Ostatnie dni nie należą chyba do najprzyjemniejszych dla Sławomira Lachowskiego, Prezesa BRE Banku. Poszło o hobby, o którym dawno temu pisaliśmy – lotnictwo. Przyszły nowy rząd w postaci PiSu i PO zakwestionował fachowość ministra Sochy, który powołał Lachowskiego do Rady Nadzorczej LOTu. Zarzut? Totalny brak doświadczenia Lachowskiego w transporcie lotniczym, a tym samym ominięcie procedury wyboru do RN spółek z udziałem skarbu państwa. Zarzut poważny i przy takich argumentach trudno się bronić. Na nic zdały się tłumaczenia, że prezes BRE Banku jest fachowcem od finansów, a takiego potrzeba również w takiej spółce. Nie wspomniano też nic o Centralwingu, gdzie mogłaby się przydać jego wiedza i doświadczenie. Harcownicy z obu partii stwierdzili, że jeśli Socha ma honor, to Lachowskiego powinien natychmiast usunąć. Jeśli nie ma na tyle honoru (sic!) – zrobi to zań przyszły minister. Jednym słowem awantura na całego, co niekoniecznie służy samemu zainteresowanemu i instytucji przez niego kierowanej.
W ogóle bardzo ciekawą sprawą jest wyciągnięcie przykładu Lachowskiego. Odpowiednie egzaminy potrzebne do zasiadania w radzie nadzorczej ma dawno zdane, wiec zarzuty polityków PoPiSu są z lekka mówiąc nieuprawnione. Posługując się słowami Artura Zawiszy, posła PiSu, przychodzą nam do głowy najgorsze podejrzenia. O kompetencje, ale tych posłów. Zawisza gardłował, że należy przestrzegać zasad zdanego egzaminu. Za przykład dał właśnie Lachowskiego, bo tak wyczytał w „Wyborczej”. Problem właśnie w tym, że Lachowski taki egzamin ma. Zupełnie zaś inną sprawą jest potrzebne doświadczenie przy zasiadaniu w radach nadzorczych. Tutaj też poseł popisuje się brakiem kompetencji. Rada Nadzorcza, to nie zarząd. W ferworze walki politycznej nie zauważono też (lub nie chciano?), że w takiej spółce jak LOT, która od dawna ma problemy finansowe, fachowiec od tych spraw z całą pewnością się przyda. Z jednej strony przewoźnik kupuje nowe samoloty, z drugiej wchodzi na nowy rynek, jakim są tanie linie lotnicze. W obu przypadkach doświadczenie Lachowskiego jest jak znalazł. No ale zarzut polityków jaki był, każdy słyszał.
Dlaczego wykorzystano akurat przykład Lachowskiego? Jego nazwisko padło w odpowiedzi Ministerstwa dla Gazety Wyborczej. Problem w tym, że błędne. Ten kandydat akurat egzamin ma dawno za sobą, potrzebne doświadczenie też, więc do całej politycznej awantury pasuje jak pięść do oka. Politykom to akurat zupełnie nie przeszkadzało i z lubością mówili co wiedzieli. A jak widać wiedzieli niewiele. Tym samym można się spodziewać, że raport otwarcia na temat kadr w spółkach państwowych będzie miał swoją wartość, porównywalną do tego, który kiedyś zrobiło SLD.
Inna sprawa, że pomimo tego, że szybko okazało się, że akurat przykład Lachowskiego do całej sytuacji zupełnie nie pasuje, wszyscy już z niego konsekwentnie korzystali, a on sam musi udowadniać, że nie jest wielbłądem. I jak tu nie mówić, że media kreują rzeczywistość (bo o jakości naszej klasy politycznej, to chyba nie ma nikt już wątpliwości).
Trafienie na czołówki gazet i telewizyjnych dzienników i świecenie oczami za pomyłkę Ministerstwa, to nie jedyny ostatnio problem Lachowskiego. Jak gdzieś tam usłyszeliśmy, od piątku w całym kraju ruszyła kontrola Inspekcji Pracy do placówek MultiBanku. Zarzuty dość poważne – z jednej strony bank nie wypłaca pieniędzy za nadgodziny (no ale to normalka w sektorze bankowym), z drugiej tak reklamowane ostatnio w TVN24 placówki (otworzył się worek z pieniędzmi na reklamę w końcu?) nie spełniają wymogów BHP. A to coś do oświetlenia się czepiają, a to że kasa za blisko wejścia i inne takie. Jednym słowem – do tematu PIP podszedł dość ostro i można spodziewać się, że jak już zaczął szukać, to pewnie coś znajdzie…