Sierpniowy raport Case-Shiller (o cenach domów) nie wniósł nic nowego do obrazu sytuacji, ale ceny spadły (tak jak oczekiwano) o 16,6 procent w stosunku do zeszłego roku. Był to największy spadek w historii tego indeksu. Fatalny był też odczyt indeksu zaufania konsumentów publikowany przez Conference Board. Spadł z 52,2 do 38 pkt., czyli do poziomu najniższego w historii tego indeksu (od 1967 roku). Konsumenci widzą, że tanieją domy i akcje, a to zmniejsza ich poczucie zamożności. To zaś prowadzi do ograniczenie zakupów, a to z kolei do spadku PKB (70 procent wytwarza właśnie popyt wewnętrzny).
Główną areną walki był rynek akcji. Nie ma sensu opowiadać o tym jak zachowywały są poszczególne akcje, bo analitycy twierdzili, że prawie wszystkie są najtańsze od 20 lat (pamiętam jak twierdzono tak rok temu). Gracze polowali na okazje, ale byki nie miały łatwego zadania. Indeksy rozpoczęły sesję od blisko czteroprocentowych wzrostów, ale już po 1,5 godzinie dotykały znowu poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Potem znowu indeksy przez dwie godziny rosły i znowu niedźwiedzie zaatakowały.
Końcówka sesji (ostanie dwie godziny) należała jednak do byków. Indeksy wzrosły po 10 procent, a co bardziej istotne S&P 500 wrócił nad poziom 900 pkt. anulując pro-spadkową formację flagi. Takie anulowanie sygnału kontynuacji sprzedaży należy traktować jako sygnał kupna. Jeden wzrost nie musi być oczywiście tym ostatecznym sygnałem, ale jeśli spojrzy się na kalendarz i przeczyta to, co pisałem 18 października to taka reakcja może rzeczywiście sygnalizować koniec wymuszonej sprzedaży, a co za tym idzie początek dłuższego wzrostu indeksów.
Dzisiaj najważniejszym wydarzeniem jest posiedzenie FOMC. Rynek oczekuje kolejnej obniżki stóp z 1,5 do 1,25 lub nawet 1 procent. Ben Bernanke idzie w ślady Alana Greenspana, ciekawe, czy będzie kiedyś też przyznawał się do błędów… Faktem jest, że rynki czekają na taki ruch, więc wystraszony Fed z całą pewnością stopy obniży. W zasadzie nie ma znaczenia o ile obniży, bo to i tak w krótkim okresie nic nie da. Problemem nie są stopy Fed, ale zaufania i wymuszona sprzedaż aktywów. Być może jednak ta obniżka będzie jakimś pretekstem do podniesienia indeksów. Tylko pretekstem, bo żadnego praktycznego znaczenia nie ma to, czy stopy wynoszą 1,5 czy 1,0 procent.
W Polsce we wtorek złoty rozpoczął od umocnienia do wszystkich głównych walut. Zwrot na rynku USD/JPY (wynik ostrzeżenia ministra finansów Japonii i interwencji walutowej Banku Rezerw Australii) oraz EUR/USD i generalna poprawa nastrojów na giełdach musiały wzmocnić naszą walutę. Wzmacniało zresztą równie mocno, jeśli nie mocniej inne waluty regionu. Uważam, że niczego nie zmieniło przyjęcie przez rząd harmonogramu przyjęcia euro z datą wejścia do ERM 2 na wiosnę 2009 roku. Mimo licznych komentarzy w mediach nie wierzę też w zbawczą rolę Rady Gabinetowej w umocnieniu naszej waluty. Do przyjęcia euro jeszcze daleko, a do zgody politycznej na jego przyjęcie wcale nie jest bliżej. Nawiasem mówiąc wcale nie jestem pewien, że wtedy, kiedy gospodarka światowa znacznie zwolni (najbliższe dwa lata) należy wchodzić do ERM 2 rezygnując z możliwości pomocy gospodarce, jeśli tego by potrzebowała.
GPW we wtorek eksplodowała popytem. Nie miała innego wyjścia skoro już w poniedziałek nasz rynek zachowywał się bardzo dobrze, a wtorek przyniósł duże wzrosty indeksów na całym świecie i zapowiedź podobnych wzrostów w USA. WIG20 rósł o ponad cztery procent, a najsilniejsze były akcje najbardziej przecenionych spółek (KGHM i banków). Około południa entuzjazm opadł, a wzrost WIG20 zredukowany został o ponad 50 procent. Kompletne nie wierzył we wzrosty rynek mniejszych spółek (MWIG40 nie chciał rosnąć). Udało się jednak zakończyć dzień bardzo przyzwoitym wzrostem WIG20 (3,5 proc.). To już drugi, kolejny wzrost i potwierdzeni sygnału wyschnięcia agresywnej podaży, co znacznie zwiększa prawdopodobieństwo kontynuacji zwyżek.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi