Marek Kondrat: Wino poskramia demona czasu

Aż 84 l piwa i tylko 7,1 l wina spożywa w ciągu roku przeciętny Polak. „Mam czas i ochotę budować winną tradycję”, mówi nasz rozmówca – aktor, a od pewnego czasu zapalony winiarz, Marek Kondrat.

Malwina Wrotniak, Bankier.pl: Podróżowanie szlakiem winnic, sam akt degustacji czy obcowanie z innymi ludźmi uwiedzionymi winiarstwem – co stanowi największą przyjemność dla pasjonata win?

Marek Kondrat: Nie chcę uogólniać odpowiedzi, bo dla pasjonata winnego uniesienia z winem związane mogą być różne. Dla mnie wino jest czymś, co trwa i czego nie da się przyśpieszyć. To obcowanie z kulturą, naturą, tradycją, z ludźmi, którym winnica określiła dziedzictwo po przodkach – mam wśród swoich dostawców winiarzy, którzy są 24, 25 pokoleniem tworzącym wino w tym samym miejscu. Dzięki nim czuję się blisko tego kulturowego spadku. Wino jest także sposobem na poskromienie demona czasu: posiłki w jego towarzystwie spożywane o tej samej porze, zwykła wymiana zdań , chwile zmysłowych przeżyć, jakie dają kuchnia i wino… ten powtarzalny rytuał daje mi poczucie spokoju i przyjemności.

Co byłoby w stanie ostudzić Pana entuzjazm?

M. K.: Jestem entuzjastą , więc trudno mnie wystudzić w zapale upowszechniania wina w Polsce, mam też swoje lata i odpowiedni zapas tolerancji dla kulturowego zapóźnienia, dla braku winnej tradycji. Trzeba ją zbudować – dziś mam na to czas i ochotę, poza tym Polacy są sprawni, dużo podróżują, szybko się uczą, jestem zatem optymistą w tej dziedzinie.

Czy enoturysta, jak można by się spodziewać, wraca z wojaży z całym bagażnikiem wypełnionym trunkami?

M. K.: Enoturysta europejski zawsze coś przywiezie – to ekonomiczne, ale też zapamiętuje w ten sposób miejsce, które odwiedził – to piękna i zmysłowa pamięć, aczkolwiek wino po podróży i wypite w innych warunkach nigdy nie odda pierwszego wrażenia. Spoza Europy wina raczej nie da się przewieźć, może pojedyncze butelki.

Podkreśla Pan, że fascynacja winem zaczęła się od zwykłej przyjemności jego spożywania. Czy pamięta Pan skąd przywiózł pierwszą butelkę?

M. K.: Z pewnością była francuska, bo z Królową miałem najwięcej kontaktów w przeszłości, ale już tej butelki nie pamiętam.

Czy już wówczas zaprzątała Panu głowę myśl o tym, by ubezpieczyć ten nietypowy a cenny bagaż?

M. K.: Problem ubezpieczenia musimy uściślić: w moich hurtowych zakupach ubezpiecza się rzecz jasna przesyłkę [dziś to są już kontenery], ubezpieczony jest też transport lądowy oraz magazyn, w którym wina składuję.

A co z prawdziwie rzadkimi butelkami?

Jeżeli pyta Pani o wina wartościowe, a pod tym szyldem rozumiem wina rocznikowe, to ich swoistym ubezpieczeniem jest sposób ich przechowywania – ta czynność należy przede wszystkim do producenta, znacznie później do kolekcjonera. Procent win nadających się do „starzenia” jest niewielki: 2 – 3% i dotyczy głównie win czerwonych pochodzących ze szczepów mocno taninowych (garbnikowych) takich jak cabernet, sauvignon i nebiolo i starzonych w dębinie. Sposób ich tworzenia oraz przede wszystkim przechowywania (stała temperatura i wilgotność, brak dostępu światła) stanowią swoiste ubezpieczenie ich jakości na długie dziesięciolecia.

Źródło: Bankier.pl