Nie będzie drugiej Wielkiej Brytanii

Przed kryzysem wśród sprzedawców kredytów krążyła anegdota: Jak sprawdzić zdolność kredytową lusterkiem? Przyłożyć je do ust osoby ubiegającej się o pożyczkę – jeżeli oddycha, to znaczy że zdolność jest, można podpisywać umowę. Ten mało śmieszny żart dobrze obrazuje politykę ostrożnościową, która była standardem dla zachodniego rynku finansowego jeszcze kilka lat temu. Wielka Brytania była tu niechlubnym liderem i tylko wpomopowanie miliardów państwowych funtów uchroniło City przed upadkiem z wielkim hukiem. Podobnie było w brytyjskiej branży pożyczkowej.

Obraz rynku, który pojawia się w relacjach z Wysp Brytyjskich nie podlega dyskusji. Jeżeli dołożymy do tego fakt, że w rozwoju rynku pożyczek krótkoterminowych Wielka Brytania wyprzedza nas o około 10 lat, to dojdziemy do niebezpiecznego wniosku – jesteśmy w przededniu rozpoczęcia w Polsce dzikiego Eldorado, które zrządzą nam firmy pożyczkowe.

Na szczęście jest to scenariusz nie do realizacji. W biznesie jest tylko jeden powód, który sprawia, że jakiś scenariusz nie jest możliwy – po prostu się nie opłaca. I tak właśnie jest w tym przypadku. Wizja rozdawania pożyczek na prawo i lewo, bez sprawdzania wiarygodności i liczenie na zysk z ich wielokrotnego rolowania do momentu aż ostatecznie będzie można wyciągnąć pieniądze klienta w bezwzględnym postępowaniu windykacyjnym, należy do gatunku business-fiction. Są co najmniej cztery argumenty, z powodu których tak się nie stanie.

To se ne vrati

Tak mawiają nasi południowi sąsiedzi. (Na marginesie: od paru tygodni Vivus działa też w Czechach). Nikt już nie zdecyduje się na tak liberalną ocenę zdolności kredytowej jak przed kryzysem. Optymistyczne założenie, że indywidualne problemy części kredytobiorców nie wpłyną na jakość całego portfela, okazało się zbyt optymistyczne. Model działania firm pożyczkowych opiera się na prywatnym kapitale akcjonariuszy, którzy wykładają swoje pieniądze i inwestują je w pożyczki. Żaden z poważnych graczy nie zdecyduje się na stworzenie biznesu, który miałby zarabiać na przekredytowanych klientach. Historia lubi się powtarzać, ale nie co cztery lata.

Dlatego odrzucamy prawie 60% wniosków pożyczkowych, co nie jest na rynku ewenementem. Nie zmusza nas do tego żadna rekomendacja, po prostu z modelu ryzyka wynika, że udzielanie pożyczek osobom wpisanym do baz dłużników, albo takim co do których istnieją inne wątpliwości jest marnowaniem pieniędzy. Liczenie na osoby mające kilka pożyczek będą przedłużać je w nieskończoność to czysty hazard. Może w firmach działających w skali powiatu, które w wachlarzu usług mają „Własną Windykację Terenową”, to się opłaca. My udzielamy średnio 2 tys. pożyczek dziennie i wchodzenie na taki rynek byłoby kosztownym samobójstwem.

Klienci

Budując markę nie da się stać w rozkroku pomiędzy ofertą dla nieubankowionych, przekredytowanych osób o niskich dochodach, a wizerunkiem innowacyjnej spółki technologicznej działającej w branży e-commerce. Dalsze krojenie tortu „chwilówkowego” nie ma już sensu. Prawdziwy, niezagospodarowany rynek leży w Internecie. Tam są osoby, które wpisują zapytanie w wyszukiwarce i otrzymują odpowiedź po upływie 0,23 sekundy (tak poinformował mnie przed chwilą Google). Dla nich najważniejsze jest minimum formalności i szybki czas odpowiedzi. 15 minut to maksimum, ile mogą czekać na przelew gotówki bo później kończy im się aukcja lub cena biletów lotniczych wzrasta. Pieniądze nie będą już potrzebne.

