Minister zwolni prezesów spółek Skarbu Państwa za grę opcjami

Jarosław Zagórowski z Jastrzębskiej Spółki Węglowej, Piotr Kozioł z Węglokoksu i Stanisław Gajos z Katowickiego Holdingu Węglowego. To jedni z prezesów siedmiu wielkich państwowych spółek, które będą prześwietlone w sprawie opcji walutowych. Specjalny audyt ma wykazać, czy zawierając umowy z bankami, prezesi i szefowie finansowi chcieli się zabezpieczyć przed wahaniami kursowymi, czy spekulowali, narażając państwowe spółki na wielomilionowe straty.

Dziś straty te szacuje się na miliard złotych, ale kwota ta może być większa. Co gorsza, za niefrasobliwość prezesów zapłacą pracownicy, bo część firm już szykuje zwolnienia. Wśród niefrasobliwych spółek jest m.in. koncern chemiczny Ciech, PLL LOT, Zakłady Azotowe „Puławy” czy Zakłady Chemiczne „Police”.

Mechanizm gry na opcjach był prosty: latem, gdy złoty był rekordowo mocny, prezesi zakładali się z bankami o kurs naszej waluty. Umowy zawierane były na miesiąc, pół roku lub rok. Po tym czasie jeśli złoty nadal by się umacniał, banki miały dopłacać przedsiębiorcom różnicę kursową. Jeśli zaś złoty by osłabł, różnicę dopłacaliby bankowi przedsiębiorcy. Wyszło na to, że chciwcy muszą dziś dopłacać miliony złotych.

Holding Węglowy utopił 200 mln

Jednym z nich jest Stanisław Gajar szef Katowickiego Holdingu Węglowego, zatrudniającego 20 tys. osób. Według informacji dziennika „Polska” spółka miała stracić na ryzykownych transakcjach z bankami aż 200 mln zł. To była ewidentna spekulacja, bo spółka wysyła na eksport tylko 10 proc. węgla. Nie zależało jej więc na zabezpieczeniu się przed mocnym złotym, chodziło wyłącznie o szybki zarobek.

Zarząd spółki do tej sumy oczywiście się nie przyznaje. Wiadomo jednak, że ta strata spowodowała znaczne odsunięcie w czasie planów wejścia na giełdę. Spółka już zaczyna mieć problemy z płynnością: do kopalni Murcki planowano kupić nowe maszyny, a holding nie ma czym za nie zapłacić.

Szefowie KHW nie wypowiadają się dziś oficjalnie na temat opcji. Wcześniej twierdzili, że umowy zawarte przez nich z bankami nie miały żadnego wpływu na sytuację ekonomiczną firmy.

Najwięcej straciły te firmy, które zawierały umowy z bankami po kursie 3,20-3,30 zł. Gdy złoty zaczął gwałtownie słabnąć, firmy musiały oddać bankom miliardy. Według wyliczeń Komisji Nadzoru Finansowego wszystkie firmy – zarówno te państwowe, jak i prywatne – miały w sumie stracić na tzw. opcjach walutowych 15 mld zł.

Menadżerowie nie mówią wszystkiego

Według Ireneusza Jabłońskiego z Centrum im. A. Smitha menedżerowie mogą nie przyznawać się do rzeczywistych strat, bo dane dotyczące umów opcyjnych są według prawa poufne.

– Poza tym różne są terminy realizowania opcji. Nie można mówić o rzeczywistej stracie, jeśli nie upłynął jeszcze termin rozliczenia umowy – uważa Jabłoński.

Do tej pory do zawierania niekorzystnych umów przyznali się szefowie Ciechu, Zakładów Chemicznych „Police” i LOT-u. Ciech stracił 170 mln zł, Police – ponad 100 mln, a LOT nawet 400 mln zł, zakładając się z bankami o cenę paliwa.

Lot spadł …o 400 mln

Prezes LOT-u Mariusz Nowak chciał zapobiec dalszemu wzrostowi cen ropy i zgodził się zawrzeć umowy z bankami, gdy ropa kosztowała 100 dol. za baryłkę. Dziś jej cena spadła 45 dol. i różnicę spółka musi dopłacić. Nowak w ubiegłym tygodniu podał się do dymisji, ale za jego niefrasobliwość zapłacą pracownicy: firma chce zwolnić 120 osób. Podobnie może być w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, która ubezpieczała się przed ryzykiem po kursie 3,3 zł wobec euro, kiedy dziś złoty wart jest 4,7.

– 18 marca spotykamy się z zarządem i zażądamy konkretnej informacji o stratach naszej firmy. Spodziewamy się najgorszego. Już wstrzymano przyjmowanie nowych ludzi do pracy, choć potrzeby są bardzo duże – mówi Zenon Dąbrowski ze Związku Zawodowego Górników w JSW.

Rząd zapowiada, że dla pazernych prezesów nie będzie litości. Wiceminister Skarbu Państwa Jan Bury zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec prezesów, włącznie z wystąpieniem do prokuratury.

– Przy całej naszej determinacji każdą firmę musimy jednak sprawdzić oddzielnie. Trzeba bowiem odróżnić przypadki, gdzie prezesi po prostu zabezpieczali się przed wahaniami kursowymi, i przypadki, gdzie spekulowali i kierowali się wyłącznie chęcią szybkiego zysku – mówi „Polsce” Maciej Wewiór, rzecznik resortu skarbu.

Niezależnie od wyników hazard menedżerów odbije się czkawką na budżecie. Spadną bowiem wpływy z podatków od firm i dywidendy. Te ostatnie szacowano na ten rok nawet na 1 mld zł. W czasach, gdy w budżecie liczy się każda złotówka, to wielka strata.

Tomasz Ł. Rożek Aldona Minorczyk-Cichy