Dlatego uruchomiliśmy projekt sieci inwestorów prywatnych, który jest współfinansowany ze środków unijnych, gdzie budujemy społeczność inwestycyjną. Ci inwestorzy spotykają się na forach inwestycyjnych. My prezentujemy możliwości inwestycyjne. Oni aktywnie uczestniczą w realizowanych projektach. To jest nasz zdecydowany wyróżnik – u nas inwestorzy uczestniczą w opiniowaniu projektów, które przychodzą do funduszu; wspierają projekty w trakcie wdrażania, udzielają swoich kontaktów rynkowych i można powiedzieć, że jeżeli inwestor zrealizował się biznesowo i chce realizować kolejny projekt, lepiej prowadzić go w takim towarzystwie używając całego swojego potencjału. Nie jest po prostu biernym inwestorem finansowym.

Czy inwestorzy nie wolą sami wyszukiwać  okazji inwestycyjnych, po co korzystać  z pośrednictwa funduszu i uiszczać  opłatę za zarządzanie?

Przykłady aktualnych inwestorów wskazują na to, że często posiadając nawet gotowy projekt przychodzą z nim do nas. Sama grupa SATUS to 27 osób pracujących nad projektami, potencjał merytoryczny. Jednocześnie w znacznym stopniu finansujemy projekty ze środków unijnych, więc w pewien sposób inwestorzy korzystają z tego wsparcia, uczestnicząc w inwestycjach razem z SATUSEM. To też możliwość dostępu do projektów, które są dobrze przygotowane. Na rynku dobrych pomysłów jest mnóstwo, natomiast dobrzy przygotowanych projektów – bardzo mało.

Jakie są największe bariery dla połączenia pomysłów z inwestorami, dlaczego jest to takie trudne?

To pokazuje efektywność działania sieci Aniołów Biznesu plus niektórych innych instytucji, które próbują połączyć przedsiębiorstwo z inwestorem, pomysł z inwestorem. Zazwyczaj są to prace przygotowawcze, brak umiejętności stworzenia struktury transakcji i czas inwestorów. Inwestorzy nie chcą tracić czasu na negocjowanie z przedsiębiorcą.  

Czy sieci aniołów biznesu konkurują  z funduszami Venture Capital? Czy SATUS to Venture Capital czy sieć  aniołów biznesu?

Fundusze Venture Capital zazwyczaj nie konkurują z sieciami aniołów biznesu właśnie z tego powodu, że klasyczna sieć aniołów biznesu to połączenie pomysłów z inwestorami. Zazwyczaj są to bardzo małe inwestycje. Fundusze Venture zazwyczaj szukają dużo większych przedsięwzięć. SATUS próbuje w pewien sposób połączyć dwa zjawiska – staramy się budować społeczność inwestycyjną. Fora, wspólne inwestowanie, wspieranie spółek przez inwestorów – w połączeniu z z zaletami Venture – uporządkowana struktura, zorganizowane sprawy podatkowe. Cały mechanizm działania funduszy Venture wspieramy siecią inwestorów prywatnych.

SATUS TFI zostało zarejestrowane niedawno, czy mają  Państwo doświadczenie w zakresie inwestycji VC?

SATUS TFI rzeczywiście został zarejestrowany w połowie roku. Wcześniej działaliśmy jako spółka zarządzająca funduszami kapitału zalążkowego, gdzie zrealizowaliśmy już szereg przedsięwzięć inwestycyjnych. Zamknęliśmy pierwszy fundusz kapitału zalążkowego o wartości 20 milionów, gdzie zainwestowaliśmy w 9 spółek o wysokim potencjale innowacyjnym. Nasze doświadczenie zostało pogłębione przez ostatnie 4 lata przy inwestycjach typu Venture Capital, których łącznie wykonaliśmy 13.

Oprócz funduszy VC oferujecie także fundusz nieruchomości komercyjnych. Skąd pomysł na taki fundusz w obliczu kryzysu na tym rynku?

Tradycyjny fundusz nieruchomości komercyjnych wiąże się z inwestowaniem w nieruchomości już zrealizowane. My chcemy zastosować  podobną strategię jak w przypadku funduszy Venture. Integracja wstecz, cofnięcie tej fazy do fazy najwcześniejszej, czyli razem z deweloperem chcemy kupować teren, razem z developerem chcemy budować obiekt komercyjny i następnie czerpać korzyści, bądź z wynajmu, bądź komercjalizacji, sprzedaży tego obiektu. Rynek umożliwia realizację obiektów pod gotowego najemcę, czyli ryzyko jest bardzo niskie. Natomiast stopa zwrotu jest właściwie bardzo obliczalna. Znaczny kapitał odpłynął z Polski, jeżeli chodzi o fundusze nieruchomości, stworzyła się nisza rynkowa, która powoduje, że szereg przedsięwzięć, które są dość łatwe do zrealizowania, mają gotowych najemców. W tej chwili jest dość dużo projektów, które dają pewną stopę zwrotu przy bardzo ograniczonym ryzyku. Dlatego powołaliśmy fundusz wraz z deweloperem, gdzie deweloper sam również nabywa certyfikaty, czyli uczestniczy w przedsięwzięciu z inwestorami.  

Jakiego rodzaju mechanizmy można zastosować, aby ograniczyć  ryzyko inwestycji przez fundusz w rynek nieruchomości?

Odpowiedzialność decyzji zarządzającego – to jest podstawa. Jest szereg inwestycji na rynku, które da się zrealizować z niewielkim ryzykiem. Żeby tę decyzję uwiarygodnić, inwestujemy razem z deweloperem, który musi zainwestować, zanim zarekomenduje nam projekt. Pierwsze dochody są wypłacane inwestorom indywidualnym, czyli do minimalnej stopy zwrotu w pierwszej kolejności zarabia tylko inwestor indywidualny. Deweloper ma swoje uprzywilejowane certyfikaty, ale zarabia dopiero powyżej minimalnej stopy zwrotu. To stanowi bardzo dobry system motywacyjny – i tak naprawdę zabezpiecza interesy indywidualnych inwestorów, Ograniczenie ryzyka powstaje poprzez stworzenie instrumentów „win – win”.

Jak się ma inwestycja w nieruchomości za pośrednictwem funduszu w porównaniu do inwestycji w akcje developerów notowanych na GPW?

Inwestycje w akcje deweloperów notowanych na GPW to pogoń za uciekającym pociągiem, Bardzo atrakcyjna, jeżeli inwestujemy w dewelopera, którego akcje notowane są poniżej wartości księgowej. Często okazuje się, że są to aktywa toksyczne bądź przewartościowane. W naszej opinii lepiej jest inwestować na etapie spółek celowych. My robimy emisję pod konkretny projekt, nie inwestujemy w aktywa tego dewelopera, nie inwestujemy w jego strukturę organizacyjną.

Artykuł pochodzi z Przeglądu Finansowego Bankier.pl.
Chcesz otrzymywać aktualne informacje, nowe wywiady oraz podsumowanie najważniejszych wydarzeń mijającego tygodnia ze świata finansów? Zapisz się na bezpłatną subskrypcję Przeglądu Finansowego Bankier.pl, by w każdy poniedziałek otrzymywać najnowszy numer naszego tygodnika.
Zapraszamy na http://www.bankier.pl/przeglad/!

Źródło: Przegląd Finansowy Bankier.pl