Ludzka głupota i finansowy podatek

Niemcy i Francja coraz silniej forsują podatek od „transakcji finansowych”, który ma ponoć uratować wspólną walutę. Już od czasów Rewolucji Francuskiej wiadomo, że całemu złu na świecie winni są spekulanci. A w Paryżu wciąż panuje przekonanie, że wyższe podatki wspierają wzrost gospodarczy.

„Kiedy kupujesz mieszkanie, w każdym kraju na świecie płacisz podatek. Kiedy idziesz do supermarketu po jedzenie, płacisz podatek. Kiedy prowadzisz operacje finansowe, nie płacisz” – zauważył Nicolas Sarkozy cytowany przez agencję Reutersa. Ta zatrważająca luka w systemie musi zostać załatana! Przecież nie może być tak, żeby obywatel robił coś, przy okazji czego nie zapłaci podatku. Można dopowiedzieć: „Robisz kupę, zapłać podatek”.

To filozofia stara jak świat. Władcy zawsze chcieli zabrać poddanym jak  najwięcej owoców ich pracy, by samemu mieć jak najwięcej, nie dając nic w zamian. Aż do XX wieku państwo zadowalało się „dziesięciną” – zabierając ludziom nie więcej niż 10% ich dochodu. Teraz państwa Unii Europejskiej zabierają swoim mieszkańcom od 40% do 60% dochodów. I jeszcze mają czelność twierdzić, że robią to dla ich dobra!

Dlatego Komisja Europejska proponuje wprowadzenie nowego podatku obrotowego. Obie strony transakcji miałyby zapłacić państwu 0,1% od wartości przehandlowanych akcji i obligacji oraz 0,01% od instrumentów pochodnych. Politycy już ślinią się na myśl o 50-60  mld euro rocznie – na takie wpływy liczą urzędnicy KE.

Politycy i eurokraci liczą na trzy efekty. Po pierwsze, na dodatkową kasę od sektora finansowego, którą będzie można zmarnować na różnego rodzaje fundusze strukturalne, „walkę z bezrobociem” oraz „stymulowanie wzrostu gospodarczego”. Po drugie, chcą ograniczyć „spekulację”, którą winią za obecne kłopoty strefy euro. I po trzecie, chcą przypodobać się wyborcom, którzy ostatnio nie darzą szacunkiem bankierów i finansistów.

W swej ignorancji i krótkowzroczności nie zauważają kilku bardzo prawdopodobnych konsekwencji nowego podatku. Po pierwsze, inwestorzy mający zapłacić podatek od np. włoskich obligacji zwyczajnie ich nie kupią. Spadnie popyt i wzrosną koszty finansowania italskiego długu. Rządy Włoch i innych krajów UE pewnie same dojdą do wniosku, że bardziej opłacalne będzie emitowanie obligacji bez podatku (np. w londyńskim City) niż płacenie wyższego procentu, ale z podatkiem. Inwestorzy po prostu wliczą go w cenę pożyczki.

Po drugie, rozpocznie się exodus dużych korporacji z giełd zlokalizowanych w strefie euro. Akcjonariusze i zarządy giełdowych spółek szybko zorientują się, że inwestorzy omijają opodatkowane rynki i że przeniesienie spółki z Frankfurtu do Nowego Jorku zwiększy jej wartość. Przykład podatkowej migracji dała firma Jeronimo Martins. Właściciel sieci handlowej „Biedronka” zapowiedział przeniesienie siedziby z Portugalii do Holandii. Faktyczną przyczyną było podwyższenie podatków od przedsiębiorstw przez Lizbonę.

Po trzecie, nogami zagłosują także drobni inwestorzy. Jeśli ich spółki przeniosą się do Londynu, Zurychu czy Nowego Jorku, to przecież nic nie stoi na przeszkodzie, by rachunek maklerski przenieść do szwajcarskiego, brytyjskiego czy amerykańskiego brokera. W dobie Internetu nie stanowi to najmniejszego problemu.

„Tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej” – europejscy politycy podjęli właśnie kolejną próbę udowodnienia hipotezy postawionej przez Alberta Einsteina.

Źródło: Bankier.pl