Koszty

Gdzieś pomiędzy Facebookiem a iTunes, są miliony osób w wieku poniżej 30 lat, które właśnie wydają np. 20 zł na zakup aplikacji. Użyją jej dwa razy, potem ściągną kolejną albo kupią za podobną kwotę wirtualne monety do gry. Dla nich nasza prowizja – 140 zł od pożyczki 1000 zł na miesiąc – to rozsądna kwota. W mojej ocenie też taka jest, bo jesteśmy najtańszą firmą na rynku pożyczek on-line. A jeżeli ktoś uważa, że w tej branży odkrył żyłę złota to zapraszamy – biznes jest przecież taki prosty. Tutaj warto przypomnieć, że nasze marże wypadają blado w porównaniu do elektroniki użytkowej albo – o zgrozo! – gastronomii. Porównanie oprocentowania pożyczek online udzielanych na miesiąc z wieloletnimi kredytami bankowymi jest sporym nieporozumieniem o czym mówi już nawet Komisja Nadzoru Finansowego. Dlatego jako wskaźnika kosztu proponujemy używanie RMSO (Rzeczywistej Miesięcznej Stopy Oprocentowania) zamiast RRSO, które wskazuje wyłącznie hipotetyczny koszt w okresie wielokrotnie przekraczającym faktyczny czas kredytowania.

 

Nadzór

Pierwsze lata kryzysu nie były łatwe dla regulatorów rynku finansowego. Życie zaskakiwało modele ekonomiczne i pozwalało reagować tylko po fakcie. Wiele wniosków zostało z tej lekcji wyciągniętych. Nie wyobrażam sobie, żeby teraz którykolwiek z uczestników rynku wrócił do pomysłów sprzedażowych z lat 2007-2009 bez reakcji nadzoru. W polskich warunkach mam tu na myśli nie tylko KNF, ale też UOKiK. Jeżeli liczba skarg na firmy pożyczkowe osiągnęłaby 10% tego co w Wielkiej Brytanii nasza praca zostałaby sparaliżowana przez ciągłe kontrole. I mówię to na podstawie doświadczeń z paroma urzędami, które już nas sprawdziły mimo, że nie zgłosił się do nich jeszcze żaden rozżalony klient. Ten sam mechanizm dotyczy kosztów pożyczki. Tutaj dodatkowo czujność naszych służb podniosła afera Amber Gold. Każda opłata, którą ktoś chciałby ukryć przetrwałaby w umowie nie dłużej niż kilka tygodni. Po tym czasie informacja szybko trafiłaby na fora internetowe i w formie skargi do odpowiedniego urzędu.

Jednoznaczna decyzja

Jakie wnioski dla branży płyną z tego stanu rzeczy? Rozwój rynku pożyczkowego w Polsce będzie wymagał od jego uczestników jednoznacznego określenia. Albo pożyczamy odpowiedzialnie, a naszą przewagą jest technologia i innowacyjność, albo budujemy firmę dla klientów wykluczonych bankowo. Ja wybieram pierwszą drogę i nie mam zamiaru przepraszać za nieswoje winy. Jeżeli pojawiłyby się zarzuty pod naszym adresem, to wszystkie wyjaśnimy. Żadna reklamacja nie zostanie bez odpowiedzi. Jeżeli ktoś wybiera drugą drogę, to proszę bardzo, tylko nie chciałbym być wrzucany z nim do jednego worka tylko dlatego, że nasze produkty wyglądają podobnie. Do podkreślenia tego podziału potrzebna jest silna samoregulacja branżowa. Pracujemy nad tym i już niedługo przybierze ona bardzo konkretny wymiar. Dążymy do utworzenia biura informacji pożyczkowej, w którym znajdą się informacje o zobowiązaniach wszystkich klientów. Przygotowujemy kodeks etyczny, który nie będzie zbiorem pobożnych życzeń na dużym poziomie ogólności, ale jasnych reguł postępowania.

Jestem przekonany, że dzięki tym inicjatywom unikniemy scenariusza brytyjskiego.

Loukas Notopoulos, prezes Vivus Finance