Najwięksi inwestorzy stracili miliardy na GPW

„Na początku lipca 2007 r., kiedy hossa na GPW osiągnęła swój szczyt, najwięksi prywatni inwestorzy dysponowali największym w historii majątkiem. Według naszych obliczeń portfel wrocławskiego „guru” Leszka Czarneckiego, właściciela m.in. banku dla VIP-ów – Noble Banku, dewelopera LC Corp. i grupy finansowej Getin Holding, był warty aż 11 mld zł, dając mu pierwszą pozycję wśród tuzów parkietu. Dziś musi pogodzić się ze stratą 6,7 mld zł! Symbolem przeceny spółek ze stajni Czarneckiego jest kurs LC Corp. – w szczycie hossy za akcję płacono ok. 6 zł, dziś ledwie 99 gr. Szczególnie nieprzyjemnie będzie zapewne wspominał on ostatnie tygodnie kryzysu, kiedy na całym świecie taniały na potęgę przede wszystkim firmy z sektora finansowego, a tych właśnie wrocławski biznesmen ma w swoim portfelu wyjątkowo dużo” – czytamy w „Gazecie”.

„Ale mimo tak dotkliwych strat Czarneckiemu udało się w tych najbardziej dramatycznych dniach utrzymać pozycję numer jeden wśród giełdowych graczy z majątkiem 4,6 mld zł. Nie zdołał zagrozić mu nawet Zygmunt Solorz, który przebojem wdarł się do elity warszawskiej giełdy dopiero w maju tego roku, kiedy wprowadził tam swoją pierwszą spółkę – największą platformę telewizji satelitarnej Cyfrowy Polsat. Miał szczęście, bo okazała się niezwykle odporna na giełdową zawieruchę i zagwarantowała Solorzowi skok na drugie miejsce w rankingu” – informuje „Gazeta Wyborcza”.

„Tytuł giełdowego miliardera stracił za to twórca dewelopera J.W. Construction – Józef Wojciechowski. Miał biznesowego nosa, sprzedając akcje firmy w szczycie inwestycyjnego szaleństwa na punkcie spółek deweloperskich. Później akcje rozpoczęły marsz w dół. W efekcie z majątku wartego 2,9 mld zł pozostało Wojciechowskiemu na giełdzie zaledwie skromne niecałe pół miliarda” – czytamy w „Gazecie”.

W obliczu tak poważnego finansowego kryzysu, doskonale widać kto ma najwięcej i ile traci. Jednak w przeciwieństwie do szarych inwestorów, rekiny giełdowe mają się z czego utrzymywać na powierzchni. Przynajmniej na razie. Jak bowiem wiadomo – im wyżej się jest, tym boleśniej odczuwa się upadek.

Więcej o stratach na szczytach biznesu w dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej”, w artykule Tomasza Pruska pt. Rekiny toną na parkiecie”.

K.M.K.