Rozpoczęcie poniedziałkowej sesji na warszawskiej giełdzie było neutralne. Spokój nie trwał jednak długo bo spadki azjatyckich giełd i ich 26-letnie dna skierowały europejskie indeksy na południe. Nasz rynek również ochoczo przystąpił do korekty i nie wyróżniał się spośród pozostałych.
Po osunięciu się o 2 proc. WIG20 zatrzymał się na poziomie 1440 pkt. Ta wysokość na początku lutego stanowiła barierę przed pogłębianiem spadków i wczoraj również powstrzymywała apetyt niedźwiedzi przed pogorszeniem sytuacji.
Poniedziałek był jedynym dniem w tym tygodniu bez istotnych danych makro. Ich brak w konsekwencji oznaczał brak nawet najmniejszych impulsów, więc przy żenująco niskim obrocie indeksy utkwiły na parę godzin w stabilizacji. Wyczekiwanie na rozstrzygnięcie sesji stawało się uciążliwe, ale też zwiększało przekonanie, że ewentualny ruch po marazmie będzie znaczny. Tak też się stało, co było widać po rozpoczęciu handlu w Stanach. W USA od wczoraj przez najbliższe trzy tygodnie rozpoczęcie notowań będzie o godzinę wcześniej niż zazwyczaj, co jest związane ze zmianą czasu w USA na letni, na który Europa przechodzi dopiero pod koniec marca. Dzięki temu handel przez najbliższe trzy tygodnie w kraju będzie ciekawszy, choć obarczony większą nerwowością.
Przykład takiego zachowania widzieliśmy wczoraj. Wraz z rozpoczęciem handlu w Stanach jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieniły się nastroje. W niecałą godzinę znacząco wzrósł obrót, a WIG20 w rakietowym tempie znalazł się tuż poniżej piątkowego zamknięcia. To wszystko tylko dzięki temu, że byczy początek mogliśmy obserwować na amerykańskim parkiecie. Siły bykom nie starczyło jednak do końca i na zakończenie widzieliśmy jeszcze korektę tego silnego wzrostu co ostatecznie dało efekt spadku o 1,4 proc. Mimo to poniedziałkowa sesja i tak była zwycięstwem popytu, który perfekcyjnie wykorzystał jedyną okazję do obrony piątkowych minimów i wciąż stoi w blokach startowych do testu linii trendu spadkowego znajdującej się na blisko wysokości 1550 pkt. Dopiero jej przełamanie dawałoby posiadaczom akcji nadzieje na trwalsze wybicie. Na razie możemy jedynie mówić o trwającej korekcie spadków z szansą na trend boczny.
Wczorajszy handel w USA nie miał tak znaczących zwrotów. Po początkowej przewadze byków niedźwiedzie szybko przejęły kierownicę i indeksy powoli, ale konsekwentnie schodziły coraz niżej, by ostatecznie spaść o 1-2 proc. Sporo zamieszania wywołał wczorajszym wywiadem Warren Buffet. Ten najbogatszy człowiek świata i guru inwestorów, uważa że „gospodarka amerykańska spadła w przepaść”, ale równocześnie podkreśla, że „akcje są tanie i wiele z nich stwarza interesujące możliwości”. Z jednej strony Buffet straszy, że może być znacznie gorzej, a z drugiej zachęca do inwestowania. Gracze nie do końca wiedzieli, której wersji bardziej ufać, ale prognozy agencji Bloomberg o wzroście bezrobocia w Stanach jeszcze w tym roku do 9,4 proc. i dalsze wieszczenie spadków przez prof. Roubiniego na pewno nie zachęcały do kupna akcji.
Wczorajsze zachowanie rynków nie będzie miało dziś już żadnego znaczenia. Tak długo dopóki WIG20 jest poniżej 1550 i powyżej 1400 obie strony giełdowej walki czują się komfortowo.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse