Tak dynamicznie jak w USA stopy procentowe nie rosną nigdzie na świecie. Od początku ubiegłego roku tamtejszy bank podniósł stopy procentowe aż 11-krotnie – z poziomu 1 proc. na 3,75 proc. Tyle wynosi stopa procentowa, po której bank interweniuje na rynku, kupując bądź sprzedając instytucjom finansowym obligacje. Taki wzrost wcześniej czy później powinien przełożyć się na oprocentowanie lokat dolarowych w bankach innych krajów. – Tak jest wszędzie, tylko nie w Polsce – skarży się „Gazecie” pewien bankowiec, który prosił o niepodawanie nazwiska. – U nas wciąż lepiej trzymać dolary w skarpecie, niż lokować w banku – dodaje.
Niechęć krajowych banków do podwyższania oprocentowania lokat dolarowych potwierdzają statystyki Narodowego Banku Polskiego (NBP). Wynika z nich, że na początku 2004 roku średnie oprocentowanie rocznych lokat dolarowych wynosiło 0,5 proc. W sierpniu tego roku było zaledwie o 0,8 pkt. proc. wyższe.
Z czego to wynika? – Prosta sprawa. Jeżeli dolar słabnie, to nawet wyższe oprocentowanie nie przysporzy lokacie walutowej popularności – odpowiada rzecznik Pekao SA Rober Moreń. – Ponadto oszczędności można lokować w walutach na różne sposoby. My oferujemy przede wszystkim fundusze inwestycyjne, które dają wyższe zyski niż lokaty – dodaje. W Pekao SA roczna lokata terminowa w dolarach zapewnia 0,55 proc. zysku. Fundusze obligacji dały zarobić w ostatnich 12 miesiącach co najmniej cztery razy tyle (przy wpłatach w dolarach).
W podobnym tonie wypowiadają się przedstawiciele innych dużych banków detalicznych.
Bankowcy nie chcieli odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w ślad za stopami w USA tak chętnie podwyższają oprocentowanie kredytów dolarowych. Według NBP od początku ubiegłego roku średni koszt kredytu wziętego w twardej walucie podskoczył z 3,3 proc. aż do 6,2 proc. – czytamy w „Gazecie”.