Początek tygodnia nie zapowiadał optymizmu, jaki zobaczyliśmy później. Można nawet powiedzieć, że rynek po poniedziałkowej sesji wyglądał fatalnie. Zamknięcie na sporych minusach i to po luce spadkowej sugerowało, że rynek wszedł w fazę większej korekty, na którą zresztą zanosiło się już w połowie marca.
Taka korekta mogłaby znieść około połowy całego ruchu rozpoczętego w drugiej dekadzie lutego i sprowadzić indeks WIG20 w okolice 1450 punktów. Potwierdzeniem realizacji zysków było również zachowanie złotego. Nasza waluta wyraźnie straciła zachowując pełną korelację z rynkiem akcji.
Przeciwko trwałości korekty przemawiał jednak fakt, że rynek wiedział dlaczego spada. Z większości komentarzy bez problemu można było dowiedzieć się co jest powodem pogorszenia nastroju na świecie. Wskazywano przede wszystkim na kłopoty szwajcarskiego banku UPS (powiększenie strat i redukcja zatrudnienia), wymuszoną przez dymisję prezesa General Motors i kłopoty całej branży producentów aut, a także wypowiedzi amerykańskiego sekretarza skarbu Timothy Geithnera, który poinformował, że w ramach funduszu TARP do wydania pozostało już tylko 135 mld dolarów. W Europie traciły więc w największym stopniu akcje sektora producentów aut oraz finansowego i taka atmosfera została przeniesiona na nasz rynek. Skoro większość znała powód spadku, to nie mógł on działać w nieskończoność. Spadki zdecydowanie trwalsze i bardziej niebezpieczne z reguły występują wtedy, gdy nie bardzo wiadomo dlaczego rynek spada.
Drugim czynnikiem powodującym większą nerwowość rynku był przełom kwartału. W przeszłości wiele razy w takich momentach dochodziło do sporego zamieszania i tym razem było podobnie. Szczególnie podczas sesji kończącej stary kwartał i następnej rozpoczynającej nowy, zmienność rynku była ogromna. Do zwrotów rynku dochodziło po kilka razy w ciągu jednej sesji, więc chyba trudno tu mówić o nastrojach. Sprzedawanie akcji koszykami bez oglądania się na ceny, a następnie zwrot o 180 stopni przy podobnej technice dokonywania zakupów może świadczyć dokonywaniu dużych transakcji mających związek z wygasaniem różnego rodzaju struktur opartych na WIG20. Obecnie z taką zmiennością nie powinniśmy już mieć do czynienia.
Kapitał, jaki pojawił się w drugiej połowie tygodnia czyli na początku nowego kwartału okazał się jednak zdecydowanie większy od tego, który się z rynku ewakuował. To zdecydowany plus dla byków, zwłaszcza że obserwujemy nowy popyt wchodzący na rynek prawdopodobnie pod oczekiwane odbicie w gospodarce za kilka miesięcy. Charakterystyczne jest również zachowanie kontraktów. Ponad 20 punktowa ujemna baza na początku tygodnia już we wtorek wyszła na plusy i jak się później okazało nie miało to związku z kolejnym fixingiem cudów, do którego doszło właśnie we wtorek. Dodatnia różnica w stosunku do indeksu utrzymała się bowiem do końca tygodnia. To wyraźnie pokazuje, że jeszcze niedawna aktywna gra na zniżkę nie jest już tak silna.
Widać wyraźnie, że obecny ruch wzrostowy nie jest taką sobie zwykłą korektą trendu spadkowego. Nie można wykluczyć, że obecne wzrosty są nawet pierwszym elementem przyszłego odwrócenia trendu, choć na takie wnioski jest oczywiście zdecydowanie przedwcześnie. Oprócz samego odbicia nie pojawiły się ani techniczne, ani też fundamentalne przesłanki pozwalające na taką identyfikację. Wydaje się zatem, że modelowym celem obecnego wzrostu rozpoczętego 18 lutego powinien być poziom obserwowany na początku stycznia.
Jacek Rzeźniczek
Główny Analityk
Secus Asset Management SA
Źródło: Secus Asset Management SA