Nagłe wzrosty historycznie nie są pożądane

Początek wczorajszych notowań przebiegał zgodnie z kierunkiem wyznaczonym przez wtorkowe wzrosty amerykańskich indeksów. Dobra atmosfera w USA i wzrosty w Azji wystarczyły by GPW również rozpoczęła handel na zielono. Na pozostałych indeksach europejskich z początku pojawiła się realizacja zysków, ale sytuacja została szybko opanowana i już po godzinie handlu przeważali kupujący, dzięki  czemu m. in. DAX wyszedł na 1,5 proc. plusy.

Pierwszym celem krajowych byków stał się poziom 1500 pkt., który miał znacznie z dwóch powodów. Po pierwsze był okrągły, a po drugie oznaczał 20 procentowy wzrost rynku od minimum bessy, a więc dołka z 18 lutego. Pierwsza próba ataku popytu a tą wysokość nie powiodła, ale już drugie podejście przy zwyżkujących rynkach zachodnich poparte było większym kapitałem i WIG20 po jego przebiciu wyszedł na 3 proc. plusy. Podobnie jak w czasie poprzednich sesji dwa największe banki i KGHM były lokomotywami wzrostu wszystkie zyskując po 4 proc.  Równie dobrze spisywała się TP SA, która przez całą sesję systematycznie zwiększała obroty i wzrosty i nie poddała się korekcie nawet pod koniec.

Europejskie wzrosty stały w sprzeczności z napływającymi danymi. Szwajcarski bank UBS, „pochwalił” się rekordową stratą 18 mld dolarów w ubiegłym roku, a zamówienia dla przemysłu w Niemczech skurczyły się w ciągu roku o 8 proc. W ramach solidarności z Zachodem nasz parkiet nawet nie drgnął po publikacji szacunków Ministerstwa Pracy stopy bezrobocia w Polsce, która w lutym okazała się wyższa od prognoz i wzrosła aż do 10,9 proc., czyli poziomu z marca 2008 roku. Rynek pracy zdecydowanie za szybko się pogarsza, aby można było mówić że kryzysu nie ma lub że jest on wyolbrzymiany w mediach.

Trzyprocentowa skala wzrostów rynku w połączeniu z wczorajszym wybiciem była już na tyle duża., że spotkała się z większą realizacją zysków, co zmniejszyło skalę wzrostów WIG20 do 1,3 proc. ale i tak udało się bykom wygrać honorową walkę o 1500 pkt. Teoretyczni daje im to dobrą pozycję do kontynuacji wspinaczki w kierunku 6-miesięcznej linii trendu spadkowego znajdującej się przy wysokości 1550 pkt. Dopiero tam zobaczymy prawdziwy test siły kapitału, który kieruje indeksy na północ. Wydaje się niemal pewne, że dalsze wzrosty będą możliwe tylko i wyłącznie dzięki optymizmowi i wzrostom  zagranicznych giełd. Krajowy rynek nie jest już technicznie wyprzedany, a akcje już nie tak atrakcyjne jak miesiąc temu, by zachęcać nowy kapitał do kupna na przekór spadkom całego świata. Wewnętrzna siła rynku została już spożytkowana, a teraz pozostaje czekać na ruchy zachodnich parkietów. Bez nich wzrosty będą niesamowicie utrudnione.

Wczorajsze zakończenie sesji w USA nie daje jednoznacznego kierunku. Co prawda po silnie wzrostowej sesji z wtorku S&P500 nie poddał się korekcie i kosmetycznie wzrósł, ale już azjatyckie parkiety spadły dziś o 2 proc. Widać ewidentny brak wiary w kontynuację odbicia. Nic w tym dziwnego, bo z ujęcia historycznego dzienny wzrost indeksu S&P500 o więcej niż 5 proc. w ciągu 82 lat miał miejsce tylko 65 razy i zawsze było to w trakcie głębokiej bessy. Nagłe i silne wzrosty skłaniają do realizacji zysków i nie zmieniają trendu, a tego właśnie najbardziej boją się byki.

Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse